Nissan idzie szlakiem Mazdy. Czekamy na nowego, taniego sedana
Nissan zawarł umowę z Dongfengiem, w ramach której zbudują wspólnie samochody. Cel pierwszy: stworzyć niedrogiego elektryka. Cel drugi, chyba ważniejszy: uratować Nissana.

Dongfeng to chiński gigant, którego produkty od niedawna są dostępne w Polsce. Modele o interesujących nazwach, jak Box albo Huge, mało kosztują. Jak jeżdżą? O tym dopiero się przekonamy. Ale z pewnością wywalczą sobie kawałek rynkowego tortu. Kto ucierpi? Utytułowani producenci. Na przykład Nissan, który ostatnio nie ma najlepszego czasu. Mówi się o tym, że firma zmaga się z problemami, szuka inwestorów i wisi nad nią nawet widmo zniknięcia z rynku.
Dongfeng i Nissan będą współpracować
Nie ma tu - przynajmniej jak na razie - mowy o tym, że Dongfeng np. kupi Nissana. Póki co, obie firmy ogłosiły powstanie wspólnej spółki skoncentrowanej na eksporcie samochodów elektrycznych z Chin na rynki zagraniczne. Wartość zarejestrowanego kapitału nowej firmy to 1 miliard juanów (czyli około 580 milionów złotych), z czego 60 proc. pochodzi od Nissana, a pozostałe 40 proc. od Dongfeng Motor Group.
Czyli: Nissan zobaczył, że w Chinach można zarobić na tanich elektrykach i chce powtórzyć ten sam manewr także na innych rynkach.
Kluczowym elementem strategii będzie Nissan N7

To średniej wielkości sedan na prąd, zbudowany z myślą o rynku chińskim. Powstał jako efekt współpracy Nissana i spółki joint venture zawiązanej z Dongfengiem. Jest oparty na tej samej platformie, co np. Dongfeng 007 i produkuje się go w Wuhan.

W Chinach N7 świetnie się sprzedaje - być może ze względu na cenę, wynoszącą tam równowartość ok. 68 tys. zł. Taki wóz ma baterię LFP o pojemności 58 lub 73 kWh, przejeżdża (według chińskiej normy CLTC) 540-635 km i osiąga 218-268 KM.

W związku z sukcesem N7 w Chinach, auto ma trafić najpierw na rynki Azji Południowo-Wschodniej, a potem także do Australii i (co najważniejsze dla nas) do Europy. Zanim będzie to możliwe, Nissan musi jednak rozwiązać problem z oprogramowaniem. Musi opracować jego międzynarodową wersję, bo obecna działa w dużej mierze w oparciu o chińskie algorytmy sztucznej inteligencji, które w wielu krajach – w tym w Europie – podlegają ścisłym regulacjom prawnym i nie mogą być używane bez modyfikacji.

Nissan N7 zawalczy np. z Mazdą 6e
Mazda to inna japońska marka, która poszła tą samą drogą i zawarła umowę z chińskim partnerem (Changan), w ramach której sprzedaje w Europie (i nie tylko) model ze swoim znaczkiem i swoją stylistyką, ale będący zbudowany z części Changana. Redaktor Paweł właśnie w tej chwili jeździ 6e i na pewno da nam znać, jakie są jego wrażenia.

Nissan po N7 może pokazać jeszcze inne chińskie modele, takie jak Z9 (najprawdopodobniej duży sedan klasy premium) albo średniej wielkości pick-up Frontier Pro z napędem hybrydowym plug-in. To będzie ofensywa - ale czy uratuje Nissana? Strategia wygląda dobrze. Tylko raczej nie ma co liczyć na ceny na poziomie 68 tysięcy…