Nowego Nissana zamówiło 20 tys. klientów. A to nawet nie jest SUV
Nissan w Japonii ma kłopoty, ale Nissan w Chinach to co innego. Firma wprowadziła na rynek sedana N7, będącego dzieckiem JV z Dongfengiem. Klienci rzucili się na niego jak rolnicy na dotacje.

Zanim przejdziemy do meritum tego tekstu, to musicie coś wiedzieć o polskim rynku. Mianowicie w 2024 roku Nissan sprzedał u nas 9386 samochodów osobowych. To wielki sukces, gdyż jest to wzrost o 41,38 proc. w porównaniu do 2023 roku, kiedy to nabywców znalazło raptem 6639 pojazdów. Teraz już macie pojęcie o pojemności polskiego rynku i posłuchajcie tego: nowy sedan Nissan zebrał od końca kwietnia w Chinach aż 20 tys. zamówień. Jeden model, w jednym kraju. Tak trzeba sprzedawać.
Klienci bardzo dobrze przyjęli Nissana N7, a to nawet nie jest SUV
Nissanowi w Azji nie układa się najlepiej. Firma błaga o bycie uratowanym przez jakiś konkurencyjny japoński koncern (aktualnie podobno sprzedaje udziały w Renault), ale sprawy chyba nie wyglądają tak drastycznie źle. Średniej wielkości sedan N7 dopiero co zadebiutował w Chinach, a już na liście zamawiających jest 20 tys. nazwisk.

W Chinach oficjalna sprzedaż rozpoczęła się 27 kwietnia. To miał być „najbardziej przyjazny, rodzinny elektryczny sedan poniżej 200 000 juanów", czyli za ok. 100 tys. zł. Rodzinny? Owszem, w końcu jest to elektryczny sedan o wymiarach 4930 mm długości, 1895 mm szerokości i 1487 mm wysokości. Rozstaw osi na poziomie 2915 to wynik wręcz z segmentu E. Koła napędza silnik o mocy 215 lub 268 KM. Akumulatory mają pojemność 58 lub 73 kWh i szybkie ładowanie, co rzekomo pozwala naładować akumulator na 400 km jazdy w 19 minut.
Wnętrze ugina się pod ciężarem okablowania od wszechobecnej elektroniki. Centralny ekran ma 15,6 cala, a audio to zestaw 14 głośników. Są panoramiczny dach, lodówka i LED-y w 256 kolorach. Pokładowy komputer korzysta z chipu Qualcomm Snapdragon 8295P, ma 32 GB RAM i dysk o pojemności 256 GB. W aucie jest też autopilot do jazdy w mieście i na autostradzie. Nawet fotele mają po 49 czujników i 12 punktów masażu. AI monitoruje ciała pasażerów i dopasowuje parametry siedzisk na bieżąco. I to wszystko za ok. 100 tys. zł. U nas za takie pieniądze starczą na bazowe wersje bazowych modeli…

Do tego jest nowoczesny, minimalistyczny design
Czego tutaj nie lubić? No może jedynie tego, że hybrydą nie jest. Ale i tak ja to bym chciał takiego Nissana w Europie. Ciekawe ile zamówień by zebrał. Np. taka Mazda proponuje na Starym Kontynencie sedana 6e, zbudowanego we współpracy z chińskim Changanem. Auto kosztuje ok. 200 tys. zł i zostało bardzo ciepło przyjęte. Może jednak Nissan powinien zaatakować?
