Nie włączył kierunkowskazu. Musiał się bić
Na instruktorze nauki jazdy spoczywa wielka odpowiedzialność. Wystarczy jedno niedopatrzenie, a kula ziemska pęka na kawałki. Tak wydarzyło się ostatnio, kiedy instruktor nie przypilnował kursanta, aby ten włączył kierunkowskaz podczas skrętu w lewo.

Całe szczęście, że z odsieczą czym prędzej pospieszył ON: tajemniczy bohater w czarnej Skodzie. Porzucił swoje obowiązki, zapomniał o swoim życiu i czym prędzej rzucił się w pościg. Po pełnej napięcia gonitwie, pełnej pisku opon i odpadających kołpaków, dorwał złoczyńców i wymierzył im należytą karę. Po wszystkim odjechał w akompaniamencie muzyki z organów.
Dobra, teraz już na poważnie. Ostatnio po sieci zaczął krążyć film, gdzie krewkiemu woźnicy zagotował się płyn w mózgu, kiedy podczas wymijania się na skrzyżowaniu samochód nauki jazdy wykonał lewoskręt bez właściwej sygnalizacji, czyli po prostu bez kierunkowskazu. Kursant popełnił błąd, instruktor go nie przypilnował i się zaczęło.
Wszystko jest doskonale zobrazowane na poniższym filmie:
Instruktor czasami musi wybrać mniejsze zło
Odkładając na chwilę kwestię samego faktu, że był to oczywisty błąd, trzeba na wszystko spojrzeć szerzej. Wielokrotnie byłem w sytuacji, gdzie sprawy przybrały niekorzystny obrót znacznie bardziej, niż się na to początkowo zanosiło. W rezultacie, często trzeba było wtedy skupić się na sprawach ważniejszych, a kierunkowskaz niekoniecznie był jedną z nich.
Co potencjalnie mogło się stać? Kursant nie trafił we właściwy bieg i auto zaczęło się dusić, a trzeba było szybko działać. W ostatniej chwili wykonał korektę toru jazdy, tak że kierunkowskaz się wyłączył i nie było już miejsca na naprawę błędu. Być może zamotał się w kwestii, kto ma jechać pierwszy i również trzeba było szybko działać, aby nie zablokować ruchu. Pamiętajmy, że osoba ucząca się nie ma wyrobionych jeszcze niektórych nawyków, a pozornie banalne sytuacje mogą nie być intuicyjne i oczywiste. A instruktor nie jest robotem i czasami sprawy dzieją się na tyle szybko i mnogo, że trudno jest uporządkować każdy szczegół.
Mniejszym złem jest skręcić “incognito”, niż wbić się na skrzyżowanie bez zachowania stabilności jazdy
Ktoś zaraz powie, że od tego jest instruktor, aby wszystko wcześniej przygotować, itp. Macie racje, od tego jest instruktor. Ale jest też od tego, żeby uczyć kandydata na kierowcę samodzielności. Kursant dostał kredyt zaufania i go nie wykorzystał, a później trzeba było wszystko szybko porządkować - kierunkowskaz wówczas spadł bardzo nisko na liście priorytetów. Inna rzecz, że wielokrotnie pozwalałem komuś w kontrolowany sposób popełnić błąd, aby móc namacalnie uświadomić potencjalne konsekwencje. Nigdy przy tym świadomie nie ściągnąłem nam na kark zagrożenia, ale jeżeli rezultatem był np. zrozumienie, dlaczego 40 km/h w ciasnym zakręcie to zbyt dużo, zdarzało mi się okazję wykorzystać. Gwarantuję, że 8/10 po takiej terapii już takiego błędu drugi raz nie popełniło.
Zaistniała na filmie sytuacja być może nie byłaby najlepszym poligonem doświadczalnym, ale jeżeli już do niej doszło, również stanowiłaby dobry materiał dydaktyczny. Nie pokazałeś, że jedziesz w lewo? Zobacz, człowiek mógł pojechać wcześniej, a musiał niepotrzebnie się zatrzymać.
Nic natomiast nie usprawiedliwia takiej agresji na drodze
Natomiast pomijając już kwestię samego błędu kursanta i braku reakcji instruktora, po raz kolejny pojawia się pytanie, czy aby na pewno wszyscy są wystarczająco zdrowi na umyśle, aby prowadzić auto? Czy jeżeli ktoś na terenie hipermarketu spowolni jegomościa skręcając wózkiem z zakupami, to też zarobi w miskę? Tutaj wszystko rozbiło się o brak włączonego kierunkowskazu, co w ogólnym rozrachunku spowodowało ewentualne opóźnienie rzędu 0,69 sekundy. Strach pomyśleć, co by się wydarzyło w głowie naszego bohatera, kiedy podczas manewru na dokładkę zgasło auto.
Ja ze swojej strony polecam regularne stosowanie maści. Takiej w tubce.







































