Nowy Volkswagen T-Roc. Chińczycy na jego widok gubią trakcję
Volkswagen chciałby, żebyście w nowym T-Rocku poczuli się jak gwiazdy rocka, ale to nie jest obowiązkowe. Wystarczy, że poczujecie jego przewagę nad chińskimi samochodami. Ja poczułem.

Golf, Golf, Golf i jeszcze raz Golf — tak wygląda życie emerytowanego dentysty, a kiedyś również czołówka europejskiej sprzedaży samochodów. Volkswagen Golf przez wiele lat wdrapywał się na szczyt sprzedażowej tabeli w Europie, ale auto kompaktowe musiało oddać pole SUV-owi. Model T-Roc na najwyższym stopniu podium na razie zagościł w sierpniu, ale to może nie być jego ostatnie słowo. Jeździłem jego najnowszą generacją, mam parę przemyśleń i nie zawaham się ich użyć.

Nie jest już za mały
Do tej pory Volkswagen T-Roc był sympatyczny w tym złym rozumieniu tego słowa. Bardzo chcieliśmy go lubić, ale ostatecznie brakowało mu kilku cech i musieliśmy sobie trochę wmawiać, że nam się podoba. Za mały był po prostu, przyciasny na rodzinne potrzeby i poskąpiono w nim szkła w szybach.
Teraz ten model znacznie urósł i da się to od razu zauważyć. Nie siedzi się już w nim jak w miniaturowym czołgu, przednia szyba nie ma już szans w konkursie na spódniczkę mini, a w poprzedniej generacji nie pozostawała w nim na przegranej pozycji.

T-Roc wydłużył się o 12 cm — to bardzo dużo. Bagażnik urósł do 475 litrów (o 30 litrów) i prezentuje się dużo bardziej zachęcająco niż w poprzedniku. Na jego widok raczej nie pomyślimy już niczego w stylu „nie jest tak źle”, albo „wystarczy tylko dobrze ułożyć walizki”, bo od razu widać, że jest dobrze. Rozstaw osi też jest większy, o 3 cm, i tyle samo centymetrów zyskali pasażerowie na swoje nogi.
Urósł też prestiż
Ten model awansował też do nieco wyższej ligi. Pojawiły się nawet głosy, że odbierze trochę klientów Tiguanowi. Nie wydaje mi się to być prawdą, choć insygnia zmiany klasy rozgrywkowej tu są. Precyzyjnie rzecz ujmując, nie wydawało mi się tak jeszcze jedną godzinę temu, ale przypomniałem sobie jak wygląda wnętrze Tiguana i już bardziej jestem w stanie zgodzić się z tą tezą.
Nie znajdziemy już chromu na grillu tego Volkswagena, niezależnie od wersji. Nie znajdziemy też ręcznej skrzyni biegów, która jak wiadomo, charakteryzuje auta dla osób niedoskonałych finansowo. No żart przykry trochę, ale kto łaknący prestiżu chce jednocześnie zmieniać sam biegi? Nie znam człowieka.

T-Roc ma teraz podświetlane logotypy z tyłu i przodu i takoważ, czyli podświetlana, jest również listwa poprzeczna na klapie bagażnika. Jeździłem nim w dzień, ale zakładam, że nocą kilku kierowców obróci głowy na widok tyłu tego auta. Tak jak na widok większych modeli. Jakoś tak urządzony jest ten świat, że takie ozdobne oświetlenie robi robotę, choć użytkowo nie wnosi kompletnie nic.
Ale wewnątrz tak niezbyt
Wnętrze zyskało interesujący materiał na desce rozdzielczej. Widocznie stwierdzono, że imitacji skróty to byłoby za dużo, a nie godzi się zostawić samego plastiku. Dlatego zgodnie z trendem tapicerowania desek, swój materiał zyskał i T-Roc. Podobno ma być łatwy w utrzymaniu, materiał, ale T-Roc może też. Oby, skoro walory estetyczne materiału mogą stanowić pole do ożywionej debaty.
Wnętrze, a dokładnie tunel środkowy, to największy argument przeciw tezie, że Tiguan nie musi tak strasznie obawiać się urośniętego T-Roca. Auto jest przestronne, udało się powiększyć to wnętrze, ale jakoś szczególnie nie wyładniało. Niby nigdy wnętrza Volkswagenów nie miały potencjału na leczenie depresji, ale dodałbym tu jakieś guziczki, mini roletki, jakieś rozweselacze.

Tunel środkowy to jedna z pierwszych rzeczy, na którą się patrzy po wejściu do samochodu. I mało kto odczuje przejmującą radość z powodu wydanych pieniędzy, gdy popatrzy na tunel T-Roca. Trochę tu jest za nudno, tam po środku.
Jedno kolorowe pokrętło jakoś szczególnie nie rozweseli kierowcy, bo też zastosowań ma niewiele. Zmienimy nim poziom głośności i tryb oświetlenia i kolorystykę ekranów. Tak trochę nie ma się też poczucia, że ono do czegoś w ogóle służy. Świecące pokrętło na dość zachowawczym tunelu nie wysyła komunikatu "tu jest tak fajnie, że po co mi Tiguan". Z drugiej strony ten sam element w Tiguanie też nie powala na kolana, więc może jestem tu zbyt surowy, a o wyborze jednego z tych modeli i tak przesądzają litry, centymetry i mechaniczne konie.
116 mechanicznych koni
Tyle mechanicznych koni ma T-Roc na otwarcie cennika. Pochodzą z silnika o pojemności 1,5 litra, któremu towarzyszy 7-stopniowa, dwusprzęgłowa skrzynia biegów oraz układ mild hybrid. Jeśli obecnie wejdziemy do salonu Volkswagena i rzucimy w którąś stronę kluczykami, zapewne trafimy w auto z silnikiem 1.5, tylko moc może być inna.

Dygresja o wyższych mocach i hybrydzie
Moc da sie zwiększyć do 150 KM przy tej samej pojemności, a w następnym roku pojawi się silnik dwulitrowy o wyższej mocy - 204 KM łączone z napędem na cztery koła. A rok 2027 przyniesie nam 333 KM w wersji oznaczonej literą R. Za rok powinniśmy zobaczyć też wersję hybrydową, ale nie typu plug-in, raczej hybrydę zamkniętą.
Półtoralitrowemu silnikowi towarzyszyć będą dwa silniki elektryczne. Układ będzie generować moc 136 i 170 KM. Producent ma ambitne założenia co do efektywności tego układu. Kibicujmy mu w staraniach o obniżenie emisji dwutlenku węgla, bo wydłuży to możliwość jeżdżenia spalinowym Volkswagenem T-Rockiem.
Zanim jednak przełomowy dla Volkswagena układ, to musimy sobie odpowiedzieć, jak jeździ 116-konny T-Roc.

Wracamy do 1.5 eTSI 116 KM DSG-7
Jeździłem wersją 116- i 150-konną. Ta pierwsza była nawet w miarę niedoposażona. Nie miała największego możliwego rozmiaru felg i nawet klapę bagażnika musiałem zamykać ręcznie, jak w XIX wieku. Dzięki temu poznałem smak życia wielu klientów decydujących się na T-Roca.
Czy wolałbym poruszać się mocniejszą wersją (to ta ze zdjęć)? Tak. Czy chciałbym dopłacić do niej 15 800 zł, jednocześnie zyskując wyższą wersję wyposażenia? Chyba wolałbym wydać tę kwotę na jeszcze lepsze wyposażenie. Ze 116 mechanicznymi końmi da się bez bólu żyć, choć różnica w pracy skrzyni biegów jest wyczuwalna, szczególnie, gdy chce się przyspieszać na autostradzie. Ale 196 km/h prędkości maksymalnej i 10,60 s do setki to nie są złe wartości.

Chińczycy niech się dobrze prowadzą
Niedawno wnikliwie przeglądałem cennik nowego Volkswagena T-Rocka. Porównałem go z większym, chińskim samochodem. Chińczyk niby trochę wygrał, bo te skóry i w ogóle, ale rzekłbym, że bardzo udanie obroniłem cennik Volkswagena. Przy takich papierowych porównaniach umyka inny ważny aspekt, czyli odpowiedź na pytanie: jak to jeździ?
To pytanie trochę się już zdezaktualizowało, bo prawie wszystkie auta jeżdżą dobrze, albo bardzo dobrze. Różnice dla klientów oślepianych niskimi ratami są praktycznie nie do zauważenia. Ale moim zdaniem powinno odzyskać swe znaczenie, to pytanie. Bo wiele chińskich aut jeździ bardzo słabo. Mają problem z trakcją, stabilnością przy wysokich prędkościach i z wyciszeniem. Tego wszystkiego nie ma nowy Volkswagen T-Roc, tych problemów.

Auto jest wystarczająco komfortowe i prowadzi się bardzo pewnie. Nie ma mowy o nadmiernie wspomaganym układzie kierowniczym, braku precyzji, czy niepożądanych przechyłach nadwozia. O tych cechach zdają się często zapominać klienci i trudno jest je pokazać w cenniku, czy w folderze reklamowym. Trzeba to poczuć, by zrozumieć różnicę i pewność za kierownicą, którą tu zaoferowano.
200 tys. sprzedanych sztuk w 2024 roku
W 2024 roku sprzedano 200 tys. T-Rocków. Nowa generacja jest większa, bardziej uniwersalna, nic nie straciła, tylko zyskała względem poprzedniej. Niektórym może nie pasować obsługa większości funkcji z poziomu ekranu, czy brak ręcznej skrzyni biegów, ale może przekona ich ten żółty, krzykliwy kolor. Ten nowy Golf jest lepszym samochodem niż Golf. Przykro mi, przeciwnicy SUV-ów.








































