Kupiliśmy Fiata Pandę, a teraz go złomujemy. To się nazywa odpowiedzialność
Koniec projektu - nasza Panda idzie na złom. Pojechałem ją sprawdzić do stacji kontroli pojazdów i uznałem, że obecny stan nie daje nadziei na naprawę. Nie chcę jeździć „trumną na kołach”, więc auto zostanie odwiezione do stacji demontażu pojazdów.

Jakiś czas temu kupiłem Pandę 1.1 z LPG jako projekt do zrobienia w ramach Autobloga, gdzie planowałem przetestować na niej różne produkty, wykonać kilka ciekawych wycieczek oraz naprawić parę drobiazgów. Naprawy się powiodły i samochód był bliski przejścia badania technicznego, naprawdę jedyne do czego diagnosta miał zastrzeżenie to luz na końcówce drążka kierowniczego – pewnie wymieniłbym ją sobie sam, pojechał na zbieżność i mielibyśmy to gotowe.

Diagnosta już prawie miał wyjść z kanału, ale potem zauważył coś
Tym czymś był ślad korozji na progu po lewej stronie. Nie sposób było go zauważyć przed zakupem, musiałbym wejść pod auto wiedząc czego szukam. Niestety, „ślad” było widać na wierzchu, ale po poruszeniu zewnętrzną częścią progu z auta wysypała się pokaźna sterta korozji. Już wtedy wiedziałem, że dalsze sprawdzanie nie ma sensu, podziękowałem więc diagnoście i udałem się do domu. Wziąłem w rękę młotek - taki mały, może kilogramowy - i opukałem próg i podłogę po lewej stronie.

Już wtedy wiedziałem, że jest źle
Miałem jednak nadzieję, że będzie jeszcze co naprawiać, ale niestety nie. Podłogę da się wymienić, ale problemem jest całkowicie skorodowany stelaż drzwi i to, że podłoga się od niego urwała. Nie ma już jak ich połączyć ze sobą, a w tym miejscu po prostu zieje dziura. Obie powierzchnie są zjedzone, więc niczym ich nie pospawasz, nie da się też pociąć stelaża powyżej linii rdzy bo są tam np. mocowania pasów bezpieczeństwa. Stan jest więc terminalny – nienaprawialny bez pocięcia samochodu na kawałki. Do wymiany byłby cały stelaż drzwi, próg i podłoga, gorzej że centralne wzmocnienie płyty podłogowej również jest przegniłe i nie ma do czego spawać.

Czasem w życiu trzeba przyznać się do porażki
Nie było możliwości szczegółowego sprawdzenia stanu blacharskiego przed zakupem, a na pierwszy rzut oka niebieska Panda wyglądała całkiem nieźle. Trzeba było dopiero postukać i poruszać, żeby zauważyć, jak bardzo jest źle. Nie mam więc pretensji do sprzedającego, choć jestem zdziwiony, że jakaś stacja kontroli pojazdów dopuściła to do ruchu. Diagnosta powinien był zauważyć to od razu, nie wierzę absolutnie że wszystkie te szkody korozyjne powstały w okresie ostatniego roku.

Co zatem muszę zrobić teraz?
- zabrać ze sobą dowód rejestracyjny i polisę OC
- jakoś dotoczyć się do stacji demontażu pojazdów (co nie powinno być trudne, bo wóz mimo dziur jeździ całkiem dobrze)
- wymontować to co nie musi iść na złom, na przykład radio, akumulator, niektóre elementy wnętrza, może nawet uratujemy butlę LPG
- przygotować się na to, że stacja demontażu pojazdów może nic nie zapłacić
- otrzymać zaświadczenie o złomowaniu pojazdu
- z zaświadczeniem udać się do wydziału komunikacji w celu zgłoszenia demontażu pojazdu (tablice zostają na złomie)
- zgłosić złomowanie pojazdu do ubezpieczyciela w celu otrzymania zwrotu części składki
Potem muszę już tylko kupić inną Pandę do 11 maja, kiedy to odbywa się zlot samochodów włoskich, tym razem może nieco droższą - i tym razem szczegółowo obejrzę progi oraz podłogę. Jednak nieudany projekt z Pandą przypomniał mi, że gdy kupuje się graty, nie da się raz na jakiś czas nie wtopić. Niektórych rzeczy przed zakupem po prostu sprawdzić się nie da. W teorii, ponieważ kupiłem auto od firmy, mógłbym domagać się zwrotu pieniędzy – tyle że chyba mi się nie chce.

Nasze wpisy z Pandą: