Absurd znakowy w Polsce. Stawiają znak, a pod nim tabliczkę, która mówi, że można go zlekceważyć
Na kanale Youtube „Usuń Znak” pojawił się bardzo ciekawy film na temat znaku B-16, czyli ograniczenia wysokości dla pojazdów ciężarowych. Archaiczne przepisy sprawiają, że nikt nie wie jak jest, ale wszyscy wiedzą, że można go ignorować – nawet ci, którzy ten znak stawiają.

Problem ze znakami drogowymi w Polsce nie polega tylko na tym, że jest ich za dużo. Polega również na tym, że władze odpowiedzialne za oznakowanie nie znają precyzyjnego przekazu oznaczeń, które stawiają. Lub co gorsza, znają je, ale próbują je niepotrzebnie naginać, powodując albo drogowy chaos, albo całkowite ignorowanie oznakowania. Wystarczy przypomnieć sytuację ze znakiem B-32, który nie pozwala wjechać za niego bez sygnału świetlnego. Tymczasem w Gorlicach postawiono go przed przejazdem kolejowym i uznano, że gotowe. Wszyscy powinni byli stać do czasu, aż osoba uprawniona przekaże sygnał do jazdy, ale że takiej nie było, to znak został całkowicie zignorowany.
Tym razem chodzi o margines dla znaku B-16
Zgodnie z przepisami mającymi już ponad 50 lat, wynosi on pół metra. Czyli jeśli na znaku ograniczenia wysokości mamy napisane 3,4 metra, to znaczy że realna wysokość wiaduktu nad jezdnią wynosi 3,9 metra. Prowadzi to do dziwnej sytuacji, gdzie przy wiadukcie na wysokości 4,4 m – czyli 40 cm więcej niż dopuszczalna wysokość ciężarówki – trzeba stawiać znak B-16 z wartością 3,9 m. Nie bardzo wiadomo po co, ale przepis to przepis. Tyle że w niektórych miejscach władze uznały za stosowne dodać do znaku tabliczkę, która objaśnia, że zapisana na nim wartość jest nieprawdziwa. Ja bym dość istotnie dyskutował, czy tak wolno robić. To tak, jakby dać ograniczenie do 50 km/h, a pod nim napisać „prędkość zalecana - 70 km/h”.
Jeśli myślicie, że to już jest dziwne, to owszem, ale co dzieje się dalej...
Znaki ograniczenia wysokości czy szerokości nie mogą mieć tabliczek z wyłączeniami, bo to by się trochę kłóciło z ich sensem. Trudno sobie wyobrazić założenie, że możesz przejechać tylko pojazdem o wysokości 3,5 metra, chyba że [coś], to wtedy wyższym i najwyżej zawadzisz. Ale dzielne polskie władze za nic sobie mają tę logikę i oto pojawiają się również tabliczki przy znakach B-16, które opisują wyjątki i wyłączenia. W Katowicach przy znaku „3,1 m” (czyli w rzeczywistości 3,6 m) dodano tabliczkę, która wskazuje, że nie dotyczy on autobusów i pojazdów zasilanych CNG. Można by więc jechać tu ciężarówką na CNG o wysokości 4 metrów – bo tyle wynosi maksymalna wysokość pojazdu ciężarowego – legalnie zignorować znak, uderzyć w wiadukt i powiedzieć, że nikt nas o tym nie ostrzegł. Niby to sytuacja czysto teoretyczna, ale prawo drogowe nie powinno w ogóle funkcjonować w taki sposób. Pomijam już żenującą wielkość liter na tej tabliczce z wyłączeniem.

W Krakowie przy wjeździe na parking wielopoziomowy o wysokości 2,1 m ustawiono znak B-16 „1,6 m”, całkowicie zgodny z obowiązującym buforem bezpieczeństwa, ale zarazem powodujący niemałe zdziwienie u kierowców SUV-ów lub vanów. Mało który z takich samochodów jest przecież niższy niż 1,6 metra, a stawiam że 99 proc. użytkowników aut osobowych w ogóle nie wie o tych 50 cm zapasu. Autor filmu przywołuje zresztą wiele innych przypadków, gdzie te znaki ustawiono błędnie i bez sensu, a na zwrócenie uwagi zarządcy drogi najczęściej nie robią nic.
Czy da się w Polsce jakoś uratować zdewaluowaną wartość znaków drogowych?
Jest ich za dużo, są niezrozumiałe i powszechnie ignorowane. Codziennie jadąc do mojego małego warsztatu po drodze ignoruję znak drogowy z ograniczeniem tonażu do 2,5 tony, ponieważ po pierwsze jest na trasie dojazdu do posesji i nie ma innej możliwości, po drugie – jego opis zaprzecza sam sobie, ponieważ na jednym znaku napisano „dotyczy mieszkańców”, a na drugim, 100 m dalej – „nie dotyczy mieszkańców”. Nikomu to nie przeszkadza od lat, bo nikt nie zwraca na to uwagi, podobnie jak mało kto spogląda na znaki B-16. Nawet kierowcy ciężarówek albo mogą zajrzeć na grupę fejsbukową, gdzie podaje się dokładne wysokości przejazdów, albo zapytać na CB-radiu czy „faktycznie duży przejdzie”.
Zagłosuję na partię, która obieca usunięcie połowy znaków z polskich dróg.