Jeździłem Fiatem, który może stać się wielki. Grande Panda: pudełko po butach w sosie z detali
Fiat znowu robi to, w czym jest najlepszy - czyli stworzył samochód wyglądający jak pudełko po butach. Sprawdziłem, jak jeździ Grande Panda i już wiem, czy naprawdę jest wielka.

W dziejach Fiata było kilka wielkich aut. Wielkie było 132, wielka była Croma i wielki był Freemont. Ale czy były wielkie także w przenośni, a nie tylko w kwestii tego, jak wiele miejsca zajmują na parkingu? W kilku przypadkach odpowiedź brzmi „owszem” (sprawdzić, czy nie mówimy o Freemoncie), ale chyba prawie każdy zgodzi się z następującą tezą: Fiat specjalizuje się w samochodach małych. Takie wychodzą mu najlepiej, są najchętniej kupowane i po prostu najfajniejsze. Tylko pomyślcie o 500-tce, Punto, Uno czy Pandzie. To same sukcesy.
Czasami małe auta też są wielkie
Fiat dołożył do nazwy słowo „Grande” przy okazji prezentacji kolejnej odsłony Punto w roku 2005 (niesamowite, że ten wóz ma już 20 lat. Czy też jesteście zaskoczeni?), by podkreślić, że auto urosło i mierzy już ponad cztery metry. „Grande” czyli „duże” albo „wielkie”.

Teraz witamy Grande Pandę. Jest sporo większa od poprzedniej (3653 mm w Pandzie trzy kontra 3992 mm w Grande), ma większy rozstaw osi (2304 mm kiedyś kontra 2540 mm dziś) i jest wyższa. Ma też zwiększony prześwit. Czy to SUV? To byłoby za dużo powiedziane, ale jeśli ktoś był fanem pomysłu pod tytułem „Panda 4x4” (to na przykład ja), doceni, że ten wóz co prawda nie ma napędu na obydwie osie, ale może pokonać bardziej wyboiste przeszkody.
Fiat Grande Panda przypomina pierwszą Pandę
Pierwszą - czyli tę, która zawojowała lata 80. we Włoszech i nie tylko. Widać to już na pierwszy rzut oka, bo Grande Panda jest kanciasta - tak, jakby projektantom zabrano cyrkle i zostawiono wyłącznie ekierki. Tyle że ma dodatkową parę drzwi.

Skoro jesteśmy już przy wyglądzie: zwrot „może się podobać” to beznadziejna klisza motoryzacyjnych tekstów i lepiej go unikać (przecież wiadomo, że wszystko się komuś może podobać). Przy Pandzie trudno go jednak nie użyć - bo szanse na sukces w kwestii wzbudzania u klientów poczucia „chcę to!” są spore. Ale rozumiem, że na widok tego wozu można też odwrócić się z niesmakiem. Proste linie mogą okazać się dla kogoś za proste.
Interesujących detali jest tu cała masa

Styliści musieli mieć sporo zabawy przy dodawaniu różnych - wybaczcie anglosaskie wtrącenie - easter eggów, czyli niespodzianek dla oglądających. Napisów „Panda” jest tu cała masa, a dla odmiany znaków i symboli „Fiat” jest… mnóstwo. Przetłoczenie układające się w litery na drzwiach, charakterystyczne liternictwo na klapie, napisy na błotnikach i na relingach, a także mój ulubiony detal: znaczek na słupku C, który zmienia wygląd zależnie od kąta, z którego na niego patrzymy. Bywa napisem „Fiat” albo starym znaczkiem Fiata - tym „paskowym”, który pamiętacie z maski Cinquecento waszego wujka.

Grande Panda może mieć - i powinna mieć - żywe kolory. Żółty, czerwony - oto barwy, w których włoskiemu pudełku jest dobrze. Nieźle wygląda nawet bazowa wersja, ze stalowymi felgami. Byle nie była czarna (nuda!) albo biała (wtedy wygląda jak lodówka). Chcecie jeszcze trochę detali? Proszę bardzo. Diodowe wzory na reflektorach nawiązują do gry wideo z lat 80. i - jak twierdzi Fiat - „przypomina kwadratowe okna fasady budynku Lingotto”, czyli tej legendarnej fabryki w Turynie, z torem na dachu.

Wnętrze jest jeszcze ciekawsze
W środku Grande Panda bardzo pozytywnie mnie zaskoczyła. Wnętrze wymyślono pod względem koncepcyjnym prosto - ot, kierownica, ekran za kierownicą, ekran na środku, nawiewy. Ale detale też są doskonałe - pokrywa schowka z pozostałości po bambusie, kształt górnej części deski nawiązujący do kształtu wspomnianego budynku w Turynie, kanciaste nawiewy z kolorowymi akcentami, a do tego sporo napisów „Fiat” (np. na boczkach drzwi).

Ale Grande Panda w środku robi wrażenie nie tylko gadżecikami i napisami. Doceniam, że klimatyzacja ma osobny panel z fizycznymi przełącznikami. Zauważam bagażnik o rozsądnej pojemności (412 litrów) i sporą ilość miejsca z tyłu. Mogę usiąść sam za sobą i nie cierpieć. Przestrzeń nad głową - naprawdę duża. Ale przy takim kształcie nadwozia skandalem byłaby inna sytuacja.

Najlepszy w środku jest kolor tapicerki
Jest niebieski - a dziś niebieskie wnętrza to rzadkość. Panda przez to kojarzy mi się z latami 90. i początkiem 00. Fiaty z tamtych czasów też mogły w kółko odtwarzać piosenkę „I’m Blue”. Bardzo mi się to podoba i dodaje Pandzie uroku.

Podsumowując część tekstu o nadwoziu i wnętrzu: Grande Panda to gadżet na kołach i tryska stylem jak kotlet de volaille masłem. Może się pod… nie, nie dokończę. Ale napiszę, że już tylko te kwestie mogą skłonić klientów do zakupu. Fiat jest taki, jaki powinien być: pełen włoskiego stylu i na szczęście dość bezpretensjonalny. Jak miło, że nie udaje żadnego premium.

Jak jeździ Fiat Grande Panda?
Wiem, że czekacie na test odmiany spalinowej (to znaczy - hybrydowej). Będzie - ale dopiero za jakiś czas. Hybrydowa Grande Panda ma silnik 1.2 o mocy 100 KM z układem mild hybrid. W ofercie nie ma skrzyni ręcznej, więc w cenie jest już automatyczna przekładnia.

Póki co jeździłem elektryczną Grande Pandą. Ma 113 KM, akumulator 44 kWh i może przejechać na jednym ładowaniu do 320 km.
To nie jest demon prędkości

113 KM to niedużo, jak na te czasy, więc nie należy spodziewać się zrywania asfaltu. Sprint do setki nie jest błyskawiczny (11 sekund), ale zrywność w codziennych warunkach w mieście nie pozostawia niczego do życzenia. Połowę setki możemy jechać w 4,2 s od startu - czyli do prędkości przepisowych rozpędzamy się szybko i przyjemnie. Prędkość maksymalna to tylko 132 km/h. Grande Pandą trudno więc dostać wysoki mandat poza miastem, a na autostradzie niekoniecznie należy tym wozem okupować lewy pas.

Ale w terenie zabudowanym Panda prowokuje do wciskania gazu i częstego zmieniania pasów. To podobnie, jak dawne Uno czy Seicento. Nawet gdy miały silniki słabsze od napędu wycieraczek w limuzynie z V12, były "żywe", żwawe i zachęcały do jazdy w stylu włoskiego dostawcy pizzy.

Jak jeszcze jeździ Fiat? W kwestii komfortu i prowadzenia prezentuje klasowy standard - czyli wrażenia są podobne, jak w większości nowych aut. Nisko zamontowany zestaw akumulatorów polepsza zachowanie na zakrętach. Przechyły nie przerażają. Na dziurach jest wygodnie - nie tak, jak w Citroenach z ich autorskim pomysłem na zawieszenie, ale można mówić o komforcie. Wyciszenie przy wyższych prędkościach trudno ocenić, bo ta wersja… nie osiąga wyższych prędkości. Fotele: nie dość, że ładne, to i wygodne. Przynajmniej w mieście. W trasy Pandy wyjadą rzadko, zwłaszcza elektryczne.

Fiat Grande Panda w wersji elektrycznej kosztuje od 110 000 zł
Miękka hybryda jest tańsza (79 900 zł), ale gdy od ceny elektryka odejmiemy dopłaty z rządowego programu, też zrobi się niedrogi.

Domyślam się, że „elektryczne auto miejskie” to nie jest przepis na hit polskiego rynku. Ale w swojej klasie Grande Panda ma zalety. Mimo niezłej, jak na te czasy ceny, nie daje wrażenia auta bardzo budżetowego. Sos z designu i kolorów odciąga uwagę od oszczędności w rodzaju twardych plastików, uproszczonych rozwiązań i brzydkich wewnętrznych klamek.

Czy warto kupić Grande Pandę? Ten wóz jest udanym miksem oryginalności i praktyczności (bo ma pojemne wnętrze i spory bagażnik). Czekam na jazdy wersją spalinową. Dziś mamy za mało tanich, dobrych wozów - a ten na taki właśnie wygląda. Czy to będzie nowy, wielki Fiat? Powstał według właściwego przepisu, więc to możliwe.