Sprawdziłem używane Smarty 2. generacji. Niezłe ceny za metr kwadratowy
Smarty o oznaczeniu kodowym 451 nie są co prawda aż tak krótkie, jak starsze 450, ale z długością na poziomie 2695 mm i tak wciśniesz się takim autem wszędzie. Auto jest sprytne, ale ceny używanych egzemplarzy nie zachęcają do zakupu.

Jak bardzo da się skrócić auto? Jak długi musi być samochód, by zapewniać sensowny poziom bezpieczeństwa? Czy coś o długości 2,5 m może być w ogóle traktowane jak pełnoprawny samochód? Na te pytania już w pierwszej połowie lat 90. XX w. starały się odpowiedzieć firmy Swatch (tak, ta od zegarków) i Daimler-Benz, które utworzyły spółkę MCC - Micro Compact Car GmbH. Nazwa Smart pojawiła się już w 1994 r., ale tylko jako docelowa nazwa modelu nowego auta. W 1998 r. zmieniono nazwę firmy na Micro Compact Car Smart GmbH, a w 2002 r. zrobiono to ponownie - gdy Daimler-Chrysler był już właścicielem 100 proc. akcji. Dopiero wtedy z nazwy firmy usunięto MCC i pozostało samo Smart.

Auta te miały, zgodnie z wolą pomysłodawcy projektu, Nicolasa Hayeka, być tanie, przyjazne w użytkowaniu, niewielkie i bezpieczne. Jak żartobliwie przyznawał Hayek, Smart miał zabierać na pokład dwie osoby i... skrzynkę piwa.
Choć do dziś wiele osób ma o tych autach jak najgorsze zdanie, w praktyce były bardzo postarane
I to pomimo faktu, że do pierwszej generacji nie trafił np. układ hybrydowy, o którym marzył Hayek. Ale auto o długości zaledwie 2,5 m miało sensowne osiągi, dobre wyposażenie, a nawet pozwalało szybko zmienić panele nadwozia na takie w innym kolorze - nie trzeba było kombinować z lakierowaniem.
Najwięcej osób obawiało się o kwestie związane z bezpieczeństwem. Inżynierowie wspięli się na wyżyny, dzięki czemu tak krótki samochód otrzymał w teście EuroNCAP - w czasach, gdy te testy miały większe znaczenie niż teraz - 3 gwiazdki na 4 możliwe. Dla kontekstu trzeba dodać, że w roku 1998, gdy Smarta poddano próbom zderzeniowym, takimi wynikami w tym segmencie mogły się pochwalić w zasadzie tylko Ford Fiesta i Volkswagen Polo. 4 gwiazdek nie miało nic, za to większość aut - w tym Fiat Punto I, Opel Corsa B czy Renault Clio II - miały tylko po 2 gwiazdki. Popularny u nas Fiat Seicento miał jeszcze mniej - półtorej (mówiąc dokładniej: dwie, z czego jedna była przekreślona).
W pierwszych Smartach problemem wcale nie była mała przestrzeń potrzebna do przetrwania zderzenia, czego obawiali się potencjalni klienci. Te auta były po prostu... twarde. W przenośni i dosłownie, dzięki charakterystycznej, widocznej na zewnątrz auta klatce bezpieczeństwa nazwanej Tridion. Musiały takie być, by pasażerowie nie zostali zgnieceni, ale miało to skutek uboczny - duże przeciążenia. Tym niemniej, jak na 1998 rok, 3 gwiazdki w tak małym samochodzie stanowiły wynik wręcz wybitny. Mogę spokojnie stwierdzić, że osoby, które twierdziły, iż Smart nie jest bezpiecznym autem, nie wiedziały co mówią. Oczywiście nie był tak bezpieczny jak ciągnik siodłowy Volvo FH - ale tak samo dziś 5 gwiazdek w Toyocie Aygo X nic człowiekowi nie da, gdy starcie nastąpi... choćby ze wspomnianym Volvo FH. Każdy Smart City Coupe (później przemianowano te auta na ForTwo, a właściwie - fortwo) miał też w standardzie system stabilizacji toru jazdy, czyli ESP - nawet w bazowych, najsłabszych wersjach.
W 2007 r. na rynek weszła 2. generacja Smarta
Auto nieco spoważniało, ale też urosło - konkretnie o 195 mm. Nie kombinowano jednak z pomysłami w rodzaju dorzucenia drugiego rzędu siedzeń (od tego marka miała znacznie większy model ForFour). Te niemal 20 cm pozwoliło jednak znacznie podnieść poziom bezpieczeństwa biernego, ponieważ pojawiło się dużo więcej miejsca na strefy kontrolowanego zgniotu. Efekt? 4 gwiazdki w crash teście. Fakt, że już na 5 możliwych, ale to i tak był wynik na poziomie większych aut. Ponownie więc udowodniono, że małe auto nie musi być niebezpieczne.

W Polsce Smart nigdy nie był nad wyraz popularną marką
Wpływ miały na to m.in. ceny - przy takim stopniu zaawansowania konstrukcyjnego po prostu nie bardzo dało się te auta uczynić tak tanimi, jak zamierzano, zwłaszcza w zestawieniu z zarobkami w Polsce. Ale na Zachodzie Smarty kupowano w sporej liczbie i chętnie. Dziś Smart typoszeregu 451 jest bardzo ciekawą propozycją na rynku wtórnym, jeśli komuś nie jest potrzebny tylny rząd siedzeń. Zerknijmy, co ciekawego można wyrwać na OLX i Otomoto.
Ogłoszeń jest ponad 80, tylko że wcale nie
Po zaznaczeniu, że chodzi nam o auta z roczników 2006-2014 (produkcja Smartów 451 ruszyła w listopadzie 2006 r. W 2015 r. zjeżdżały jeszcze z taśmy egzemplarze elektryczne, ale tych w ogłoszeniach za bardzo nie ma poza pojedynczymi egzemplarzami) OLX pokazuje, że ma dla nas 86 aut. Tyle tylko, że w tej grupie są też starsze Smarty 450 i nowsze 453, więc realna liczba interesujących nas dziś ogłoszeń jest mniejsza.
Najtańszy Smart ForTwo drugiej generacji w ogłoszeniach kosztuje 6950 zł i jest dieslem bez klimatyzacji. Ma za to nowe opony całoroczne, przy czym postawiono tu na miks Uniroyali z przodu i jakichś chińskich wynalazków z tyłu (prawdopodobnie Ovation, Torque lub Mirage). Czyli jest nieźle, ale trochę niesmak pozostaje - szczególnie, że z przodu wkręcone jest ucho holownicze.

Większość egzemplarzy kosztuje między 10 a 20 tys. zł
W tym przedziale - nawet w jego niższych zakresach - można znaleźć zupełnie nieźle wyglądające auta, czasem nawet po większych nakładach. Choć moje wyróżnienie zdobywa ten Smart za 11400 zł, w którym klima działa, ale nie chłodzi. Ileż to daje możliwości w zakresie pisania opisów aut używanych! Opony w dobrym stanie, ale nienapompowane. Olej w silniku jest, tylko za mało. ABS działa, chyba że auto jedzie, to wtedy nie. Ale już np. ten egzemplarz za 10500 zł wygląda naprawdę nieźle, przynajmniej na pierwszy rzut oka.

Pewnym problemem może być dla takiego wesołego autka, że większość egzemplarzy - zwłaszcza tych tańszych - ma nudne kolory. Biel, czerń, szarości... Jednymi z tańszych wyjątków są np. ten błękitny egzemplarz za 9500 zł (ładne zdjęcia, tylko dlaczego ramki tablic rejestracyjnych są takie dziwne i wyglądają jak założone do góry nogami?) czy też ten czerwony za 11500 zł.

Moją uwagę zwrócił też ten ładny egzemplarz za 14000 zł. Co prawda twierdzenie, że ma pełny automat jest nieprawdą, bo wszystkie Smarty tej generacji mają - tak jak i 450 - półautomaty, ale prezentuje się naprawdę nieźle. Może poza dywanikami i pokrowcami foteli, ale to można sobie poprawić w pół minuty. No i jest zaraz po badaniu technicznym. Na sprzedaż jest też trochę podobny egzemplarz za 15500 zł, który zamiast 71 koni ma ich 85, ale trzeba przehandlować ciekawsze wnętrze na zwykłe szarości, a także srebrną klatkę Tridion na czarną.

W ogłoszeniach jest tylko jeden żółty Smart
Jest to co prawda dosyć bazowy egzemplarz (wystarczy spojrzeć na tapicerkę czy felgi), ale jest z ostatniego roku produkcji (2014), ma świeże OC, jeszcze świeższe badanie techniczne, a także sprawną klimatyzację i jakiś chiński radioodtwarzacz z wysuwanym ekranem. Cena za to wszystko to 16900 zł - szkoda, że pod klapą bagażnika pracuje tu tylko 60 koni. Za 18999 zł można sobie sprawić niedawno sprowadzony egzemplarz w kolorze zielonym - co prawda nieco zeszpecony niepotrzebnymi naklejkami, ale mimo wszystko interesujący.

Istnieje też coś takiego, jak Smart Brabus. I nawet da się to kupić
Większość najdroższych ofert stanowią właśnie Brabusy. Mają one kilka zmian wizualnych, a także podkręcone do 98-102 KM silniki. Trzeba uważać, bo da się trafić na auto tylko udające oryginalny wariant Brabus - ale o niższej mocy. Najtańszy Brabus z około 100-konnym silnikiem kosztuje 25500 zł, a najdroższy - 45500 (życzę powodzenia).

A jak z tymi elektrykami? No są, są... cztery egzemplarze, mówiąc konkretniej. Ceny są właściwie identyczne jak w przypadku wersji spalinowych, tj. najtańszy elektryczny Smart kosztuje w tej chwili 16950 zł, a najdroższy - 28900 zł. Może to być ciekawa opcja, zwłaszcza jeśli ktoś jeździ głównie po mieście (zasięg tych aut wynosi zwykle ok. 100-130 km, zależnie od warunków). Chyba że zależy nam tylko na osiągach a zasięg jest kwestią drugorzędną - tutaj poza miastem elektryki sprawdzą się lepiej niż bazowe benzyniaki (71 KM) i diesle (45 lub 54 KM). Warto nadmienić, iż Brabusy rozpędzają się do setki w 9,9 (98 KM) bądź 8,9 s (102 KM), więc potrafią zaskoczyć innych przy starcie ze świateł czy przy wjeździe na autostradę.

Choć Smarty nigdy nie były jakimś totalnym wzorem niezawodności, to ciekawa opcja na auto miejskie
W zasadzie jedynym realnym konkurentem tych aut są Toyoty iQ, które są 4-osobowe i generalnie trwalsze - tyle tylko, że są też o 30 cm dłuższe. 3 metry to nadal bardzo niewiele, ale różnica jest zauważalna. Smart pozostaje jednak interesującym wyborem dla kogoś, kto dodatkowych miejsc siedzących nie potrzebuje. Zapewnia pasażerom sporą przestrzeń, pomieści nawet spore zakupy i jest zaskakująco bezpiecznym autem.