Zatrzymał się na "esce", bo żal mu było kilku minut. Są ranni
Na trasie S5 na wysokości Leszna doszło do niecodziennego zdarzenia. Jeden z kierowców postanowił się w pewnym momencie zatrzymać, a następnie wycofać. Doprowadził do wypadku.

Opieszałość i gapiostwo na drodze nie popłacają - a nawet wręcz przeciwnie. Przekonał się o tym kierowca białego Audi, który wykonał manewr z kategorii "co autor miał na myśli".
Najpierw się zatrzymał, a potem wrzucił wsteczny
Jadąc drogą ekspresową S5 koło Leszna, jeden z kierowców zauważył, że przegapił swój zjazd z głównej trasy. To co powinno się zrobić w takiej sytuacji? Na pewno nie to co kierowca Audi, bowiem ten stwierdził, że najlepszym rozwiązaniem jest zatrzymanie się na drodze szybkiego ruchu, wrzucenie wstecznego i wycofanie się do samego, uprzednio przegapionego zjazdu.
Oczywiście wywołał swoim manewrem niemałe zamieszanie. Kilku jadących kierowców zdążyło go ominąć, jednak czasu reakcji nie starczyło kierowcy dostawczego Ford Transita, który z impetem wjechał tył cofającej osobówki. W wyniku kolizji znacznie uszkodził on swój samochód, po czym wypadł z drogi. Nagranie tej sytuacji opublikował facebookowy fanpage "Bandyci Drogowi".
Chcielibyśmy napisać często spotykane w takich sytuacjach, pełne ulgi "na szczęście nikomu nic się nie stało", ale nie tym razem. W wyniku zdarzenia ranne zostały dwie osoby.
Wracając do pytania - co autor miał na myśli?
Obejrzałem tą sytuację kilkanaście razy i wciąż nie mam pojęcia, co kierowca wykonujący ten niebezpieczny manewr miał w głowie. Już samo nagłe zatrzymanie się na drodze jest szalenie niebezpieczne, nie mówiąc o cofaniu. Jedynie wytłumaczenie, jakie jestem w stanie wymyślić, to że spanikował, gdyż mu się gdzieś spieszyło, a tu źle pojechał i będzie musiał jechać do następnego węzła (jeżeli w ogóle o tym pomyślał).
W ten sposób wywołał znaczne zagrożenie na drodze, skutkujące dwoma osobami rannymi. Za ten przejaw głupoty, oprócz odszkodowania dla kierowcy Transita, należy mu się mandat w wysokości 1300 zł i 10 punktów karnych. Do tego zniszczył swój ukochany samochód. A następny zjazd miał pewnie za kilkanaście minut...
Więcej wyczynów polskich kierowców znajdziesz tutaj: