Nowe BMW X6 to zbiór zadań z ostentacji. Zaskakująco przyjemnie się je rozwiązuje
BMW lubi mówić, że X6 jest samochodem kontrowersyjnym. Po pierwszych jazdach nową generacją twierdzę, że to nieprawda. X6 nie jest kontrowersyjne, tylko ostentacyjne, a wręcz wulgarne, ale za to świetnie się prowadzi.
Chciałbym zacząć ten wpis od jakiegoś nieśmiesznego żartu pod adresem podświetlanych nerek, ale nie mogę. Nowe X6 testowałem razem z tragicznie zmarłym Wojtkiem Romańskim. Wspominam o tym, bo to były pierwsze w mojej karierze jazdy wchodzącym na rynek autem. Dzięki Wojtkowi, który podzielił się ze mną swoim doświadczeniem, udało mi się przetrwać je bezboleśnie, a przy okazji bardzo wesoło i ciekawie spędzić czas, zarówno za kółkiem, na fotelu pasażera jak i w przerwach. Dla mnie, jako nieopierzonego nowicjusza, pomoc starszego kolegi znaczyła bardzo wiele. Piszę to, bo nie zdążyłem na żywo: dziękuję i nie zapomnę nigdy.
Zbiór zadań z ostentacji.
Nie będę ukrywał. BMW X6 nigdy mnie nie pociągało. Dlatego lecąc do Monachium nie czułem w zasadzie nic. Zastanawiałem się tylko jak ugryźć ten temat. Od pierwszego spotkania z bawarskim SUV-em coupe wiedziałem, że motywem przewodnim będzie ostentacja. To auto wysyła jasny przekaz - król drogi jest tylko jeden i siedzi za kierownicą X6. Doskonale, to stało się moim punktem zaczepienia.
Skoro tak zaprojektowano to auto, to widocznie tego chcą klienci. Jak dowiedziałem się z prezentacji pierwszego dnia - BMW dobrze trafia w ich gusta. Bawarski producent sprzedał już blisko pół miliona sztuk modelu, którego nową generacją jeździłem. X6 to wręcz jeżdżący zbiór zadań z ostentacji, który pomoże nawet skromnemu kierowcy nauczyć się jak zaznaczać swoją obecność na drodze. Wstyd mi przed samym sobą, ale po kilku godzinach jazdy po bawarskich drogach nawet zacząłem lubić tą bezczelność.
Zadanie pierwsze: pokaz świetności.
Rozwiązanie: Wygląd nowego X6 nie jest tajemnicą już od jakiegoś czasu, nie będę się więc nadmiernie nad nim rozwodził. SUV coupe zaskoczył mnie tylko pod jednym względem. To naprawdę niebrzydkie i całkiem spójne auto. Agresywne, emanujące bezczelną siłą. Pierwszą generację uważam za paskudną, drugą z trudnością toleruję, a tu takie zdziwienie. Nadal nie jestem fanem wytworów określanych jako SUV-y coupe, ale nowa Bawarka może się podobać. Zwłaszcza w tym niebieskim lakierze. Nie wierzę, że to napisałem. Może to kwestia opatrzenia. Pierwsza generacja była pewnym novum, trzecia pojawiła się kiedy już się przyzwyczaiłem do tak wyglądających aut.
Skoro o wyglądzie mowa - w nowym X6 można dokupić opcję o wiele mówiącej nazwie „Iconic Glow”. Przypomnę co to jest: podświetlenie nerek. Służy tylko do tego, by w nocy każdy na drodze z daleka widział, że nadjeżdża BMW. Bezużyteczne, wulgarne i w przewrotny sposób fajne. Taki pokaz świetności, używając języka rodem z oficjalnego opisu cech szczególnych tego modelu.
Wynik: Trochę podoba mi się bezczelność X6. Nie jest dobrze. Na odtrutkę muszę pooglądać zardzewiałe graty na OLX.
Zadanie drugie: przywódca stada.
Rozwiązanie: Środek BMW X6 jest nieco bardziej stonowany od karoserii. W egzemplarzu testowym dominowała biała skóra, zmieszana na desce rozdzielczej z czernią. Ładnie, elegancko, nawet dotykowy ekran udało się poprawnie wkomponować. Wszystko zostało wykonane z dobrych materiałów - takie właśnie powinno być BMW.
Ilość miejsca z tyłu jest zupełnie zadowalająca. Pomimo opadającej linii dachu nie smyrałem głową podsufitki. Dwie dorosłe osoby mogą tam wygodnie podróżować. Fajerwerków i nachalnych smaczków nie stwierdziłem. W środku ostentacja nie jest potrzebna. Za kierownicą siedzi przywódca, a na pozostałych miejscach członkowie stada. Przed nimi nie musi już niczego udowadniać, więc liczy się głównie wygoda i przyjemność korzystania z auta.
Nie dawała mi tylko spokoju kryształowa gałka skrzyni biegów. Jako jedyna nie pozwalała zapomnieć, że jadę autem typu „król bezczelności”. Taki mały strażnik sprawdzający czy na pewno parkuję na przynajmniej dwóch miejscach (wiem, nieśmieszne). Ładny i kiczowaty zarazem.
Za to niezmiennie jestem fanem obsługi infotainmentu BMW, a konkretniej wielofunkcyjnego okrągłego manipulatora na tunelu środkowym. Używanie go jest na wskroś intuicyjne, a do tego nie wymaga odrywania wzroku od drogi.
Wynik: Zarówno kierowca, jak i pasażerowie mogą podróżować w komforcie, dotykając i patrząc na ładne, dobrze wykonane wnętrze. Gdyby nie ta felerna kryształowa gałka nie miałbym żadnych zarzutów.
Zadanie trzecie: (nie)prawdziwe muskuły.
Rozwiązanie: Czymże byłby bezczelny SUV coupe bez dużego i mocnego silnika? Jeździłem topową, 530-konną wersją M50i. Montowany w niej motor to 4,4-litrowe V8. Spodziewałem się, że nie tylko zapewni doskonałe osiągi, ale i świetne wrażenia akustyczne. Dźwięk z wydechu był zachęcający. Nie za głośny, ale ochrypły, z charakterystycznymi strzałami.
Zapowiadało się dobrze. W normalnym trybie jazdy BMW przyspieszało jak oszalałe, do tego w kabinie panowała niemal idealna cisza. Nawet kiedy trafiła się okazja, by na pozbawionym ograniczeń odcinku autostrady rozpędzić X6 do przeszło 200 km/h szum owiewającego karoserię powietrza był nieznaczny. Zjechaliśmy na krętą, boczną drogę, przełączyłem na tryb Sport… i szybko go wyłączyłem. Fakt, auto jeszcze lepiej się zbierało, ale w kabinie pojawił się głośny, rzekomy dźwięk silnika. Napisałem rzekomy, bo nijak nie przypominał pracy V8, bardziej 4-cylindrowego 1.5.. Ewidentnie pochodził z głośników i mógł co najwyżej irytować. Śmieszno-niesmaczne było porównanie go przy otwartych drzwiach z tym co słychać na zewnątrz.
Wynik: Wyciszenie X6 jest świetne, wydech ładnie brzmi na zewnątrz, a osiągi już w normalnym trybie potrafią miło zaskoczyć. Niestety włączenie jeszcze dynamiczniejszej opcji Sport jest okupione słuchaniem żenującego, syntetycznego dźwięku silnikopodobnego.
Zadanie czwarte: władca drogi.
Rozwiązanie: Skoro już wspomniałem o silniku, to nie sposób ominąć tego jak X6 się ogólnie prowadzi.. Zwłaszcza że o dziwo naprawdę jest o czym pisać. Prawdziwy król drogi musi być gotowy by nie tylko pokazywać swoją pozycję przez wygląd, ale i dynamiczną jazdę. Nowy bawarski SUV wygląda jak mały czołg, widoczność ze środka też przypomina o jego słusznych wymiarach i wadze. Spodziewałem się dużej bezwładności i sporych wychyłów nadwozia podczas dynamicznego pokonywania zakrętów.
Nic z tych rzeczy. Testowe X6 prowadziło się przyzwoity kompakt. Byłem bardzo zaskoczony jak tak wysokie i ciężkie auto może być z gracją wchodzić w szybkie zakręty gdzieś na bawarskich wzgórzach. Chapeau bas dla inżynierów BMW, stworzyli świetne zawieszenie. Zapewne jest to w jakimś stopniu zasługa pakietu Adaptive M Suspension Professional, obecnego w egzemplarzu, którym jeździłem. Co ciekawe, świetne prowadzenie nie oznacza braku komfortu. X6 jest dość twarde, ale mimo to przyzwoicie tłumi nierówności.
Wynik: Wsiadasz do czołgu, prowadzisz kompakt. Nowe BMW X6 ma zaskakująco udane zawieszenie.
To dobre auto, ale nie dla każdego.
Choć w X6 spędziłem tylko kilka godzin, już teraz mogę powiedzieć, że to naprawdę dobre auto. Poza syntetycznym dźwiękiem silnika w trybie Sport nie natrafiłem na żadne znaczące wady, za to pozytywnie zaskoczyło mnie zawieszenie. Spodziewam się, że klienci segmentu SUV coupe pokochają to auto, a topowa wersja M50i skradnie serca tych, którzy w takich kolubrynach szukają sportowego zacięcia.
Istnieje tylko jeden warunek wejściowy. Trzeba lubić ostentację i bezczelność na drodze. Jazda X6 bez problemu podsyci w kierowcy takie skłonności, ale to nie wystarczy by przekonać się do zakupu. Przykładowo ja przyjemność czerpaną z obcowania z wulgarnym X6 zaliczam do tzw. guilty pleasures. Było fajnie, ale nie chciałbym tego robić na co dzień. To nie jest auto dla każdego, ba, nie w każdym społeczeństwie może być popularne. W okolicach macierzystego dla BMW Monachium spotkałem na drodze tylko jedno inne X6.
Gdybym jednak się złamał, to do M50i nie mam co podchodzić bez 467 900 zł. Najtańsza, niezbyt mocna wersja XDrive30d zaczyna się od 357 900 zł. Cóż, X6 nigdy nie miało być tanie.