Nie ma czasu na wyjaśnienia, trzeba szybko budować ładowarki, żeby zrealizować plan Unii
Według ambitnych unijnych założeń dotyczących elektromobilności, do 2030 roku będą potrzebne 3 miliony ładowarek. Musimy znacząco przyspieszyć pracę nad nimi, żeby w ogóle mieć gdzie ładować samochody elektryczne.
Jak informowaliśmy Unia Europejska chce żeby do 2030 roku na drogach jeździło 30 milionów samochodów elektrycznych. To bardzo ambitne założenie ze względu na to, że w obecnej chwili jest ich tylko 1,5 miliona. Żeby zrealizować ten plan, sprzedaż samochodów elektrycznych musiałaby wystrzelić. Jest to trudne ze względu na przyzwyczajenia użytkowników, koszt zakupu takiego pojazdu oraz kulejącą infrastrukturę. Zgodnie z założeniami Unii Europejskiej trzeba też przyspieszyć budowę ładowarek, bo potrzeba ich 3 miliony. Obecnie mamy ich tylko i aż 200 tysięcy. Jedna ładowarka przypada na 7,5 auta. Jeżeli spełnią się oba plany unijne, to w 2030 roku statystycznie jedna ładowarka przypadnie na 10 aut. Już teraz jest problem z ich zajętością, więc jeżeli aut będzie dużo więcej niż ładowarek, to właścicieli samochodów elektrycznych czeka wiele stresujących chwil podczas walki o wolną wtyczkę.
Żeby mieć 3 miliony ładowarek nie wystarczy chcieć
Budowa 3 milionów ładowarek, a raczej 2 milionów 800 tysięcy, bo tyle nam brakuje do zakładanego poziomu, będzie drogą przez mękę i z gigantycznym kosztem, który trudno oszacować w liczbach. Podstawowym problemem są tereny, na których mają stanąć ładowarki. To zagadnienie dostrzegli Niemcy, którzy postulują dobudowanie ładowarek przy istniejących stacjach paliw zlokalizowanych wzdłuż autostrad. Jednak wiąże się to z koniecznością kupna kolejnych metrów kwadratowych gruntu, a to wiąże się z podatkami od nieruchomości. Kolejnym problemem jest doprowadzenie prądu do tych punktów. Infrastruktura nie wyrabia już teraz, gdy wiele samochodu podłączy się do prądu jednocześnie. Należy pamiętać również o tym, że większa liczba elektryków, to większa szansa na blackouty. Polska będzie miała największe problemy latem, gdy wody używanej do chłodzenia bloków elektrowni jest niewiele.
Potrzebne będą kolejne inwestycje w elektrownie. Najlepsze byłyby atomowe, ale budzą one sprzeciw społeczeństwa, które ciągle pamięta co wydarzyło się w Czarnobylu, czy Fukushimie. Budowa elektrowni to długi, skomplikowany i niezwykle kosztowny proces. Nawet te wytwarzające prąd ze źródeł odnawialnych nie są budowane z dnia na dzień. Może się okazać że na przeszkodzie w osiągnięciu 3 milionów ładowarek stanie brak prądu.
Kluczowy jest czas ładowania
Nie można porównywać stacji benzynowych do punktów ładowania. Stacje buduje się łatwiej, nie potrzebują aż takiej rozbudowanej infrastruktury jak stacje ładowania. Dodatkowo mają niezaprzeczalną zaletę dla użytkowników, czyli czas jaki trzeba spędzić na stacji. Samo tankowanie samochodu trwa maksymalnie kilka minut, wizyta może się przedłużyć podczas płacenia za paliwo zanim klient odpowie na szereg pytań o życie, wszechświat i całą resztę, tj. czy chce hot doga, kawę, czy zbiera punkty, czy faktura, czy paragon itd. Natomiast punkty ładowania są długo oblegane przez samochody elektryczne. Nawet szybkie ładowarki o mocy 125, czy 150 kW potrzebują kilkudziesięciu minut do naładowania akumulatora do 80 procent. Skoda Enyaq potrzebuje na to 40 minut. Tesla Model S dwóch godzin, Audi e-tron 1,5 godziny. Mowa wyłącznie o samochodach, które obsługują szybkie ładowanie. Samochody, które ładują się niższą mocą blokują ładowarkę na kilka godzin. Łatwo jest więc wyobrazić sobie olbrzymie kolejki na stacjach, takie jak już zdarzają się w Stanach.
Najważniejszym problemem jest jednak ten, który mówi o tym kto ma zapłacić za 3 miliony ładowarek
Ktoś będzie musiał za nie zapłacić, ale nikt nie chce tego robić, ze względu na wysokie koszty, a póki co – marginalny zysk. W Niemczech trwa aktualnie dyskusja pomiędzy rządem, producentami samochodów oraz przedsiębiorstwami energetycznymi w sprawie budowy sieci ładowarek. Producenci chcą jak najszybszego rozwoju punktów ładowania. Argumentują, że z powodu problemów z infrastrukturą, klienci nie chcą kupować samochodów elektrycznych. Dlatego proszą rząd o jak najszybsze podjęcie odpowiednich kroków. Natomiast przedsiębiorstwa energetyczne mówią wprost, że przy obecnym rozwoju i liczbie samochodów elektrycznych na drogach inwestycja w ładowarki, to wyrzucenie pieniędzy w błoto. Z powodu braku sensownego kompromisu rozmowy utknęły w martwym punkcie. Inne kraje spotykają się z podobnymi problemami.
Takie dyskusje pokazują istotę problemu, czyli ogromny koszt przejścia motoryzacji spalinowej na motoryzację elektryczną. Można przyjąć, że nakłady potrzebne do uruchomienia kolejnych elektrowni, kolejnych sieci przesyłu oraz samej budowy punktów ładowania są tak duże, że z dużą dozą prawdopodobieństwa można powiedzieć, że to największa inwestycja w elektrykę od czasów budowy pierwszych elektrowni atomowych w Europie. A zegar tyka.