Różne samochody mogą wywoływać różne reakcje innych kierowców. Ale jak chcecie zobaczyć, jak to jest być na samiutkim dnie drogowego łańcucha pokarmowego - musicie przejechać się Fiatem Cinquecento.

Moim jedynym autem na co dzień (choć nie użytkowanym codziennie) jest FSM Cinquecento z 1993 r. Dzięki waszym komentarzom już się dowiedziałem, że mój samochód to moja jedyna cecha charakteru. Może teraz zrobi się jaśniej, dlaczego tak jest - bowiem choć nieironicznie kocham swoje wozidło, jazda nim znacznie się różni od jazdy zwykłą, nowoczesną Corollą, czy Octavią. I bynajmniej nie chodzi mi o różnice w osiągach czy komforcie.
Czuję się w nim jak kawałek mięsa
Przyjmijmy, że droga to dżungla czy tam inna sawanna. W Polsce nawet nie potrzeba do tego bardzo mocnej wyobraźni - mamy lwy - królów dżungli robiących co chcą w postaci wielkich SUV-ów premium, gepardy - najszybszych, znikających chwilę po pojawieniu się przedstawicieli handlowych w Skodach Fabiach i Hyundaiach i30, ogromne słonie, czyli oczywiście tiry, a poza drogami szybkiego ruchu dochodzą jeszcze latające w przestworzach orły, których żadne zasady nie obowiązują, ale w najmniej oczekiwanych momentach pojawią się by przyprawić cię o zawał serca - rowerzyści.
Pomiędzy nimi biegam ja w swoim "Cienkim". To malutka mysz próbująca po prostu gdzieś dotrzeć i nie zostać zjedzoną. W wyprawie po pożywienie przeszkadzają mi wymuszające pierwszeństwo na skrzyżowaniu, wciskające się z pasa rozbiegowego, wyprzedzające na trzeciego, łamiące zasady jazdy na suwak drapieżniki. Czekają tylko na odpowiedni moment, żeby mnie pożreć.
Już porzucając zoologiczne odniesienia - kiedy jedziesz Cinquecento, zostajesz po prostu nikim. Jesteś przeszkodą, która przeszkadza innym na drodze, psuje im widok przed maską, a ty jako kierowca jesteś nic nie wartym biedakiem. Trzeba przed ciebie wjechać, bo nie po to ktoś brał w leasing swojego SUV-a, żeby teraz jakaś mydelniczka mu psuła miejski krajobraz. A że jeżdżę zawsze zgodnie z ograniczeniami prędkości, to jeszcze jestem zawalidrogą. Kierowcy A-szóstek zjadają takich na śniadanie.
Choć to nie tylko kwestia miasta - osobistym szczytem była sytuacja z tego roku, która przytrafiła mi się w pewnej wiosce na Kociewiu. Wąska droga, z naprzeciwka jedzie BMW X5 M; ja jechałem już na skraju drogi, a BMW niemalże samym środkiem. Widzieliśmy się już od dłuższego czasu i liczyłem, że BMW w końcu zjedzie trochę ze środka, by nie wjechać ze mną na czołówkę. Ależ ja byłem głupi! W końcu zjechałem bardziej na prawo, lecz nie zauważyłem, że już mi się skończył asfalt. Za nim był kilkunastocentymetrowy spadek. Efekt widoczny poniżej.

A skąd to się bierze?
Myślę że powód jest tutaj oczywisty - jestem złym kierowcą. I nawet nie żartuję. Przy czym nie chodzi o to, że nie umiem jeździć autem (choć Kubicą też nie jestem), tylko takim z miejsca się staję, gdy ktoś zobaczy mój samochód na drodze. Jak ktoś zobaczy Cinquecento, ma w głowie w zasadzie jedną opcję - starszego pana w kapeluszu jadącego na działkę/grzyby/cmentarz. Czy ja pasuję do tego opisu? Cóż, mam 26 lat, więc tak stary chyba nie jestem, od nakryć głowy stronię, działki nie mam, na grzybach nie byłem od dziecka, a na cmentarze jeżdżę autobusem, bo wszystkie mnie interesujące są w moim rodzinnym mieście, w dobrze skomunikowanych lokalizacjach.
Ale nie chodzi o to kim jestem, czy nie jestem - bo nikt nie widzi mojej twarzy, ani nie słyszy rosyjskiego hip-hopu puszczanego w aucie. Widzi tylko to, że mam "Czinkłaczento" w holenderskim gazie, wiesz o tym bejbe, a zgodnie z polską zasadą "lepsze auto ma pierwszeństwo", to ja nigdy go nie mam. Bo Cinquecento ogółem jest w tym smutnym okresie dla samochodu, kiedy jest kupą złomu - nie jest już po prostu autem do kupienia za trzy czwarte pensji, nawet nie jest już autem do dostarczenia kebabów, a jeszcze trochę mu brakuje do tytułu klasyka. Jest tym pryszczem na drodze, który trzeba wycisnąć jak najszybciej, bo przecież nie przystoi jechać ZA czymś takim.
Cóż mogę to zrobić by to zmienić? Kupić inne auto - najlepiej niemieckiego SUV-a premimum, bo teraz to ja będę mógł wszystkim wymuszać pierwszeństwo. Jeżdżąc nim poczekam jeszcze kilka lat, aż Cinquecento zostanie pełnoprawnym klasykiem - wtedy zamiast uśmiechów politowania i nienawistnych spojrzeń, wszyscy będą lubić ten zabytkowy samochód w świetnym stanie. Już nie mogę się doczekać.
Więcej o Fiacie Cinquecento przeczytasz tutaj:







































