Ktoś mnie uderzył z tyłu. Nie mogę się doliczyć, który to już raz
Rolą instruktora nauki jazdy jest nieustannie panować nad sytuacją, co też z reguły mi się udaje. Nie jestem jednak odpowiedzialny za zachowanie innych kierowców, a są sytuacje, kiedy nie mogę nic zrobić. Niedawno zaliczyłem delikatny cios w tył. Zdarza się. Problem w tym, że to był już chyba dziesiąty raz na przestrzeni kilku lat.

Uprzedzając złośliwe komentarze, nie mam wpływu na niektóre sytuacje, a też nie mogę osoby uczącej się we wszystkim wyręczać, bo nie o to w tym chodzi. Kiedy ktoś się uczy, najlepiej przyswaja wiedzę organoleptycznie, a nie na podstawie słowa mówionego. Niestety bywa i tak, że ktoś jadący za nami nie nadąży za rozwojem sytuacji.
Najświeższy przypadek jest chyba najbardziej typowy, czyli podczas ruszania spod świateł auto zgasło
Kierowca za nami tymczasem zdążył już odwrócić wzrok od drogi i nawet nie hamował, tylko od razu pocałował nas w zadek. Zawsze, kiedy kursant zbyt twardo zahamuje, samochód się zakrztusi lub stanie przy próbie startu, odruchowo oceniam sytuację z tyłu i od razu wiedziałem, że będzie bum.
Z dobrych informacji, nie było żadnej awantury, tylko natychmiastowe przyznanie się do błędu, ponieważ sprawa była oczywista. Straty też niewielkie, bo u nas z tyłu tylko lekka rysa na zderzaku, a u sprawcy kilka pęknięć na pasie przednim. Podpisy na oświadczeniu, uścisk dłoni i przeprosiny, nie ma o czym mówić.
“Nie spodziewałem się, że się zatrzymacie”
W każdym z przypadków linia obrony, dlaczego stało się to, co się stało, była taka sama: że jadący za nami kierowca był zaskoczony niespodziewanym z jego perspektywy zatrzymaniem. Oczywiście: przecież wcale nie mamy na dachu wielkiej litery “L”, która m.in. ma uprzedzić innych, żeby zostawili nam większy margines błędu, a nie traktowali na równi z doświadczonymi kierowcami.
Argumentacja była taka sama, zmieniały się jedynie okoliczności przyrody, ponieważ raz było to zgaśnięcie silnika, innym razem zatrzymanie się na warunkowej zielonej strzałce, a jeszcze innym zbyt gwałtowne hamowanie w odniesieniu do żółtego światła. Hitem zaś było najechanie na tył, kiedy nasze auto po prostu jeszcze nie ruszyło. Tak, ktoś uderzył w stojący samochód, bo ten przed nami już ruszył, a my jeszcze nie.
Kiedy kursant wciska hamulec, nic nie mogę z tym zrobić
Mam w samochodzie do nauki jazdy po swojej stronie wszystkie trzy pedały, ale kłopot w tym, że o ile mogę wcisnąć hamulec i zapobiec zagrożeniu, wysprzęglić i odciąć pedał gazu albo właśnie nacisnąć gaz i ewakuować nas z kursu kolizyjnego, a także skorygować tor jazdy łapiąc za kierownicę, jestem całkowicie bezradny, jeżeli kursant wciśnie hamulec. Nie mam możliwości przerwania procesu hamowania.
Wielu kierowców nie bierze pod uwagę, że samochód nauki jazdy może zachować się zaskakująco
Jest to rzecz nieunikniona, ale osoba ucząca się często nie ma jeszcze świadomości niektórych zagrożeń. Zachowanie, gdzie ktoś raptownie i niespodziewanie hamuje nie wynika z braku intelektu, tylko z braku doświadczenia, zwłaszcza jeżeli sytuacja jest nowa i nieznana.
Ja natomiast nie jestem w stanie komuś uzmysłowić pewnych rzeczy bez ich weryfikacji w praktyce. Dlatego nie siedź mi na tyłku i nie zakładaj, że poziom doświadczenia kursanta jest co najmniej równy twojemu.







































