Volkswagen chwali się osiągnięciami z Nardo. Kiedyś to były czasy, teraz to nie ma czasów
Celowo nie napisałem co „wyjeździł” Volkswagen na Nardo, bo najpierw chcę wam przybliżyć niegdysiejszą relację koncernu z tym miejscem. Volkswagen, mimo że jest właścicielem ogromnego 20,8-kilometrowego obiektu w niemieckim Ehra-Lessien, to zawsze miał słabość do włoskiego Nardo.
Zlokalizowany na Półwyspie Apenińskim ponad 12-kilometrowy okrąg był przez wiele lat wykorzystywany przez Volkswagena oraz należące doń marki do różnych testów przy wysokich prędkościach, w tym do sprawdzania prędkości maksymalnych. Dość powiedzieć, że nawet koncepcyjny 600-konny supersamochód VW W12 z 2001 roku dostał nawet nazwę Nardo. Wszystko po to, żeby w lutym kolejnego roku przejechać po nitce toru dystans 7,740.576 km w czasie 24 godzin ze średnią prędkością 322.891 km/h.
To tam testowany był także Bugatti Veyon.
Podczas jednego z sekretnych przejazdów samochód uległ głośnemu wypadkowi. Przy prędkości 398 km/h w Veyronie wystrzeliła opona. Siła wybuchu rozdarła poszycie, wyrwała zawias maski, która opadła na przednią szybę. Na dodatek przestały działać hamulce. Kierowca testowy uderzył w bandę i hamowanie odbyło się poprzez jazdę po barierach ochronnych na dystansie prawie 2 km.
Tak się bawiła Grupa Volkswagen na torze w Nardo.
A co robi tam teraz? Jeździ 29 km/h i czeka, aż się rozładuje akumulator...
Volkswagen podaje w najnowszym komunikacie, że osiągnął na Nardo wspaniały wynik. Firma pisze, że to "kamień milowy w zakresie efektywności". Technicy jeździli Volkswagenem ID.7 Pro S o mocy 286 KM do pełnego rozładowania. Udało im się pokonać dystans 941 kilometrów na jednym ładowaniu akumulatora o pojemności 86 kWh netto. Podczas trasy ID.7 Pro S miał średnie zużycie zaledwie 9,2 kWh na 100 km. Auto dokonało tego, jadąc ze średnią prędkością 29 km/h, czyli tak samo szybko jak prawie każdy rowerzysta.
Volkswagen chwali się, że udało mu się znacznie przekroczyć maksymalny zasięg modelu wg metodologii WLTP. Standard branżowy mówi o 709 km, a kierowca testowy zajechał aż 232 km dalej. Firma twierdzi także, że 29 km/h to tyle, ile wynosi średnia prędkość przemieszczania się samochodem w dużych miastach, bo w Hamburgu auta jeżdżą około 22 km/h a w Amsterdamie 31 km/h. Jest w tym jakaś logika, ale na boga... to smutne.
No i wszystko pięknie. Były testy, jest wynik, a mimo to mnie pękło serduszko.
Jeszcze niedawno Grupa Volkswagen przywoziła na Nardo swoje najmocniejsze potwory, żeby sprawdzić ile są w stanie z nich wycisnąć. Padały rekordy, było romantycznie, spektakularnie. A teraz? Teraz ten sam koncern jedzie na Nardo, żeby toczyć się po nim 29 km/h i wyliczać średnie zużycie energii.
To smutne... Quo vadis motoryzacjo?