Koniec wakacji, czas na przegląd ofert. Jakie auto wybrać dla 18-latka na początek?
18-latka czy 18-latki, bez różnicy - ustaliłem budżet na 10 tys. zł i poszukałem pojazdów, jakie można kupić pełnoletniemu potomkowi na początek, tak żeby ten budżet od razu nie urósł dwukrotnie, a przy okazji żeby ów potomek lub potomkini nie wylądowali momentalnie na drzewie.
Czy w ogóle należy kupować własnym dzieciom samochody? Jedni rodzice powiedzą tak, inni powiedzą nie, a jeszcze inni nie mogą sobie na to pozwolić, choćby nawet chcieli. Nie zmienia to faktu, że osoby mieszkające na terenach wykluczonych komunikacyjnie po osiągnięciu pełnoletności zaczynają marzyć o własnym aucie, które uniezależni ich od wyczekiwania na jedyny autobus lub wycieczek rowerowych na dworzec kolejowy (o ile w ogóle jest jakiś w okolicy). Jeśli jeszcze dostaną się na studia w mieście, to auto może okazać się nieodzowne. A na pewno wyjdzie taniej niż wynajmowanie mieszkania, bo ceny samochodów owszem wzrosły, ale ceny nieruchomości - zwariowały.
Oto siedem propozycji „na pierwsze auto dla 18-latka” w cenie do 10 tys. zł
Na początek jednak kilka zastrzeżeń i kryteriów, którymi się kierowałem
- odrzuciłem samochody z automatyczną skrzynią biegów, uznając że w cenie do 10 tys. zł taka przekładnia będzie głównie źródłem kłopotów
- liczba drzwi była nieistotna
- starałem się wybierać auta potencjalnie najnowsze, żeby miały akceptowalny poziom bezpieczeństwa
- pominąłem zupełnie odklejone wynalazki typu Łada Kalina – chyba, że ktoś chce kształcić 18-latka na mechanika od gratów
- i to chyba wszystko. Nie przeszkadza mi ubogie wyposażenie ani duży przebieg.
Peugeot 206+ to pierwsze ciekawe auto jakie znalazłem
Dwieście-szóstka sama w sobie to już stary wóz, bo debiutował w 1998 r. (wyglądał wtedy jak statek kosmiczny). To najpopularniejszy samochód francuski w historii i do samego końca sprzedawał się znakomicie – a ten koniec przesuwano i przesuwano, wprowadzając między innymi mocno odświeżoną wersję 206+, oferowaną równolegle z modelem 207. Dwieście sześć z plusem ma dość archaiczną konstrukcję zawieszenia z belką zespoloną na łożyskach igiełkowych z tyłu, ale egzemplarz który znalazłem pochodzi z całkiem niezłego rocznika 2010 (Euro 5), ma pięcioro drzwi i prosty silnik 1.4 (nie 1.4 VTi). Okropne zdjęcia w ogłoszeniu, smutny kolor, niezła cena - idealne, żeby obdarowany młody kierowca lub kierowczyni skrzywili się po otrzymaniu takiego podarku.
Chevrolet Spark z 2012 r. też jest tani i dobry
Trudno popaść w zachwyt nad tym następcą Matiza, ale z drugiej strony te samochody jeżdżą powszechnie jako taksówki w Ameryce Południowej i dają radę. Względnie młody wiek w połączeniu z prostą konstrukcją i bardzo oszczędnym silnikiem to recepta na tanią eksploatację. Uważałbym tylko na rdzę. Co do silnika - zwracam uwagę, że jest to 1.0 z czterema cylindrami, a nie z trzema, więc ma lepszą kulturę pracy. Nie ma też przeciwwskazań co do przeróbki na zasilanie gazem i mamy wtedy pojazd jeżdżący naprawdę za grosze. Realne jest przejechanie 100 km za mniej niż 20 zł. Niezadowoleni będą tylko esteci, bo Spark jest w środku dosyć brzydki, poza tym ma małe szyby, a na malutkiej tylnej kanapie jedzie się za karę (chyba, że to taksówka w Ekwadorze, wtedy cieszycie się, że jedziecie w ogóle).
Koniec nudy. Hyundai Coupe 2.0 LPG
Mam znajomego, który naprawdę na pierwszy samochód kupił sobie Hyundaia Coupe. Lubi coupe, a ten wóz jest prosty i bezproblemowy. No tak, trochę rdzewieje i ma ponad 20 lat (przynajmniej ten z ogłoszenia), ale jest to dobre połączenie sportowo wyglądającego nadwozia z zupełnie niesportowym układem napędowym. Wolnossące 2.0 z LPG raczej nie pozwoli robić „popisów na szosie”, natomiast przynajmniej nie jest to kolejny generyczny hatchback. Chociaż nie jestem pewien, czy dzisiejsza młodzież jeszcze w ogóle lubi auta coupe, czy po prostu chce się tanio przemieszczać, a jaki kształt ma ta puszka do przemieszczania się, to już nie ma znaczenia. Szkoda tylko, że sprzedający Dmitro nie napisał opisu, ale za to zdjął oryginalne kołpaki.
Przepięknie brzydka Honda City
Technicznie ten wóz jest zbliżony do Jazza, chociaż jego bryła to typowy trzybryłowy sedan. Wiele osób uważa, że mały sedanik zawsze wygląda pokracznie, ja odpowiem „możliwe, i co z tego?”. Zarówno Jazz, jak i City słyną z oszczędności, praktyczności i niezawodności. Wprawdzie trochę też słyną z bardzo słabego zabezpieczenia antykorozyjnego (które zdążyło już wytłuc model FR-V), ale to po prostu oznacza konieczność wykonania dodatkowego zabiegu po zakupie.
Doceniam że sprzedającemu chciało się zrobić zdjęcie spodu auta, podobnie jak fotki uszkodzeń lakierniczych. Ktoś jeździ tym od 2017 r. (to już siedem lat) i po prostu mu się znudziło. Myślę, że jest to zakup bez żadnego ryzyka, bo te auta po prostu działają. Jedyne, czego mógłbym się obawiać, to że obdarowany 18-latek/latka zaraz o coś przytrą i trzeba będzie szukać jakichś części zamiennych do tego. A do Hondy wszystko jest idiotycznie drogie.
Przerysowana, ale ładna Fiesta 1.25
Wizualnie wygląda prawie jak wersja ST, chociaż pod maską pracuje zwykły silnik 1.25, znany z oszczędności i niezawodności. Trzydrzwiowa wersja skreśla z listy klientów wszystkich nabywców szukających auta rodzinnego, a przerysowany prawy bok – poszukiwaczy ideałów i perełek. To mój ulubiony typ ogłoszenia, bo samochód mimo wizualnych uszkodzeń jest w pełni sprawny, a rysa, choć głęboka i z wgnieceniem, nie wpływa na pracę silnika, ani na możliwość korzystania z drzwi. Poza tym można się spodziewać, że młody kierowca zaraz zrobi kolejną rysę - to niech chociaż ma fajnie prezentującą się Fiestę (prawie jak ST).
Sprzedawca jest raczej handlarzem, ale trudno odrzucać wszystkie ogłoszenia od handlarzy. Link do ogłoszenia.
Ze smutkiem pominąłem wszystkie klasyki w tej cenie, a jest ich całkiem sporo, od Poloneza przez Saaba 90 aż po Toyotę Starlet. Do kosza poleciały wynalazki w rodzaju Volvo C70 czy Subaru Imprezy - ani jedno, ani drugie to nie jest to auto dla kogoś, kto nie miał do tej pory żadnego doświadczenia z utrzymaniem własnego auta. I zostały mi na koniec dwie oferty z rozsądku.
Suzuki Alto: jest małe i jeździ
To ostatnia generacja Alto dostępna w Europie. Przez jakiś czas sprzedawano jeszcze jego następcę o nazwie Celerio, ale szybko zniknął z oferty. Alto jest lekkie, żwawe i prymitywne. Wyposażenie obejmuje drzwi, przednią szybę i opony, a to i tak już sporo. Żartuję, wóz ma szyby podnoszone elektrycznie z przodu (tylne tylko się uchylają), klimatyzację i wspomaganie. Rocznik 2011 - całkiem świeży, a cena poniżej 10 tys. zł. Ktoś napisze że przebieg ponad 200 tys. km w takim aucie to bardzo dużo, a ja odpowiem że wolę auta, które jeździły od tych, które stały. I że raczej trudno jest wtopić z tym wozem, a chociaż jest niezbyt ciekawy, to spełnia wszystkie kryteria, które spisałem na początku.
Tyle że gdybym to ja miał kupić taki wóz mojemu dziecku, to bym go nie kupił, bo wolałbym kupić coś, co sam bym podbierał, a potem bym mówił że przecież muszę wykonywać jazdy próbne, żeby sprawdzić czy aby na pewno wszystko działa. I dlatego wybrałbym Clio III z benzynowym 1.6 16V, bo wiem że ten wóz sprawdza się świetnie i w mieście, i w trasie. Renault zrobiło fantastyczną robotę z Clio III – auto miało tyle wersji silnika, że każdy znajdzie coś dla siebie. Do dziś żałuję egzemplarza ze Szwajcarii z wolnossącym 2.0 140 KM i automatyczną skrzynią biegów. Nie, nie kupiłbym go 18-latkowi, kupiłbym go sobie a potem pożyczał dziecku, mówiąc „tylko nie zepsuj, to nie są tanie rzeczy”.