Żuk Brabus poszukuje nowego właściciela. Nie musisz się spieszyć
Na sprzedaż wystawiono bardzo wyjątkowy egzemplarz polskiego samochodu Żuk. Wygląda jak zaginiona, specjalna wersja przerobiona przez słynnego niemieckiego tunera Brabusa. I choć niektórych to zaskoczy, to prawda o nim jest nieco inna.

FSC Żuk to jeden z najbardziej rozpoznawalnych polskich samochodów - w ciągu czterech dekad wyprodukowano 587 tys. egzemplarzy, co jak na pojazd dostawczy i Blok Wschodni jest całkiem niezłym wynikiem. Wydawałoby się, że poczciwy "Żuczek" nie może nas już niczym zaskoczyć - tu jednak mamy taką wersję, jaka się fizjologom nie śniła.
Jedyny Żuk ze stajni Brabusa
To z czym mamy do czynienia, jest nazwane Żukiem Brabusem (albo raczej - Bayrabusem). I trzeba przyznać, że to bardzo trafne określenie. Polski dostawczak został poddany głębokim przeróbkom - zarówno od strony technicznej, jak i we wnętrzu.

Zaczynając od podstaw - jak podaje właściciel, z oryginalnego Żuka z rocznika 1986 pozostały jedynie nadwozie i podwozie, i tak lekko zmodyfikowane przez właściciela na coś bardziej nowoczesnego. Tylna oś i przednie zawieszenie pochodzą z rosyjskiego auta dostawczego GAZ-a Sobol. Do zawieszenia dołożono jednak pneumatykę.
Napęd również jest nieoryginalny - pod maską Żuka umieszczono rosyjski silnik ZMZ-405 z wtryskiem paliwa. To jednostka benzynowa o pojemności większej niż S-21, czy 4C90, wynoszącej 2.5, oraz mocy 152 KM. Sprzedający nie podaje, jaki samochód był jego dawcą - a oryginalnie montowano go w kilku samochodach - choć skoro część elementów pochodzi z Sobola, to nie powinno być inaczej w przypadku napędu. Skrzynia biegów również pochodzi z tego samego źródła. Dla oszczędności kierowcy dołożono instalację LPG czwartej generacji ze zbiornikiem o pojemności 60 l.
Najwięcej zmian dotknęło jednak wnętrze. Prezentuje ono luksus na miarę Brabusa i jest wyłożone materiałem izolującym drgania i ciepło. Wykładzinę na podłodze wykonano ze sklejki i obito dwukolorową ekoskórą. Najważniejszym elementem wyposażenia jest zaś łóżko - powstaje ono po rozłożeniu tylnych siedzeń. Fotele zdają się być najważniejszym elementem wyposażenia, bowiem można je obracać o 180 st., czy prosto wymontowywać w 10 min. Deska rozdzielcza wygląda zupełnie inaczej niż w tradycyjnym Żuku - jestem wielkim fanem szczególnie tego ekranu na górze konsoli środkowej, mającym dodawać autu nowoczesności.


Ten Żuk to dzieło Ukraińca
Pewnie część z was tego Żuka kojarzy - nie jest to przypadek, bowiem próby jego sprzedaży trwają już... dwa lata, podczas których cały czas przebywa w Odessie na południu Ukrainy. Co jakiś czas wraca on jednak jak bumerang, a tym razem trafił na popularny profil "Awtobazar Ukrajina" na Instagramie.
Jeżeli ktoś widzi tego Żuka pierwszy raz, może się również dziwić, że w ogóle znalazł się na Ukrainie. Jednak niepotrzebnie, bowiem zarówno Żuk, jak i Nysa były chętnie eksportowane do ZSRR - można nawet podać ciekawostkę, że szczególnie popularne były tam Nysy w wersji pickup, które w Polsce znacznie odbiegały popularnością mikrobusom, czy analogicznej wersji Żuka. Gdzie nie gdzie można także trafić na informację, że Żuki zyskały na Ukrainie i Białorusi przeuroczy pseudonim Niusia.
Ten egzemplarz to jednak prawdziwy kolorowy ptak wśród Żuków które jeszcze się ostały na Ukrainie. Od kilku lat jest w posiadaniu Wasilija, który wykonał wszystkie opisane wyżej przeróbki, a obecnie próbuje go sprzedać. Reklamuje swój twór jako idealny do dłuższych podróży, czy wypraw na ryby. Sprawdzi się również przy ciągnięciu przyczepy, gdyż posiada hak holowniczy. Poza przeróbkami auto powinno być w całkiem niezłym stanie, bowiem przebieg rzeczywisty to ok. 40 tys. km.
Za swój twór Wasilij woła 8900 dol. - po przeliczeniu na polską walutę otrzymamy kwotę 32,5 tys. zł. Czy dużo? Na pewno nie mało, choć w porównaniu do polskich cen Żuka jako klasyka, nie jest to zbyt wygórowane żądanie. Wątpię jednak, czy ktoś w Polsce zainteresuje się nim na poważnie, bo przeróbki mają bardzo "wschodni" charakter, który spodoba się komuś na Ukrainie, czy w Rosji, ale niekoniecznie w Polsce. Ewentualnie pozostaje jeszcze opcja żartu - tutaj trzeba dzwonić do Bartka Walaszka i Piotrka Połacia, że jest idealny wóz na trasy koncertowe Braci Figo Fagot.
Więcej o polskiej motoryzacji znajdziesz tutaj:







































