REKLAMA

Poniedziałkowy przegląd ogłoszeniowy: spotkania z kosmitami

Jak to w poniedziałek bywa, zapraszam na przegląd ogłoszeniowy. Dziś będą spotkania bliskiego stopnia z kosmitami, albo przynajmniej z ludźmi, którzy wybrali kosmiczne wersje swoich samochodów i teraz próbują je sprzedać. Czy warto inwestować w wariant, o którym nie pamięta nawet sam producent? Zobaczmy...

Seat Leon
REKLAMA
REKLAMA

Tym razem bez wstępu, bo nie ma czasu. Jedźmy zobaczyć tych kosmitów, oto ogłoszeniowe Area 51!

Cayenne, w którym musisz przerzucać biegi ręką. Trochę szalony pomysł, ale nie można go zupełnie skreślać. Pokażcie mi drugiego SUV-a z V8 i ręczną skrzynią biegów. I niech to nie będzie Range Rover. Zgodzę się, że wczesne Cayenne z V8 nie jest najbardziej bezawaryjnym samochodem na świecie (cewki, wycieki płynów), ale i tak jest bardzo dobre, jeśli weźmie się pod uwagę, jak traktowali je jego właściciele. Ciekaw jestem, ile kosztuje tu wymiana sprzęgła, pewnie w dodatku z dwumasowym kołem zamachowym. Wiedzieliście, że Porsche było pionierem, jeśli chodzi o „dwumasę”? Stosowano ją już w 911-tkach z serii 993.

W sumie biały z koniakowym wnętrzem to ładna konfiguracja. Zastanawia mnie, jak długo właściciel czekał na odbiór tak skonfigurowanego egzemplarza. Pewnie i tak krócej, niż czeka się na zwykłą Teslę 3. Ale kosmici mogą mieć inne poczucie czasu.

Nie obraziłbym się, gdyby handlarz, który wystawia ten samochód, zechciał choć raz otworzyć maskę i zorientować się, że nie ma tam żadnego 3.2 V6, tylko szóstka w rzędzie ustawiona poprzecznie. Chociaż może nawet po otwarciu maski miałby problem ze zorientowaniem się o co tu chodzi. Chodzi o to, że w tamtych czasach Ford wkładał silniki Volvo do różnych samochodów ze swojego obszernego portfolio i tym sposobem powstał Land Rover Freelander z rzędową szóstką w poprzek. Rzędowe 6 w poprzek stosował jeszcze Chevrolet w modelu Epica i... – kto pamięta, jakie jeszcze wozy miały taką konfigurację? Dobra, to jest trudna zagadka.

Zagadką jest też, dlaczego ktoś wybrał Freelandera z 3.2 zamiast diesla 2.2. Jeździłem kiedyś XC60 z tym silnikiem. Fakt, było ciche, ale silnik zamulał na niskich obrotach. Trzeba było go bezsensownie kręcić. Palił ok. 15 l/100 km. Oprócz lepszych wrażeń akustycznych nie miał żadnej przewagi nad dieslem. Fatalny dostęp serwisowy i co najwyżej przeciętna skrzynia biegów. Mechanicy go nienawidzą – ci od Land Roverów odsyłają do Volvo, ci od Volvo mówią że to nie Volvo i żeby sobie jechać do Land Rovera.

Czy warto? Tak, jeśli jesteś audiofilem i klekot diesla jest dla ciebie nie do zniesienia

Land Rover Freelander

Przeciętnie 1 na 20 klientów wybierał DS5 z silnikiem benzynowym. Jeden na czterdziestu brał benzynę z automatem. Ale ilu z nich kupowało konfigurację: benzyna (dużo pali), automat (duża dopłata) i najbiedniejsza wersja wyposażenia? Trzeba być kosmitą. I oto taki kosmiczny DS5 trafia na sprzedaż w atrakcyjnej cenie. Wygląda z zewnątrz smutno, a nawet dołująco. W środku jest jeszcze gorzej. Zamiast dużego ekranu centralnego mamy mały monochromatyczny ekranik niepasujący zupełnie do tego futurystycznie stylizowanego wnętrza. A oprócz tego – schowek, idealny na papierosy. Ktoś jeszcze pali papierosy? Chyba tylko kosmici. Jednak miano największego kosmity zyskuje ten, kto w ogóle zatwierdził ofertę, że prestiżowy model w gamie jest dostępny w biednej wersji.

Czy warto? Non, c'est miserable

DS5

Po co kupować Seata Leona, skoro Octavia oferuje więcej za te same pieniądze? Trzeba być kosmitą. Po co kupować go w wersji 3d, skoro nie ma ona żadnej przewagi nad 5d? Ewentualnie można byłoby ją zaakceptować z mocnym silnikiem, ale o dziwo Cupra najwięcej klientów znajduje jako kombi. Ale Leon z jedną parą drzwi i słabym silnikiem? To już potrójny kosmita! Po co w ogóle produkowano taką odmianę? Chyba tylko po to, żeby było potem o czym robić przeglądy. Zastanawiający jest ten chwilowy, nagły renesans samochodów trzydrzwiowych w Europie. Zaraz do tego jeszcze wrócę, a tymczasem co do Leona: Golf wygląda w środku dobrze, Octavia – znośnie, Audi A3 – wspaniale, a Leon jak zaprojektowany za karę. Jakby rodząca kobieta trafiła do szpitala i miała urodzić trojaczki, i rodzi trojaczki, i wszyscy klaszczą, a potem się okazuje, że tam jest jeszcze jedno dziecko, i wyciągają je, i ono jest trochę sine, najsłabsze z rodzeństwa i dają mu na imię Leon. Tak to widzę.

Czy warto? Tak, jeśli chcesz trollować pasażerów, każąc im wsiadać i wysiadać z tylnej kanapy

Seat Leon

A czy kosmici mogli też wylądować w Korei?

Z pewnością. Na przykład mogli przylecieć tym nielatającym spodkiem w postaci trzydrzwiowego Hyundaia i30 z wolnossącym silnikiem benzynowym 1.4. Cóż to musi być za emocjonujące coupe... Jednak miano największego kosmity przyznaję kolektywnie wszystkim, którzy kupili sobie nowego Hyundaia ix55. Ten model, znany także pod nazwą Veracruz, to ogromny SUV z trzema rzędami siedzeń, który był dostępny tylko w jednej wersji silnikowej: 3.0 CRDi. Najciekawsze są egzemplarze kupione pod koniec produkcji. Zapewne miały gigantyczne opusty cenowe, mając na uwadzę że ix55 kosztował jako nowy tyle, co dobrze wyposażona Toyota Land Cruiser. Ten egzemplarz w ciekawym kolorze z 2012 r. wygląda całkiem atrakcyjnie. Znalazłem dane, że w Niemczech w 2012 r. sprzedało się 320 sztuk ix55. Nie wiem ile w Polsce, ale też był wybitnym przebojem. Najciekawsza jest tu kwestia silnika. Ten trzylitrowy diesel V6 kosztował Hyundaia sporo pieniędzy, a ostatecznie trafił tylko do dwóch samochodów: ix55 oraz Kii Mohave. Jeśli jesteście ciekawi, czy ma coś wspólnego z dieslem Isuzu 3.0 V6 z Saaba i Opla, to tak, ma i to dużo. Hyundai dorobił do niego własny osprzęt, reszta jest taka sama. Tuleje już nie osiadają.

Czy warto? Moim zdaniem tak, wóz zadziwiająco sensowny

Hyundai ix55

Zbliżamy się ku promienistym szczytom nonsensu. Nitro to zapewne auto testowe, które wspominam najlepiej. Zrobiliśmy z nim niezapomnianą sesję zdjęciową z modelką. Samochód robił gigantyczne wrażenie na drodze w 2007 r. i był straszny pod każdym względem. Miał gigantyczne koła, ale z niskoprofilowymi oponami i w terenie nie miał szans. Napęd 4x4 dołączało się z wajchy. Był szeroki, ale ciasny w środku. Miał ogromną wysokość, ale za to małe szyby. Nie było w tym samochodzie żadnej rzeczy, którą można było ocenić jednoznacznie pozytywnie. Ratowała go wyłącznie automatyczna skrzynia biegów, bo i ten 4-cylindrowy, włoski diesel z Chryslera Voyagera jakoś nie robił tu szału.

A teraz obczajcie, że ktoś kupił Nitro z manualem. Nie jestem pewien czy z 4x4. Mam nadzieję, że tak. Świetny zakup, jeśli pochodzisz z jakiejś odległej planety typu Iowa czy Oklahoma.

Czy warto? Tak, jeśli masz kapelusz kowbojski, a koledzy mówią na ciebie „Dżons”.

Dodge Nitro

Na koniec mam dla Was coś wyjątkowego, coś od czego gotuje się mózg, jakby ktoś go traktował promieniami kosmicznymi. Rozumiem, że ktoś chce kupić kabrioleta. Jakbym chciał kupić kabrioleta, pewnie wyjechałbym z salonu czymś w rodzaju klasy E coupe, bo do Mazdy MX-5 się nie mieszczę. Może nawet rozważyłbym – sam w to nie wierzę – jakieś BMW serii 3? Ale to tylko oznacza, że nie jestem kosmitą i nie przybyłem z dalekiej, tajemniczej planety Sebring. Oto jakiś kosmita poszedł do salonu po Chryslera Sebringa, który jest i brzydki, i smutny, i nijaki zarazem – wspaniała konfiguracja – i zamówił go w wersji z pompowtryskiwaczowym dieslem VW. Jedziesz amerykańskim kabrioletem, a pod maską psuje się diesel 2.0 TDI PD. Może właśnie pęka mu głowica albo zaciera się pompa oleju. I ten dźwięk bocianich godów. Ach, gdybym mógł poznać proces decyzyjny, który zakończył się zakupem Sebringa Cabrio 2.0 CRD, to byłby temat na wspaniałą książkę. Kocham też te zakłócone proporcje tego samochodu z gigantycznym tyłem kryjącym składany dach sztywny. Ciekawe, czy części tego mechanizmu są łatwo dostępne, mając na uwadze, że ASO Chryslera dawno już w Polsce nie ma.

Czy warto? Jedno co warto, to upić się warto.

REKLAMA
Chrysler Sebring

I to już wszystko. Kosmicznego poniedziałku.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA