Nie pytaj mnie, jak jeździ nowy Mercedes klasy E. Akurat jestem w 214. filmie na TikToku
Nie wiem, po co tyle nim jeździłem. Przecież mogliśmy się zdzwonić na Zoomie. Mercedes klasy E rewolucję przynosi co najwyżej na ekranie i to jest dobra wiadomość.
Pomyliłem się, nie należało pisać tekstu o wrażeniach z jazdy nowym Mercedesem klasy E. Należało z wnętrza tego Mercedesa utworzyć konferencję video, zaprosić do niej wszystkich zainteresowanych i opowiedzieć o nim z wnętrza pojazdu. Takie są nowe czasy i wypadałoby się do nich dostosować. Trudno, przegapiłem, będę pisał po staremu, jak ramol. Jeśli jesteście ciekawi, jak zmienił się nowy Mercedes klasy E, to już o tym pisaliśmy. W poprzednim tekście przeczytacie, o ile mm i gdzie urósł, i jaki wzór wyświetlają tylne światła. Ja skupię się na wrażeniach.
Wrażenie A — nie pytaj mnie o wrażenia
W trakcie jazd testowych przedstawiciele marek zawsze pytają dziennikarzy o wrażenia. W przypadku Mercedesa klasy E odpowiedź brzmiała głównie "tak". Co nowego można powiedzieć o aucie, w którym nie przeprowadzono rewolucji, bo nie ma takiej potrzeby? Nie przestał być świątynią ciszy i mekką wygody. Można nim płynąć, nie przejmując się zewnętrznym światem, przynajmniej dopóki nie nadejdzie godzina wyznaczonej konferencji na Zoomie. Idąc do salonu po Mercedesa klasy E kolejnej generacji, na pewno dostaniesz, to czego oczekiwałeś, mimo że samochód musi godzić preferencje europejskich i azjatyckich klientów.
Wrażenie B — dlaczego Mercedes klasy E musi być AMG?
Dostępne będą dwa wizualne pakiety do wyboru. Polacy rzucą się na pakiet AMG, bo tak czynili do tej pory. Skąd upodobanie akurat do tej wersji, nie mam pojęcia, ale kolekcjonowanie literek oznaczających niegdyś wyłącznie sportowe wersje to nasz sport narodowy. O wiele bardziej elegancka jest wersja Exclusive. AMG ma wieki znaczek na grillu, a Exclusive gwiazdę umieszczoną na masce. Wygląda to dużo bardziej klasycznie, szczególnie w połączeniu z ciemnym lakierem. Dlaczego ludzie wolą AMG, od tej klasycznej wersji, zielonego pojęcia nie mam. Wiem, że błądzą.
Wrażenie C — hybrydy plug-in chcą być dieslem
Delikatnie mówiąc rynkowy wynalazek zwany hybrydą typu plug-in nie budził mego wielkiego entuzjazmu. Koncepcja dobra na papierze w praktyce często się wykrzaczała, głównie z powodu wysokich cen tego napędu. Jedną z pierwszych hybryd typu plug-in była ta, którą jeździłem w Mercedesie klasy C. Zasięg wyłącznie na prądzie w końcu był słuszny, a cena nie rozsadzała cennika, tylko była zbliżona do wersji benzynowej o podobnej mocy. W trakcie jazd mieliśmy do wyboru wiele aut z tym rodzajem napędu. Widać, że Mercedesowi zależy, by ten napęd szerzej trafiał pod strzechy, czy też pod sufity podziemnych garaży. Jeśli cena będzie odpowiednia, to sam napęd ma szansę się obronić. Pojemność akumulatorów jest znaczna i na samym prądzie można podróżować naprawdę długo. Ile dokładnie, to sprawdzimy w trakcie krajowego testu, ale po doświadczeniach z klasą C zaryzykuję, że katalogowe dane nie będą znacznie odbiegać od rzeczywistych.
Napędom hybrydowym w Mercedesie klasy E mogę zarzucić tylko ospałość w reakcji na gaz. I może jeszcze to, że obcina ponad sto litrów z przestrzeni bagażowej. Na papierze osiągi są dobre, prawdziwa uczta, a pod stopą najczęściej trwa przerwa obiadowa. Dlatego najszybciej pobiegłem do wersji z silnikiem Diesla, bez możliwości podłączania do wtyczki. Diesel w Mercedesie klasy E to kolejna miłość polskich klientów. Tutaj reakcja na gaz jest lepsza, choć wciąż nie był to uczestnik zawodów sportowych. Spragnieni wrażeń będą musieli przełączać się w tryb Sport. Paliwo zaś nie chce się kończyć, bo silnik jest bardzo oszczędny. Zużycie na poziomie 5 litrów to nie jest duży problem. Tankujesz przed wyjazdem w delegację i stanem baku interesujesz się dopiero dwa kraje dalej.
Wrażenie D — wściekłe ptaki tu nie pasują
Multimedia to krawat w tym elegancki garniturze. Jedni nie wyobrażają sobie bez niego założyć marynarki, inni chcą, by był pstrokaty. Jeśli w dziale projektowym trwało wielkie przeciąganie liny, czy nowy Mercedes klasy E będzie w środku bardziej europejski, czy chiński, to podejrzewam, że wiem, kto wygrał. Zachowawczy styl raczej nie miał szans i dlatego do nowej generacji klasy E trafił gigantyczny ekran, składający się z trzech... ekranów. Nazywa się Superscreen, w odróżnieniu od odrobinę większego Hyperscreena.
Kierowca ma swój ekran (i rozbudowany HUD), pasażer ma swój ekran i ich łokcie też mają swój ekran, ten pośrodku. Pasażer może w trakcie jazdy korzystać z różnych gier, odpalić YouTube, czy przeglądać internetowe strony. Jeśli wyświetla się u niego Menu, może zobaczyć je kierowca, zerkając w tę stronę. Po włączeniu aplikacji rozrywkowej ekran się zaciemnia i zerkać, co dzieje się na trzecim ekranie, się nie da. Sprytna blokada przed wspólnym oglądaniem filmów w trakcie jazdy.
Superscreen nie wygląda jak przedstawiciel klasycznej elegancji, ale i tak robi wrażenie. Choć ściereczka do wycierania odcisków palców to dobry pomysł. Wiem, że dzieci potrafią być mocnym czynnikiem wpływającym na wybór samochodu u rodziców. Może to one mają przekonywać do zakupu klasy E, bo środkowy ekran obsługuje TikToka. Mam jednak pewne wątpliwości, czy na pewno w 2023 roku dzieci połaszą się akurat na grę Angry Birds.
Wrażenie E — samochód to narzędzie pracy
To na pewno można napisać o klasie E, że to jest doskonały samochód do odbywania służbowych podróży i gromadzenia tysięcy kilometrów na koncie. Żeby kierowcy przypadkiem się nie wydawało, że z pracy na pewnym poziomie kiedykolwiek można wyjść, otrzymał w swym systemie multimedialnym Zooma. Działa, łączyliśmy z auta z innym rozmówcą. Jakość obrazu i dźwięku była doskonała. Ta okazała kamera na desce rozdzielczej przeznaczona jest właśnie do tej formy spędzania czasu w samochodzie. Przyznaję, że robi trochę niepokojące wrażenie, jakbyśmy byli pod stałą obserwacją.
I pewnie trochę jesteśmy, bo samochód jest dość mądry i stara się sporo zrobić za nas. Informowanie o zbliżającym się pojeździe uprzywilejowanym i przypomnienie, by stworzyć dla niego bezpieczny przejazd to tzw. pikuś.
Nie dam więcej wrażeń, bo chciałem na literce "E" skończyć
Na potrzeby testów w Mercedesach zainstalowano oprogramowanie z USA. Zawierało istotną funkcję samochodu — możliwość samodzielnej zmiany pasa ruchu. Wersja europejska też ma nadejść. Działa to tak. Samochód w trybie aktywnego tempomatu zbliża się do pojazdu jadącego z niższą prędkością po autostradzie. Kierowca nic nie musi robić, a jego auto zmieni pas ruchu i wyprzedzi poprzedzający pojazd. Nie działało to zawsze, system pewnie ma swoje ograniczenia, jak bliskość zjazdów z autostrady. Z chęcią sprawdziłbym to w Polsce, na przykład na autostradzie A2 między Łodzią a Warszawą.
Wrażeń mam trochę więcej, ale szczęśliwie zakończyłem je opisywać na literze E. Nie przypadkiem akurat pod nią opisałem Zooma. Wydało mi się to takie symboliczne. Nie wiem, czy zwróciliście uwagę, że na zdjęciu otwierającym jest przystanek. Tu też chciałem być "symboliczny". To tylko przystanek w rozwoju tej klasy, a następnej spalinowej stacji nie będzie. Niektórych oburzą TikTok i Zoom na pokładzie właśnie tego modelu. Nie muszą ich włączać, mogą cieszyć się samochodem, który wciąż zapewnia to, czego oczekują od niego klienci.
I jeszcze trochę zdjęć, bo nie po to ciągle wychodziłem na palące słońce, żeby się zmarnowały.