Gdyby Tesla Model 3 powstała 60 lat temu: Henney Kilowatt, czyli zapomniany samochód elektryczny sprzed lat
Zastanawialiście się kiedyś jak by wyglądała Tesla Model 3, gdyby wprowadzono ją na rynek w 1959 r.? Ja też nie, ale ktoś to zrobił, nazywało się Henney Kilowatt i miało być popularnym autem elektrycznym. Niestety nic z tego nie wyszło.
Choć samochody elektryczne sprawiają wrażenie ostatniego krzyku mody, elektromobilność była całkiem popularna na początku historii motoryzacji. W końcu auto, które jako pierwsze przekroczyło 100 km/h jeździło na prąd, a hulajnogi takie jak te ładowane w Paryżu z agregatów były popularne wśród kobiet już 100 lat temu.
Pomimo tego samochody elektryczne praktycznie zniknęły z ulic na wiele lat, bo rozwój silników spalinowych był bardziej opłacalny. Mimo wszystko podejmowano pewne próby. Jedną z nich był właśnie Henney Kilowatt.
Tesla 60 lat temu.
Za powstaniem elektrycznego auta stał koncern National Union Electric Company (NUEC), produkujący akumulatory pod marką Exide, który kontrolował także kilka firm ważnych dla historii Kilowatta. Jedna z nich to Henney, zajmująca się głównie przeróbkami pojazdów na karawany i karetki. Druga spodoba się zapewne wszystkim tym, którzy wyzywają auta elektryczne od odkurzaczy, bo w stworzeniu Kilowatta ważnym czynnikiem było przedsiębiorstwo Eureka. Tak, to producent odkurzaczy.
Kiedy w drugiej połowie lat 50. w Stanach Zjednoczonych pojawiły się liczne małe auta, takie jak Volkswagen Garbus czy Renault Dauphine, NUEC uznał, że może warto by przerobić uroczy francuski samochód na napęd elektryczny. Miało to być wstrzelenie się w niszę i przy okazji świetna reklama ich akumulatorów Exide.
Wobec tego panowie od odkurzaczy opracowali cały układ napędowy, a Henney zajmował się połączeniem tego z elementami Renault Dauphine. Pojazd został wyposażony w 7-konny silnik elektryczny, zasilany przez 6 połączonych szeregowo akumulatorów 6-woltowych, dających łącznie 36V. Pojazd nie miał biegów, jedynie przełącznik jazdy do przodu i do tyłu. Kosztował 2 razy więcej niż zwykły Dauphine, ale na jednym ładowaniu był w stanie przejechać zaledwie 64 km, a jego maksymalna prędkość wynosiła 64 km/h. Te wyniki zdecydowanie nie powalały.
Kilowatt i człowiek od bomb atomowych.
NUEC sięgnął więc po pomoc Victora Wouka, człowieka, który pracował przy Projekcie Manhattan, a ładnych parę lat później został ojcem samochodów hybrydowych. Opracowany przez niego układ napędowy otrzymał dodatkowe 6 akumulatorów, podbijając napięcie do 72V. Dzięki temu zasięg wzrósł do niemal 100 km, podobnie prędkość maksymalna - do 100 km/h. Przynajmniej w teorii.
Bardzo ważnym elementem dzieła Wouka było pierwsze w historii półprzewodnikowe urządzenie regulujące prędkość auta elektrycznego. Według nieco niepewnych danych powstało 47 kompletnych Kilowattów, a przynajmniej tyle zostało sprzedanych, głównie instytucjom związanym z przemysłem elektronicznym. Istnieją doniesienia, że łącznie wyprodukowano ich 100, ale były to prawdopodobnie same podwozia z napędami.
Produkcja Kilowatta okazała się na tyle nieopłacalna, że zrezygnowano z niej po zaledwie 2 latach. Pojawił się ponownie jako Tiffany Mark 5 w 1975 r., ale jak można zobaczyć we fragmencie reportażu - mały elektryk był wtedy zdecydowanie zbyt powolny.
Pradziadek Tesli do wzięcia.
Jak widać, Henney Kilowatt był nieudany. Nie dość, że wolniejszy od aut spalinowych, to jeszcze drogi i z bardzo małym zasięgiem. To nie mogło się udać. Auta elektryczne musiały czekać jeszcze wiele lat, aż pojawią się wozy takie jak Tesla Model 3, które nie będą parodią samochodu. Okej, może Model 3 nie jest idealny do porównywania, ale to najtańszy produkt firmy, która jest ikoną popularyzacji gablot na prąd, a Henney Kilowatt w zamyśle miał być właśnie pojazdem popularnym, a nie egzotyczną ciekawostką.
Jeśli nie przerażają was nikłe osiągi i konieczność całonocnego ładowania by przejechać kilkadziesiąt kilometrów, to możecie sobie teraz sprawić jeden z kilku egzemplarzy, które przetrwały. To ten wzmocniony, czyli model z 1960 r. Raczej kompletny, ale nieodrestaurowany, więc zmęczony, pordzewiały i przez to piękny. Takie klasyki są najlepsze, bo są autentycznymi świadkami historii. Jeśli auto nie jest przerdzewiałe na wylot obudowa tylko psuje jego klimat. Sądząc po opisie - obecny właściciel też wyznaje tę zasadę.
Cena za kupienie takiego pierwszego nieudanego podejścia do Tesli Model 3? 9 tys. dolarów.