Krzysztof Diablo Włodarczyk idzie do więzienia, a policja zmienia zdanie w sprawie kolizji z dachowaniem. Medialna presja ma sens
Krzysztof Diablo Włodarczyk dowie się jak wygląda więzienie od środka, bo złamał zakaz prowadzenia pojazdów. Z innych wiadomości: po licznych publikacjach policja zmienia zdanie co do kolizji z dachowaniem w alei Niepodległości. Presja medialna ma sens, bo zmusza do wypełniania swoich obowiązków.
Bokser Krzysztof Diablo Włodarczyk wsiadł za kierownicę samochodu pomimo tego, że miał orzeczony zakaz prowadzenia pojazdów. Miał pecha, został złapany przez policję. Z racji tego, że miał już aktywny zakaz, to sprawa trafiła do sądu. Ten skazał pięściarza na karę 5 miesięcy bezwzględnego pozbawienia wolności. Do więzienia trafił 8 stycznia 2021 roku, więc z więzienia wyjdzie dopiero w czerwcu. Jak poinformował promotor pana Diablo, będą starali się o to, żeby część kary zamienić na dozór elektroniczny, bo więzienie będzie miało negatywny wpływ na karierę zawodową boksera. No cóż, wydaje mi się, że o negatywnym wpływie na karierę trzeba było myśleć zanim wsiadło się za kierownicę samochodu. Przyjrzyjmy się jak wyglądała cała sytuacja.
Krzysztof Diablo Włodarczyk i więzienie za złamanie zakazu prowadzenia pojazdów
Bokser stracił prawo jazdy w 2018 roku po przekroczeniu dozwolonej liczby punktów karnych. Nie przejął się tym zbytnio. Jeździł bez uprawnień, aż spotkał patrol policji, który skierował sprawę do sądu. W 2018 roku został orzeczony wobec niego zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych na dwa lata. Bokser nie przejął się zakazem i jeździł sobie w najlepsze. Pech chciał, że w 2019 roku postanowił wjechać w Krakowskie Przedmieście, które było zamknięte dla ruchu, a całą sytuację widział patrol policji. Co więcej, samochód, którym jechał był poszukiwany przez policję, bo właściciel samochodu (kolega Włodarczyka) nie opłacał za niego rat. Sprawa trafiła do sądu, bokserowi groziło do 5 lat pozbawienia wolności. Dlatego kara 5 miesięcy jest bardzo łagodna. W 2019 roku w rozmowie z dziennikarzem Faktu, bokser tłumaczy, dlaczego świadomie łamie zakaz prowadzenia pojazdów mechanicznych:
Podejrzewam, że takie wytłumaczenie pada codziennie na salach sądowych, w których toczą się postępowania o orzeczenie zakazu prowadzenia pojazdów mechanicznych. Bardzo nie lubię tej mentalności, w której świadome łamanie przepisów jest usprawiedliwiane zarabianiem. O takich rzeczach myśli się wcześniej. Można korzystać z autobusów, można poprosić znajomych o pomoc. Dzięki temu spełnia się wymiar edukacyjny kary. Śmieszne jest wzbudzanie litości alimentami, pracą. Tracisz możliwość zarobkowania z powodu utraty prawa jazdy? Trudno, następnym razem będziesz mądrzejszy. Są zawody niewymagające prowadzenia pojazdów. Można przecież jeździć razem z ekipą budowlaną T4.
Jakie znaczenie ma to, że Krzysztof Diablo Włodarczyk dowie się jak wygląda więzienie?
Ten news jest ważny z kilku powodów. Jednym z nim jest to, że zatrzymując pana Diablo za złamanie zakazu prowadzenia pojazdów wysyła się jasny sygnał do społeczeństwa. Mówi się w nim, że nikt nie jest bezkarny, że bycie sławnym nie gwarantuje pobłażliwego traktowania w przypadku jawnego łamania przepisów. Bardzo dobrze się stało, że zostało to nagłośnione. Może dzięki temu gdzieś w Polsce, ktoś kto ma orzeczony zakaz prowadzenia pojazdów zastanowi się, czy warto ryzykować jego złamanie. Może ktoś pomyśli, że skoro Krzysztof Diablo Włodarczyk trafił do więzienia, to i jego mogą złapać. Niewykluczone, że dzięki temu ktoś dzisiaj wybrał autobus zamiast samochodu. Polska byłaby lepszym krajem, gdyby każdy z orzeczonym zakazem prowadzenia pojazdów mechanicznych faktycznie go przestrzegał.
Pozytywne informacje trafiły do nas z warszawskiej policji
We wtorek na naszych łamach zamieściliśmy tekst o tym, że policjanci się lenią. W artykule poruszyliśmy kuriozalne zakończenie sprawy kolizji z dachowaniem do jakiej doszło w nocy z piątku na sobotę w alei Niepodległości w Warszawie. Kierujący Toyotą Corollą stracił panowanie nad kierownicą, wypadł z drogi, uderzył w 4 zaparkowane auta, po czym dachował. Policjanci, którzy przyjechali na miejsce stwierdzili, że cały czyn jest wart 500 zł mandatu i na tym zakończyło się postępowanie w tej sprawie.
Oburzyło to nas, więc zamieściliśmy artykuł krytykujący tak beztroskie podejście policji do swoich obowiązków. Pod artykułem naczytałem się komentarzy o tym, że autor ma problem z poprawnym myśleniem, bo nie rozumie, że policja to biedna, przemęczona i źle opłacana organizacja, więc nie można się dziwić, że policjantom nie chce się prowadzić poprawnego dochodzenia za garść złotówek. Dowiedziałem się, że naoglądałem się za dużo filmów, bo to jest Polska, a nie serial CSI: Warszawa i nikt nie będzie się zajmował badaniem prawdziwego przebiegu zdarzeń. Dowiedziałem się, że przecież śmieszne 500 zł mandatu to jedyne co można było zrobić i żebym się wziął i dokształcił z kodeksu wykroczeń. I co się okazało?
1:0 dla mnie, czyli wyszło na moje
Jeszcze we wtorek policjanci twierdzili, że 500 zł mandatu to odpowiednia kara za kolizję z dachowaniem, uszkodzenie 4 zaparkowanych aut i wyścig przez miasto. Nie zamierzali wszczynać jakichkolwiek działań. Policjanci nie zamierzali szukać drugiego kierowcy z nagrania, który również nie opanował samochodu, uderzył dwukrotnie w krawężnik, a następnie przejechał na czerwonym świetle. Nie spodobało się to mediom, które chciały żeby policja poważnie podeszła do zdarzenia, żeby zastanowiła się, czy takie łagodne rozwiązanie sprawy nie obraża rozumu i godności człowieka.
Dzisiaj już wiemy, że medialna presja ma sens. Rzecznik policji oznajmił, że Wydział Ruchu Drogowego wszczął postępowanie wyjaśniające w sprawie kolizji z dachowaniem. Policjanci postarają się również znaleźć drugiego kierowcę, żeby zweryfikować tezę o wyścigach samochodowych. Policjanci będą weryfikować nagrania z monitoringu i proszą o przesyłanie własnych nagrań, jeżeli ktoś zarejestrował te dwa pojazdy. Policja poszukuje również świadków. Rzecznik policji zastrzega jednak, że nie może na razie jednoznacznie określić, czy to był wyścig, czy nie, ale wie że auta jechały z dużą prędkością. Bardzo cieszymy się z tego, że policja otworzyła sprawę, która jeszcze we wtorek była zamknięta. Rodzi się tylko jedno pytanie: czy nie można było tak od razu? Czy trzeba było dopiero ciśnienia ze strony mediów, żeby wziąć się do pracy?