REKLAMA

Policjanci idą po linii najmniejszego oporu przy wypadkach. Warszawski karambol to potwierdza

Czytając doniesienia o niektórych wypadkach można dojść do wniosku, że policjanci się lenią. Nie chcą wnikać w szczegóły, nie zajmują wyjaśnianiem przyczyn wypadków, wolą dać mandat najbardziej prawdopodobnemu sprawcy i wrócić do cieplutkiego radiowozu.

policjanci się lenią
REKLAMA
REKLAMA

Ile ludzi, tyle opinii o pracy policji. Jedno jest pewne: od trzech lat systematycznie spada zaufanie do jej prac. Od 2017 roku spadło o 20 punktów procentowych. Rośnie również obojętność wobec ich działań. Policjanci wykazują dużą gorliwość w obronie pomników, a dużą obojętność i lenistwo, gdy przyjdzie do prawdziwej policyjnej pracy. Kradzież roweru? Umorzenie z powodu niewykrycia sprawcy. Napad rabunkowy? Umorzenie z powodu niewykrycia sprawcy. Obcierka parkingowa pod czujnym okiem kamery? Umorzenie z powodu niewykrycia sprawcy. Ucieczka z miejsca kolizji? Nie możemy podjąć dochodzenia, bo nie znamy sprawcy. Przykłady można mnożyć. Policjanci się lenią. Wolą proste sprawy, gdzie nie trzeba się przemęczać. Nie inaczej jest w przypadku kolizji i wypadków drogowych. Linia najmniejszego oporu to krótki opis działań policji.

Przykładem tego, że policjanci się lenią jest wypadek, który miał miejsce w nocy z piątku na sobotę w Warszawie

Do wypadku doszło w alei Niepodległości. Toyota Corolla wypadła z drogi i uderzyła w 4 zaparkowane samochody. Zdjęcia uszkodzonych aut można obejrzeć na stronie TVN Warszawa. Wypadek jak wypadek można powiedzieć, dopóki nie okazało się, że moment wypadku został uwieczniony na nagraniu z kamerki samochodowej. Jak relacjonował nagrywający jechał spokojnie w kierunku Ursynowa, gdy zobaczył w lusterku dwa szybko zbliżające się auta. Według niego auta się ścigały. Szybko wyprzedziły samochód z kamerką i oba w tym samym momencie straciły przyczepność, ze względu na śliską nawierzchnię. Jeden z kierowców wypadł z trasy, drugi uderzył dwukrotnie w krawężnik, ale pozostał na drodze. Chodzi dokładnie o sytuację z filmu uwiecznioną od 3:44 minuty nagrania.

Na miejsce przyjechała policja, sprawdziła trzeźwość, alkomat pokazał, że kierowca nic nie pił. Sytuacja wydawała się jasna, w związku z tym policjanci postanowili ukarać sprawcę bardzo surową karą. Bardziej surowej nie da się sobie wyobrazić. Kierowca otrzymał...

500 zł mandatu

500 zł mandatu za nieprzepisową, niebezpieczną jazdę. Dodatkowo policja potwierdza, że 500 zł zakończyło sprawę. Obecnie nie toczy się żadne postępowanie. Policja nie komentuje tezy o wyścigu. Nie poszukuje również drugiego kierowcy, który jest na nagraniu i który przejechał na czerwonym świetle. 500 zł i fajrant. Prowadzi to nieuchronnie do pytania, po co nam policja przy wypadkach drogowych? I tak nic mądrego nie stwierdzą, a tylko człowiek się zdenerwuje. W opisywanej sytuacji mandat to śmiech na sali. Kierowcę można ukarać surowiej. Wystarczy wystąpić o monitoring, przepytać świadków, odczytać dane z EDR (Event Data Recorder), czyli elektronicznej czarnej skrzynki, która rejestruje dane dotyczące wypadków drogowych. W niej zostały zapisane dane dotyczące prędkości w chwili zdarzenia, czy pasy były zapięte, czy kierowca próbował hamować, czy tylko przyspieszał. Wreszcie dane o tym, czy systemy w samochodzie były sprawne. To są proste czynności. Nikt nie każe policjantom konstruować rakiety wynoszącej ludzi w kosmos.

Przypominam, że miasto wydało miliony na system monitoringu. Policja mogłaby bez problemu uzyskać z niego nagrania, żeby potwierdzić lub wykluczyć tezę o ulicznym wyścigu. Mogłaby, ale wymagałoby to od funkcjonariuszy podjęcia minimalnego wysiłku. Trzeba byłoby wystąpić z wnioskiem o zabezpieczenie monitoringu, później obejrzeć nagranie. Nie daj Bóg, żeby faktycznie się ścigali na tym nagraniu. Trzeba byłoby wtedy podnieść się z krzesła i zacząć jakieś działania. Niedoczekanie. Lepiej wypisać 500 zł mandatu i mieć to wszystko z głowy. Co do drugiego kierowcy: tyle chwalenia się systemem CEPIK, a gdy przydałby się do ustalenia właściciela auta, to nawet się go nie wykorzystuje. Bo po co sobie dokładać dodatkowej pracy. Dzięki temu jeden kierowca pozostał bezkarny, a drugi musi zapłacić 500 zł i po sprawie. Dla przypomnienia dodam, że w Niemczech za nielegalne wyścigi grozi więzienie.

policjanci się lenią
Kto by pomyślał, że jest taka szybka

Nic nie tłumaczy tego, że policjanci się lenią

Niektórzy mówią, że to kwestia niedofinansowania policji, że to kwestia procedur, że to walka o dobre statystyki. Nic bardziej mylnego. Warunki pracy były znane zanim się wstąpiło do formacji. Nie można tłumaczyć nimi tego, że się nie chce pracować. Skoro ktoś zdecydował się na pracę w policji, to powinien dawać z siebie wszystko. Jeżeli praca go nudzi, przemęcza, nie ma do niej siły, to powinien spróbować sił w czymś innym, może w pracy społecznej, może w uprawie marchwi. Nie trzeba się męczyć w mundurze i przyczyniać się do tego, żeby zaufanie do policji ciągle spadało. Z drugiej strony jak ma nie spadać, skoro zwykły obywatel widzi olewizm i tumiwisizm policji. Nic dziwnego, że nie szanujemy przepisów, skoro na każdym kroku udowadnia się nam, że nie ma za ich łamanie żadnych poważnych konsekwencji. W tym konkretnym wypadku jeszcze pół biedy, bo nikt nie odniósł obrażeń. Gorzej gdy są ofiary.

Wszyscy znają określenie niedostosowanie prędkości do panujących warunków

Jeżeli policjantowi nie chce się szukać przyczyny wypadku, albo nie potrafi jej wskazać na miejscu zdarzenia to do protokołu powypadkowego wpisuje to zdanie. To najbardziej enigmatyczne pojęcie przy badaniu przyczyn wypadku. Co ono w ogóle oznacza? Weźmy taką sytuację. Słoneczny dzień, idealna pogoda, BMW E65 jedzie 90 km/h poza terenem zabudowanym, czyli zgodnie z panującymi przepisami. Nagle zjeżdża na pobocze uderza w drzewo, kierowca ginie na miejscu. Co wpisze policjant w protokole? Niedostosowanie prędkości. A to, że auto zostało niedawno odebrane od mechanika, który poskładał zawieszenie na blachowkręty to szczegół. Tego już nikt nie będzie sprawdzał, bo nie ma potrzeby. Takich przypadków w Polsce każdego dnia są dziesiątki. Pobieżnie prowadzone postępowania, byle jak ustalane przyczyny. Byleby tylko zepchnąć się z siebie obowiązek. Może zamiast bawić się w zmiany zasad przyjmowania mandatów, dzięki którym pan policjant będzie panem i władcą, może politycy powinni przyjrzeć się pracy policjantów. Może czas na zmiany w myśleniu i podejściu do swoich obowiązków?

Mam nadzieję, że ubezpieczyciel sprawcy nie będzie taki łaskawy dla swojego klienta i po naprawieniu szkód z polisy ubezpieczeniowej wystąpi o regres. W końcu ma do tego podstawy zawarte w ogólnych warunkach ubezpieczenia. Oni przeprowadzą rzetelne śledztwo, z wykorzystaniem EDR i monitoringiem. Im po prostu zależy.

REKLAMA

PS: Tak swoją drogą Toyota Corolla nie zmieściłaby się do pierwszej 50 aut, którymi chciałbym się z kimkolwiek ścigać.

Zdjęcie główne: CameraCraft/Shutterstock

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA