Jak wygląda kurs redukujący punkty karne? Oto relacja z pierwszej ręki
Mój kolega był kilka dni temu na kursie redukującym sześć punktów karnych i podzielił się wrażeniami. Dowiedział się też między innymi tego, jakiego pytania funkcjonariusz nie może zadawać i za co kierowcy skarżą się na grupę Speed.
„Jak każdy Polak, jeżdżę szybko, ale bezpiecznie” – mówi mój kolega Iwo, puszczając oko do rozmówcy. Jak wiadomo, „szybko” to zwykle nie jest „zgodnie z przepisami”, dlatego Iwo uzbierał okrągłe dwadzieścia punktów karnych. To tylko cztery mniej niż wynosi limit, po którym należy zapisać się na ponowny egzamin. Dla kogoś, kto rocznie pokonuje 40 tysięcy kilometrów i używa samochodu w celach służbowych, sytuacja robi się niewesoła.
Na szczęście – wbrew wielokrotnym zapowiedziom o ich zlikwidowaniu – nadal istnieją kursy redukujące sześć punktów karnych, na który Iwo się zapisał, a potem o tym opowiedział.
Kurs redukujący punkty karne – dla kogo?
Aby móc wziąć udział w kursie w Wojewódzkim Ośrodku Ruchu Drogowego, trzeba mieć prawo jazdy co najmniej od roku i co najmniej sześć punktów karnych na koncie. Żeby nie było zbyt pięknie, „resocjalizacji” można się poddać najwyżej raz na sześć miesięcy.
Ile trzeba czekać na kurs?
Przynajmniej w Katowicach – bo tam działa się cała akcja – niezbyt długo. Iwo podjął decyzję o kursie pierwszego sierpnia, a ósmego wieczorem było już po wszystkim.
Procedura zapisania się wygląda następująco: trzeba wypełnić formularz na stronie WORD-u, wpłacić 350 zł na jego konto i przesłać komplet dokumentów (m.in. kserokopia prawa jazdy) mailem. Jak mówi Iwo, „Potwierdzenia udziału w szkoleniu się nie spodziewałem. Nie zawiodłem się, WORD nie przesyła potwierdzenia otrzymania formularza. Próbowałem się dodzwonić, żeby potwierdzić poprawność uzupełnionych dokumentów. Tutaj też WORD godnie reprezentuje poziom instytucji rządowych. Dodzwonić się nie udało”.
Szkolenie trwa teoretycznie cały dzień. W praktyce – formalnie miało się rozpocząć o 8.00, ale tak naprawdę ruszyło o 9.00. O 13.30 uczestnicy byli już wolni, a każdy z nich miał o sześć punktów karnych mniej.
Zaczyna się od formalności. Uczestnik musi potwierdzić swoją obecność. „Trzeba przywieźć oryginał formularza PK oraz potwierdzenia nadania przelewu na konto WORD-u. Ja nie przywiozłem, dostałem reprymendę od Pani z WORD-u, po czym wyciągnęła wskazane dokumenty, które sama miała przygotowane. Typowy poziom obsługi klienta w firmie państwowej” – komentuje Iwo.
Kurs redukujący punkty karne rozpoczyna policjant
Nie udziela on jednak wzniosłej reprymendy kierowcom. Całe szkolenie rozpoczyna… opowiadanie o początkach prawa jazdy. Pierwszy raz taki dokument wydano we Francji. Z kolei pierwszy odnotowany wypadek miał miejsce pod koniec XIX wieku w Londynie - a przynajmniej tak podano na kursie. Większość źródeł podaje Ohio jako miejsce takiego zdarzenia.
Następnie pokazywane są statystyki
„Mnóstwo wykresów, cyferek, słupków. Następnie opracowywanie na ich podstawie wniosków, mających nam pomóc zmienić zachowania oraz jeździć bezpiecznie” – relacjonuje mój kolega. Zwraca też uwagę na to, że statystyki są… niewiarygodne. Podano, że według WHO na drogach ginie rocznie 1,2 mln osób w zdarzeniach drogowych - czyli co 30 sekund ginie na świecie jedna osoba. Tymczasem w 2020 roku w wyniku wypadków umrze rzekomo aż 2 mln osób. „Co takiego dzieje się na świecie, że w tym roku liczba ofiar wzrośnie o niemal 70 proc? Spytałem o to pana policjanta. Odpowiedzi brak”.
Pokazano także zdjęcia z wypadków drogowych. Później policjant podał sporo ciekawostek i odpowiadał na pytania. Potwierdził, że większość fotoradarów robi zdjęcia dopiero przy przekroczeniu o więcej niż 20 km/h. Wyjątkiem jest np. fotoradar na tak zwanym Zakręcie Mistrzów w Katowicach. Ma zaledwie 12 km/h marginesu i skutecznie zmniejszył liczbę zdarzeń. Rekord na tym zakręcie przed postawieniem radaru, to 34 zdarzenia (!) w jeden dzień. Teraz jest ich ponoć 14 rocznie.
Podał też, o ile średnio kierowcy przekraczają prędkość. To aż 37 km/h, ale wpływ na tak wysoki wynik ma chociażby wspomniana „tolerancja” fotoradarów.
Czy policjanci mają prowizję od wystawionych mandatów?
To często powtarzany mit, ale nie ma pokrycia w rzeczywistości. Podobnie jest z miesięcznymi „targetami” mandatowymi, których nie ma co najmniej od dekady. Iwo przytacza słowa policjanta: „Odkąd poprzednia ekipa wyszła z komendy w kajdankach, policjanci nie są przymuszani do wystawiania mandatów. Są jednak zobowiązani reagować widząc przewinienie”.
Policjant opowiedział też, że pytanie „Czy wie pan za co pana zatrzymaliśmy?” ze strony funkcjonariuszy jest niezgodne z prawem - bo kierowca może się nieświadomie przyznać do wykroczenia, za które nie został zatrzymany (na przykład odpowiadając „tak, skręcałem bez kierunkowskazu” podczas gdy powodem kontroli jest przekroczenie prędkości).
Dodał, że kierowcy czasami oburzają się na słynną grupę Speed za to, że jej funkcjonariusze… wystawiają mandaty za inne wykroczenia niż za prędkość. Oczywiście mogą to robić i skargi w stylu „dostałem od nich mandat za brak pasów, tak nie można!” nic nie dają.
Ostatnie dwie godziny kursu prowadziła pani psycholog
Zdanie Iwo o tej części szkolenia i jego wpływie na bezpieczeństwo na drogach nie jest pochlebne. W programie znalazło się m.in. omawianie typów temperamentu (choleryk, sangwinik, melancholik, flegmatyk), przestroga przed spożywaniem napojów energetycznych i kilka historii z życia pani prowadzącej zajęcia.
Kurs redukujący punkty karne nie kończy się egzaminem…
…ani żadną inną formą sprawdzania wiedzy. To nie jest szkoła, więc nikt nie sprawdza, czy uczestnik uważa. Nie usłyszy się tutaj klasycznych tekstów w rodzaju „powtórz, co powiedziałam!”. Wiele osób podczas kursu pracowało na laptopach czy przeglądało internet. Zatem czy wynieśli coś z tego kursu i będą jeździć bezpieczniej? Sami sobie odpowiedzcie. To raczej forma kary czasowej niż prawdziwa resocjalizacja.
Na koniec jeszcze kilka spostrzeżeń, jakie zanotował Iwo. „Z moich obserwacji wynika, że uczestnicy to głównie kierowcy zawodowi, oraz przedsiębiorcy pokonujący duże przebiegi roczne. Niektórzy pojawiają się regularnie. Na dwudziestu uczestników, osiemnaście to mężczyźni, dwie uczestniczki to kobiety. Na parkingu przed WORD-em najwięcej stało BMW (trzy sztuki) oraz Porsche Cayenne (dwie sztuki). Były też dwa Hyundaie.”
Obecnie szkolenia odbywają się na żywo, a uczestnik musi mieć przy sobie maseczkę. Wcześniej, gdy ograniczenia związane z wirusem były poważniejsze, kursy przeprowadzano za pośrednictwem programu Microsoft Teams. Ponoć niektórzy uczestnicy byli wtedy w pracy… czyli za kółkiem. Słyszałem historię o kierowcy ciężarówki, który słuchał wypowiedzi policjanta na temat niebezpieczeństw związanych z korzystaniem ze smartfona w aucie, zerkając na telefon zamontowany w uchwycie przyczepionym do szyby. Trochę śmieszne, ale jednak bardziej straszne.
Jeździjcie przepisowo.
Za opowieści i zdjęcia dziękuję Iwo z forum.gurumotive.com