Chińczycy wiedzą jak ominąć cła. Jeżeli nie mogą sprzedawać chleba, to będą oferować bułki
Czyżby miesiące prac UE nad cłami na chińskie samochody były zmarnowane, a ich efekt jest bez sensu i cała robota to krew w piach? Tak, a o co chodzi?
Znalazłem w sieci taki wpis, że „Chińczycy znaleźli sprytny sposób, żeby ominąć europejskie cło na samochody”. Przeczytałem go i dotarło do mnie - ta zabawa w cła od początku była skazana na porażkę. Przecież to dziecinnie proste - oto dlaczego.
Czyżby Unia Europejska wykazała się skrajną ignorancją?
Bo widzicie, Unia Europejska skupiła się na cłach na samochody elektryczne, czyli BEV. Rządzący poświęcili na to mnóstwo środków, nadwyrężyli stosunki międzynarodowe pomiędzy Europą i Chinami, a nawet kusili ulgami i namawiali chińskie koncerny do nierównej współpracy. Z tych prac powstały cła o różnych stawkach. Cła, które obowiązują od 30 października tego roku i nakazują Chińczykom płacić od kilkunastu do kilkudziesięciu procent wartości każdego importowanego do Europy samochodu, ale tylko elektrycznego. Bo te cła z natury nie obowiązują na samochody hybrydowe i spalinowe. Szach mat.
Błyskotliwy ruch chińskich producentów na ominięcie cła jest prosty - olać sprzedawanie samochodów elektrycznych. Będziemy opychać Europie stare i śmierdzące spaliniaki, ewentualnie hybrydy, a nowoczesne technologie przyszłości i know-how zostawimy sobie, albo... będziemy je sprzedawać w formie części.
- Tak radzą sobie chińskie samochody elektryczne na największym rynku Europy. Zapomniały przyjść na spotkanie w sprawie zdynamizowania sprzedaży
- Dokonało się. Cła na chińskie samochody przegłosowane, Niemcy nie są zachwyceni
- Chińskie stawki cła powinny obowiązywać nawet na auta montowane poza Chinami. Tak czy nie?
I tak musimy kupować w Chinach
Jeżeli Europa chce się elektryfikować (a podobno nadal chce) to nie ma wyjścia i musi kupować chińskie ogniwa. Mieliśmy być niezależni, ale niedawne bankructwo marki Northvolt pokazuje, że producenci ze Starego Kontynentu są praktycznie skazani na kupowanie akumulatorów z Azji. OK... do wyboru poza chińskimi ogniwami są jeszcze koreańskie, ale to nadal bardzo wąski rynek.
Jeżeli te wszystkie zagrywki polityczne są elementem większej gry, to chwilowo Chińczycy mają przewagę, a my możemy szykować się na wysyp chińskich samochodów z silnikami na sok z dinozaurów.
Jedynym realnym narzędziem obrony jest portfel. Jaki? Ten, który każdy z nas ma w swojej kieszeni. Bo na szczęście, póki co to jeszcze klienci decydują, czym chcą jeździć i jakie samochody chcą kupować.