#B69AFF
REKLAMA

Kupili graty w autokomisie z gratami. Okazały się gratami. Chłop może w szoku jest

Reportaż Polsatu o autokomisie spod Wrocławia, który sprzedaje tanie graty i jest wielkim przekrętem, ujawnia przy okazji jak łatwo jest nabierać klientów. Właściwie nie trzeba w ogóle się starać.

Kupili graty w autokomisie z gratami. Okazały się gratami. Chłop może w szoku jest
REKLAMA

Gdyby oczy mogły mi wypaść, to pewnie by mi wypadły po obejrzeniu dwóch reportaży z Polsat News na temat podwrocławskiego autokomisu sprzedającego tanie wozy. Okazuje się – nie uwierzycie – że te tanie wozy są zwykle w bardzo złym stanie, a do tego mają problemy z dokumentami, takie jak brak OC czy badania technicznego, co uniemożliwia ich przerejestrowanie. Takie autokomisy występują we wszystkich większych miastach w Polsce, w samej Warszawie znam ich trzy – nie będę podawał nazw, ale kto ma wiedzieć, ten wie.

REKLAMA

Polsat dotarł do rozczarowanych klientów

Klientów rozczarowanych, dodajmy, wozami za 3 do 5 tys. zł. Jest to 5-7 procent ceny taniego, nowego samochodu, więc i oczekiwania powinny być niskie. Ale nawet przy niskich oczekiwaniach wypadałoby poświęcić choć minimum czasu na sprawdzenie samochodu przed zakupem. Oczywiście to nie zwalnia profesjonalnego sprzedawcy z odpowiedzialności, jednak historie przedstawione w reportażu brzmią jak „zostałem oszukany nie podejmując najmniejszych prób ustrzeżenia się przed oszustwem”.

Jeden z pierwszych przedstawionych przypadków dotyczy BMW E46 za 4400 zł, które miało mieć OC na 7 miesięcy. Sprzedający zapewnił o tym nabywców, ale nie przedstawił żadnego potwierdzenia, a oni mu uwierzyli. Ponadto powiedział im, że auto jest wyposażone w instalację gazową, i to także zostało przyjęte przez kupujących za dobrą monetę. Problem w tym, że nie było ani OC, ani LPG. Podobno w bagażniku znajdowała się jakaś butla, ale to tyle, a sprzedawca udawał, że przełącza na gaz. W takim razie albo udawał bardzo dobrze, albo ktoś nie otworzył maski i nie zobaczył że nie ma pod nią ani parownika, ani listwy wtryskiwaczy. Silnik ponoć pracował fatalnie, a panewka „tłukła jak w traktorze”. Auto i tak zostało kupione.

Zapłać, to dostaniesz kluczyki

W innym fragmencie materiału dowiadujemy się, że kluczyki do kupowanego samochodu udostępniono dopiero po podpisaniu umowy i przekazaniu pieniędzy. To dość radykalne podejście ze strony sprzedawcy. Wydawałoby się, że powinno ono odstraszać większość kupujących – nie dostaję nawet kluczyków, żeby sprawdzić czy działa zamek centralny i czy auto odpala, ale muszę zapłacić za nie z góry? To z daleka brzmi już nie jak wałek, ale jak wał, wielki niczym z ciągnika siodłowego.

Inny klient narzeka na Kię Cerato za 3400 zł. W samochodzie padła skrzynia biegów i pompa wspomagania. Szczególnie zabawnie brzmią słowa oburzenia sąsiada klienta, przedstawionego jako „elektromechanik”, który mówi że „u nas w Norwegii za coś takiego idzie się siedzieć”, podczas gdy cała rzecz dzieje się w Wałbrzychu. Dodaje też, że „przecież nie kupił tego auta na wrak race, tylko żeby jeździć z rodziną i małym dzieckiem do przedszkola”. Wozem za 3400 zł. To świetny plan, ale dla kogoś, kto uwielbia graty i awarie, jak ja. Nie ma dobrych, bezawaryjnych samochodów za 3400 zł – elektromechanik z Norwegii tego nie wie czy nie miał odwagi powiedzieć?

Kolejny nabywca to rozczarowany pan Krzysztof, który kupił Opla

Opel, zapewne w cenie dość okazyjnej, zaczął sypać błędami i gasnąć, a ponadto również nie miał przeglądu i ubezpieczenia. Rozumiem, że sprawdzenie tego przed zakupem w obecnych czasach przerasta możliwości kupujących. Tym sposobem sami wpędzają się w jawne oszustwo. Wisienką na torcie są umowy sprzedaży, które wszystkie są nieważne – właścicielka komisu jest „słupem”, a sprzedawca podpisuje się po prostu własnym nazwiskiem, bez upoważnienia.

REKLAMA

Uwaga, mam ważne informacje

Komisy z bardzo tanimi samochodami sprzedają graty z problemami. Skupują je za kilkaset złotych, ratując od złomowania, ale nic nie naprawiają. Nie próbują nawet zrobić badania technicznego, bo to kosztuje, ani zapłacić ubezpieczenia. Nie liczą na klientów, którzy znają się na samochodach, tylko na osoby, które chcą kupić tanio, a wydaje im się, że kupując od firmy, są „chronieni przez prawo”. W materiale ktoś grzmi, że tą sprawą powinien zająć się prokurator podejmując głośne kroki prawne, ale w rzeczywistości nie ma takiej potrzeby. Te komisy istnieją, ponieważ w nich kupujecie. Należy po prostu informować o tym, że nie ma tanich i dobrych samochodów, a już na pewno nie w komisach prowadzonych przez osoby, twierdzące przed dziennikarzami że nie rozumieją po polsku. Zamiast procesów i śledztw, trzeba prowadzić działania uświadamiające, zwłaszcza w internecie. Każda umowa między kupującym a sprzedającym powinna być „odkliknięta” w aplikacji mObywatel, gdzie pojawiałyby się ostrzeżenia w rodzaju „NIE KUPUJ SAMOCHODU BEZ OBEJRZENIA DOKUMENTÓW. UWAŻAJ NA OKAZJE Z AUTOKOMISÓW. WYKONAJ JAZDĘ PRÓBNĄ”. Oczywiście, że jeszcze nie wszyscy mają apkę, i nigdy nie będzie tak, żeby wszyscy ją mieli, ale próbować trzeba.

Można tylko pogratulować pani Oksanie, której udało się załatwić zwrot pieniędzy dla kilkudziesięciu oszukanych klientów. Ale komis działa dalej.

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: 2025-10-05T13:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-10-05T11:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-10-04T17:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-10-04T14:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-10-04T10:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-10-03T19:00:00+02:00
Aktualizacja: 2025-10-03T17:59:48+02:00
Aktualizacja: 2025-10-03T12:06:45+02:00
Aktualizacja: 2025-10-02T17:35:43+02:00
Aktualizacja: 2025-10-02T14:13:57+02:00
Aktualizacja: 2025-10-02T11:24:47+02:00
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA