Postawili na elektromobilność. Wyszedł z tego wielki powrót V8
Stellantis tym razem akurat niczego nie zamyka ani nie likwiduje, tylko planuje inwestycje. Dokładniej: 10 miliardów dolarów w amerykańskie fabryki. To pachnie powrotem bulgoczącego V8.

Koniec z rykiem V8, koniec z paliwożernymi motorami, od teraz tylko cisza, kwiaty wypadające z rury wydechowej i ogromny moment obrotowy dostępny od razu. Tak mniej więcej brzmiały plany marki Dodge. Nowy Charger, owszem, miał mieć nawet i 900 KM w wersji Banshee, tyle że miała być elektryczna. Jak i cała przyszłość firmy.
Ale klienci wcale nie palą się do kupowania wersji na prąd
Jednak „amerykański charakter” i „napęd elektryczny” nie pasują do siebie tak dobrze, jak menadżerowie sobie wyobrażali. Wyniki sprzedaży elektryków są słabe, klienci są zawiedzeni, a rywale wcale nie przesiedli się na bezemisyjne napędy tak chętnie, jak zapowiadali. Czyli trzeba działać i wracać do korzeni. Na szczęście koncern Stellantis (właściciel Dodge’a) chyba o tym wie.

Według informacji Bloomberga Stellantis zamierza zainwestować 10 miliardów dolarów w amerykańskie zakłady produkcyjne. To dwa razy więcej, niż wcześniej planowano. Nowe środki mają zasilić rozwój marek Chrysler, Jeep i Dodge. Część pieniędzy pójdzie na ponowne uruchomienie fabryk w Illinois i Michigan oraz zatrudnienie setek pracowników. Ale to, co naprawdę przyciągnęło uwagę, to zawarta w artykule wzmianka o możliwym powrocie ośmiocylindrowego muscle cara. O co chodzi?
V8? Nie potwierdzamy, nie wykluczamy
To nie pierwszy raz, gdy taki scenariusz pojawia się w kuluarach. Już w sierpniu szef marki, Matt McAlear, zapytany, czy nowy Charger byłby w stanie pomieścić silnik V8, odpowiedział wymijająco, ale znacząco: „Nie zdziwcie się, jeśli by pasował.” Od tamtej pory elektryczny Banshee został przesunięty z biurka z napisem „do zrobienia” prosto do szuflady, a marka skupiła się na spalinowych wersjach, np. na Chargerze Sixpack. Czyli mamy renesans spalinowych napędów na pełnej mocy. To dość zabawne: gdy w Dodge’u przysiedli nad elektryfikacją, i tak wyszło im V8. Jak w tym dowcipie: „panie, jakbym tego nie klepał to mi przystanek wychodzi”…

Konkretów jeszcze nie ma. Stellantis oficjalnie nie potwierdził nowego projektu. Kto jednak bacznie obserwuje sytuacje w koncernie, ten wie, że wszystko wskazuje na następujący scenariusz: w 2026 roku zobaczymy nowego Dodge’a z silnikiem V8. Możliwe, że w formie limitowanego modelu lub specjalnej wersji Chargera. Ale jeśli trendy „prospalinowe” dalej będą na tyle silne, co teraz, możemy spodziewać się wielu wersji i odmian, które ryczą ośmioma cylindrami.