Jeździłem diabelską Toyotą. Najszybsze dziesięć sekund świata
Toyota Hilux w wersji po delikatnym odświeżeniu ma 204 KM i osiąga 100 km/h w 10 sekund. Nie miałem pojęcia, że to tak krótki czas i że tak wielki pickup może być tak emocjonujący.

Dziesięć lat. Od tak długiego czasu aktualna Toyota Hilux jest już na rynku. To widać, słychać i czuć. O ile wygląd zewnętrzny najłatwiej określić słowem w rodzaju „typowy” albo „zwyczajny” (czyli nie budzi właściwie żadnych emocji), o tyle po wejściu do środka można przenieść się do roku 2015. Przypomnę: wtedy na listach przebojów królowały „Hello” Adele (nie znoszę, przełączam) i „Naucz Mnie” Sarsy (gdzie ona się podziewa?). Polski film „Ida” dostał Oscara, w Warszawie otwarto drugą linię metra, a nasza reprezentacja awansowała na Euro 2016.
Gdy siedzimy w Hiluxie, tamte czasy się przypominają

Na szczęście w głośnikach nie zaczyna lecieć Adele, ale poza tym: wracamy do starych, całkiem dobrych czasów. Aż mam ochotę założyć szalik z napisem „Polska” i świętować tamten awans. Hilux jest uroczo staroświecki. Ma oczywiście ekran dotykowy (w dodatku z nowym systemem multimedialnym Toyoty, choć trudno powiedzieć, by był najnowocześniejszy na świecie), jest też wyświetlacz między zegarami. Tyle że mały, a wskaźniki dalej są analogowe. Świecą się na nich kontrolki sygnalizujące, że wyłączyłem jakąś funkcję. Świetnie, inaczej bym nie wiedział, więc doceniam, że wielka, pomarańczowa żarówa świeci mi w oczy nocą i przypomina, że pięć godzin temu wyłączyłem asystenta pasa ruchu. Wyjątkowo zresztą denerwującego.

Kokpit jest funkcjonalny (klimatyzacja ma osobny panel, jest tu naprawdę dużo wielkich przycisków fizycznych) i tak prosty w obsłudze, jak to tylko możliwe. Doceniam, a inni kierowcy Hiluxa na pewno doceniają jeszcze bardziej. Można obsługiwać w grubych rękawicach, albo wszystko trochę ubrudzić i potem łatwo umyć. Oby w następnej generacji nie zastąpiono przycisków ekranami. One dobrze wyglądają tylko czyściutkie i nie nadają się dla ludzi pracy. Nie o to chodzi w pickupie.

Trzeba pamiętać, że Hilux to najprawdziwszy z pickupów
Nawet nie myśl o tym aucie, jeśli szukasz wozu do jazdy na co dzień - a gdy przeszło ci przez głowę, by kupić sobie Hiluxa na miasto, usiądź spokojnie i poważnie się nad sobą zastanów. Oczywiście, ponieważ mówimy o nowoczesnym samochodzie z diodowymi reflektorami, automatyczną skrzynią biegów i kamerami, to nie jest tak, że w awaryjnej sytuacji się nie nada. Pojedziesz nim do sklepu, odwiedzisz rodziców, a jeśli masz pod biurem odpowiednio duży parking, może nawet uda ci się na nim zaparkować.

Ale pamiętaj, że z tyłu jest ciasno, a kanapa jest ustawiona boleśnie pionowo. Nie wiadomo co zrobić z bagażami, bo z tyłu masz wielką pakę, ale bagażnika ani żadnych przegródek nie ma. Wszystko w porządku, jeśli twoim bagażem jest quad albo skuter wodny. Gorzej, gdy planujesz wziąć na wyjazd np. walizkę z ubraniami. Musi jechać z tyłu na kanapie. Jeśli bierzesz ze sobą pasażerów, no to trudno, muszą trzymać wszystko na kolanach.

Poza tym, Hilux jest wielki (532,5 cm długości), sporo pali (w mieście to po prostu „kilkanaście litrów na sto”), a na pusto na koleinach ma tendencje do niepokojącego myszkowania. Tył czasami ucieka - i choć za każdym razem elektronika szybko go łapie, to kierowca i tak musi mieć się na baczności. Ogólnie: pickupy są już dziś cywilizowane i relatywnie wygodne. Ale to nadal auta robocze. I dobrze.
Najmocniejszym (dosłownie) elementem tej Toyoty jest silnik

204 KM to w dzisiejszych czasach w miarę niedużo, ale za to 2,8 litra pojemności to już solidny wynik. Hilux ma czterocylindrowego diesla (po V6 trzeba iść do Forda/VW), jego moment obrotowy to 500 Nm, a układ miękkiej hybrydy, który zagościł w Hiluxie niedawno, dodaje chwilowo do 16 KM i 65 Nm.
SIlnik pięknie brzmi, zwłaszcza na zimno. Mówię poważnie: uwielbiam dźwięk dużego (choć przecież czterocylindrowego) diesla. Brzmi surowo i roboczo, jakbym budził do życia potężną ciężarówkę. Można się tu tak poczuć.

W 2015 roku wybuchła też afera Dieselgate
To wtedy - w roku, do którego cofamy się, wsiadając do Hiluxa - ostatecznie skończyła się moda na diesle i silniki wysokoprężne zeszły do podziemia. Ich sprzedaż zaczęła spadać, przestały mieć dobry wizerunek i od tamtej pory są postrzegane jako rozpylacze gruźlicy, pylicy i wszelkich innych, straszliwych chorób.

Jednocześnie, Hilux nie mógłby mieć innego silnika. Słyszałem, że nowa generacja może dostać hybrydę. Jeśli nie będzie klekotać, będzie bez sensu. Samochód do pracy, babrania się w błocie i ciągnięcia przyczepy, musi mieć ropniaka pod maską. I trudno mi wyobrazić sobie lepszego niż ten.
Hilux 2.8 jest potwornie szybki
To było moje największe zaskoczenie z całego testu. Hilux jeździ jak rakieta. 204 KM nie zapowiadają atomowego przyspieszenia, ale naprawdę to tutejsze takie jest. Według różnych danych technicznych, pickup z miękką hybrydą, z napędem na cztery koła i ze staroświeckim, hydrokinetycznym, sześciobiegowym automatem, który uroczo przeciąga biegi i pracuje tak, by się nie spocić, osiąga 100 km/h w 10,1 lub 10,7 s.

Kiedyś to był niezły wynik, na miarę droższych wersji aut klasy średniej. W dzisiejszych czasach byle służbowy kompakt jest o sekundę czy dwie szybszy. Dziś osiem sekund do setki nie robi na nikim wrażenia, a za szybkie są uznawane wozy, które schodzą poniżej sześciu. A jednak dawno w żadnym aucie nie czułem przyspieszenia tak mocno, jak w Hiluxie.
Auto zdaje się mieć nieskończone pokłady mocy i momentu. Prze do przodu z niepowstrzymaną siłą, zostawiając wszystkich w tyle. Jest szybkie nie tylko ze startu, ale i błyskawicznie nabiera prędkości później. Czy to naprawdę „aż” dziesięć sekund do setki? Strzeliłbym, że Hilux robi to w połowę tego czasu. To oczywiście niemożliwe, ale jest bardzo żwawy.

To wszystko na pusto
Oczywiście, musi być szybki na pusto, by potem, po naładowaniu na pakę tony ładunku przyspieszać przynajmniej akceptowalnie. Ale dopóki jedziesz bez ładunku (a myślę, że spora część Hiluxów w tak bogatej wersji, jak testowana większość kilometrów w czasie „życia” zrobi na pusto), Hilux jest diabelnie szybki. Chyba nawet za szybki, biorąc pod uwagę skuteczność hamulców i charakterystykę zawieszenia. Hot hatch z paką? Coś w tym stylu. Byłem naprawdę zaskoczony.

Poza tym, Toyota wraz ze swoim staroświeckim klimatem i grubo ciosanym wnętrzem, a przede wszystkim za sprawą prześwitu, kół i napędu, daje wrażenie bycia niepokonaną. Możesz wjechać z dowolną prędkością wszędzie (no, może nie pod pociąg). Pokonasz dowolne dziury, wzniesienia, piaszczyste muldy i wyjedziesz z każdej opresji. Na drodze też patrzysz na wszystkich z góry. Uciekają w popłochu, gdy widzą, jak szybko Hilux rośnie w lusterku.
Można poczuć się zbyt pewnie
Hilux wyciągnie z ciebie najgorsze cechy twojego charakteru. Szybko zaczniesz zbyt frywolnie podchodzić do kwestii przepisów dotyczących parkowania i trąbić na każdego, kto cię zdenerwuje. Łatwo uwierzyć we własną potęgę, patrząc na świat z pierwszego piętra.

Podsumowując: Hilux z dieslem cofa nas do roku 2015, ale robi to w dobrym stylu. Można docenić w nim stare, dobre, duże i klekoczące silniki. Można poczuć się zbyt pewnie. No i można wygrać każdy wyścig i zobaczyć, że pickupy potrafią mieć zaskakująco sportową duszę. Cena? 216 400 zł za bogatą wersję Invincible, ale netto. Da się taniej, ale wtedy ani przez chwilę nie zapomnisz, że jesteś w pracy.
Konkurenci są już świeżsi

Zbliża się już pora na następcę Hiluxa. Ma zadebiutować jeszcze w tym roku. Oby nie stał się za bardzo cyfrowo-ekologiczny. Wyobrażacie sobie afrykańskich partyzantów, którzy ustawiają siłę nawiewu na ekranie? Ja nie bardzo. Ale jeśli nowa generacja wciąż będzie miała ten sam silnik, nasi bohaterowie z karabinami szybko uciekną przez sprawiedliwością. To najbardziej emocjonujące dziesięć sekund w motoryzacji.