Nie wsiądziesz do autobusu z ziemi. Oto transport publiczny w najbogatszym mieście Afryki
Transport publiczny w Johannesburgu opiera się na 15-osobowych busikach, które w 99 procentach są Toyotami Hiace. Istnieją też jednak linie autobusowe i wydzielone dla nich buspasy.

Fascynująca jest obserwacja działania „taxis” w miastach Południowej Afryki. Chmary białych Hiace podjeżdżają na nijak nieoznaczone przystanki w mieście, a siedzący w drzwiach przesuwnych operator pokazuje na palcach, dokąd dany bus jedzie. Ułożenie dłoni i palców ma swoje znaczenie, oczywiste dla oczekujących, całkowicie niezrozumiałe dla przybyszów. Widzisz tłum kilkudziesięciu osób – podjeżdża „taxi” (zwykła taksówka to „meter taxi”) – operator pokazuje gest i kilku podróżnych wsiada, reszta czeka cała zła, że to jeszcze nie ten bus do Soweto albo Germiston. W dodatku te „taxis” dzielą się na lepsze i gorsze, czyli z licencjami i bez. Ten pierwszy dowiezie cię z pewnością, ale trochę drożej. Ten drugi – poza tym, że jeździ dużo starszym i bardziej zużytym wozem – dodaje element ryzyka w postaci niedojechania na miejsce z powodu kontroli policyjnej, a tych jest w RPA bardzo dużo. System taxi-bus funkcjonuje w każdym większym mieście tego kraju, a Toyota Hiace to najpopularniejszy samochód w ogóle. Ale nie to jest najciekawsze.

Dwa największe miasta, czyli Johannesburg i Cape Town, mają publiczny „metrobus”
Jest to tramwaj bez szyn, czyli autobus jeżdżący wyłącznie po wyznaczonym pasie ruchu, fizycznie oddzielonym od pozostałych pasów. Pas może być pojedynczy z mijankami na przystankach (peronach), albo podwójny, co umożliwia częstsze kursowanie. Autobus jedzie lewą stroną drogi tak jak samochody, ale jego drzwi znajdują się po tej samej stronie co kierownica, czyli po prawej. Tym sposobem przy jeździe pod prąd peron może znajdować się na środku między jezdniami i nie ma szans, żeby ktoś wsiadł od strony krawędzi jezdni. Co więcej, drzwi autobusów są znacznie uniesione względem ziemi. Nie sposób właściwie wsiąść do pojazdu, gdyby zatrzymał się poza peronem.
Najtańszy bilet na strefę miejską kosztuje 14 randów, czyli 2,80 zł. Najdroższa pojedyncza przejażdżka przez wszystkie strefy podmiejskie – 44 randy, czyli 8,80 zł. System ma nawet swoją nazwę: Rea Vaya, co znaczy „jedźmy” (chyba w języku xhosa, ale nie jestem pewien). Na razie liczba linii jest mała, ale trwają prace nad rozbudową – tu można zobaczyć w miarę aktualną mapę.

Jest to system tańszy niż tramwaj, a o podobnej skuteczności transportowej
Nie trzeba budować sieci trakcyjnej i torowiska, można dostosować daną ulicę pod kontrapas autobusowy względnie tanim kosztem. Podobne systemy funkcjonują również w Brazylii, np. w Kurytybie. Autobusy miejskie w RPA są zadziwiająco nowoczesne, czyste i bezpieczne. Na pewno oferują wyższy komfort jazdy niż gniecenie się w Toyocie Hiace z pięcioma rzędami siedzeń. Problem polega na tym, że ludzie są przyzwyczajeni do jeżdżenia „taxi-busem” i zmienić to przyzwyczajenie wcale nie jest łatwo, zwłaszcza gdy przez lata transport publiczny był zaniedbywany.

Metrobus tego rodzaju bardzo przydałby się np. w Warszawie
Budujemy za horrendalne pieniądze podziemne metro i idzie to bardzo powoli. Dobrze, że powstaje, ale wciąż mniej dzielnic dostęp do metra ma, niż go nie ma. Budujemy tramwaj, który też spełnia swoją funkcję, ale kończy bieg razem z torowiskiem. Tymczasem metrobus mógłby ciąć głównymi arteriami pozbawionymi linii tramwajowej jak Puławska czy Modlińska nawet daleko poza miasto, bo przecież pojazdy obsługujące taki system mogą mieć drzwi po obu stronach i korzystać zarówno z peronów wewnętrznych jak i przystanków na zewnątrz. Marzyłby mi się taki metrobus ze Służewca do Piaseczna. Również miasta aglomeracji śląskiej, dość mocno rozrzucone, mogłyby być beneficjentami takiego rozwiązania. Zasięgi autobusów elektrycznych pozwalają na rozwijanie takiej sieci całkiem bezemisyjnie. Na razie jednak brak odważnych, by spróbować u nas tego, co sprawdza się w Afryce czy Ameryce Południowej, u nas wszystko musi być jak na zachodzie Europy, nawet jeśli nie ma to sensu.
Inne wpisy o samochodach i transporcie w południowej Afryce: