Motoryzacja w Lesotho to zaskakujący miks Afryki i Japonii. Pewnie nawet nie wiecie gdzie to jest
Lesotho: mały, górzysty kraj w Afryce w stu procentach otoczony przez RPA. Wjechałem tam nie bez problemów, żeby zobaczyć lokalną motoryzację i doznałem dużego zaskoczenia – a uwielbiam motoryzacyjne zaskoczenia.

Jeszcze rok temu w ogóle nie planowałem, że kiedykolwiek pojadę do Afryki, a tymczasem odwiedziłem już tam trzy kraje. Na ten moment mi wystarczy, jednak muszę powiedzieć, że wizyta w Lesotho była wyjątkowo ciekawym motoryzacyjnym doświadczeniem. Już tłumaczę dlaczego.
Lesotho to największy kraj-enklawa
Jest w stu procentach otoczony przez inny kraj, tj. RPA. Tworzy taką dziurę w RPA – wprawdzie łączy się ze swoim wielkim sąsiadem unią celną, ale ma własny rząd, króla, walutę, przejścia graniczne i tak dalej. Wydawało mi się więc, że motoryzacja w Lesotho będzie zasadniczo taka sama jak w RPA. I tu zaskoczenie, bo nie jest. W RPA mamy do czynienia regularnie z samochodami europejskimi. Uwielbianą marką jest Volkswagen (chyba też najpopularniejszą). Regularnie widzi się Renault, również Peugeoty, ale przede wszystkim Ople. Trafiają się Fiaty, dużo jest Mercedesów i BMW, mało Audi.

W Lesotho o niczym takim nie ma mowy. Przekraczamy granicę i oto w Maseru ok. 50 proc. samochodów to Honda Jazz pierwszej lub drugiej generacji. Wszystkie są taksówkami i prawie wszystkie zostały tu zaimportowane z Japonii. RPA nie potrzebuje japońskich importów, Lesotho – najwyraźniej tak. Marka Honda zdecydowanie jest tu numerem jeden, za nią jest Toyota głównie z Hiluxem, Hiace i Corollą. Dalej – Mazda i ewentualnie Nissan. Dopiero później są „inne”, w tym nieliczne auta europejskie, głównie BMW.


Znalazłem samochód endemiczny dla Lesotho
Nie znajdziemy go w ogóle w RPA. W Europie widzi się go z rzadka, a jeśli już to z kierownicą po lewej. W wersji z kierownicą po prawej stronie widziałem go tylko w Lesotho, i to jednego dnia co najmniej 7-8 sztuk w różnych kolorach. Jest to Volkswagen Polo Cross. Bardzo jestem ciekaw ile egzemplarzy się tu sprzedało i czy działa tu dealer Volkswagena, bo Polo Cross było jedynym regularnie spotykanym modelem VW w tym kraju.

Sporo gnijących wozów widzi się przy domach
Chyba w Lesotho nie ma oficjalnej stacji demontażu pojazdów, bo jadąc przez przedmieścia Maseru można obserwować rozliczne pojazdy dogorywające w niezamożnych dzielnicach. Są to często samochody japońskie sprzed lat, ale też europejskie, znalazłem Golfa czy Mercedesa W123. W normalnym ruchu spotyka się zadziwiająco dużo japońskich vanów z importu, takich jak Nissan Serena i Elgrand, Honda Stepwgn czy Toyota Voxy, Noah i podobne. Służą one nawet jako autobusy szkolne na wsi, zabierając do środka kilkanaścioro dzieci, chociaż przecież maksymalnie mają 7 lub 8 miejsc.


Najdziwniejszy pojazd trafił się nam na koniec wycieczki
Jeździł z nami lokalny przewodnik, co jest koniecznością w Lesotho. Odradzam zapuszczanie się tam samodzielnie oraz mam kontakt do dobrego przewodnika, który świetnie mówi po angielsku i ma rozsądne stawki za cały dzień oprowadzania (tu link). Nagle zobaczyliśmy przed nami wyjątkowo nietypowy pojazd. Było to Audi RSQ8. W Lesotho. W dodatku białe, co jest oczywiste w RPA, ale w Lesotho dość rzadkie. Okazało się, że to zapewne minister – nie wiadomo dokładnie, czego – wraca z pracy do domu i musi stać w korku ze wszystkimi w swoim najdroższym Audi. Ponoć nie ma drugiego egzemplarza w całym kraju, więc się nam poszczęściło.

Jak jeżdżą Lesotańczycy?
Po afrykańsku, czyli:
- każdy musi dojechać
- zasady ruchu drogowego wynikające z przepisów nie istnieją
- ty przepuścisz, ciebie przepuszczą
- czasem trzeba zatrąbić
- nie należy się niczemu dziwić
Po przyswojeniu sobie tych zasad można spokojnie jeździć po Lesotho, oczywiście przypomnę że panuje tu ruch lewostronny, jak w Wielkiej Brytanii i RPA. A dokąd pojechać w Lesotho? Maseru można sobie darować, jego turystyczne walory wynoszą zero. Należy udać się w góry, przez trzy przełęcze do tamy Mohale. To ok. 70 km od Maseru, a widoki są takie, że głowa od nich eksploduje. Eksploduje też od wysokości nad poziomem morza, bo wjeżdżamy na prawie 3000 metrów, ale to już inna sprawa.



I na koniec jeszcze o ruchu drogowym w Lesotho
Cały kraj ma nieco ponad 2 mln mieszkańców na powierzchni 10-krotnie mniejszej od Polski. Jest tylko jedno duże miasto – Maseru, przy czym w większości ma ono charakter półmiejski z parterową zabudową. Ulic jest też niewiele, ale obczajcie to: w 2014 r. na 1000 Lesotańczyków przypadały 4 samochody. Czyli samochód ma jedna na 250 osób. Cudownie, prawda? Raj na ziemi, nie ma korków i w ogóle.

Bzdura. Korki są horrendalne. Całe Maseru od 17 do 18 stoi dęba. Przestaliśmy 20 minut na skrzyżowaniu, gdzie policja kierowała ruchem (dość bezradnie, ale chwała im za to), ponieważ z obu kierunków pędziły nieprzerwane strumienie aut, a oczywiście o sygnalizacji świetlnej nie ma co marzyć. Dojazd z jednej strony Maseru na drugą o 17:20 zajął nam 50 minut. Dlaczego? Bo przy braku infrastruktury drogowej wystarczy niewielka liczba samochodów, żeby wszystko się zatkało. W Holandii, gdzie mamy pewnie ponad 500 aut na 1000 mieszkańców są mniejsze korki niż w Maseru, w Lesotho, gdzie samochodu nie ma prawie nikt.
Tak tylko mówię, gdyby ktoś jeszcze wierzył w te bzdury, że „Polacy mają za dużo samochodów”.


