Naładujesz samochód elektryczny wtedy, kiedy pozwoli firma. Kapitalizm zawitał do Holandii
Zakaz ładowania samochodów elektrycznych w określonych godzinach to rzecz, z której jeszcze niedawno się śmiano. Dzisiaj okazało się, że stare rozwiązania z komunizmu, doskonale sprawdzają się w kapitalizmie.
Jeszcze kilka lat temu, gdy pojawiły się pierwsze pogłoski mówiące o tym, że Unia Europejska wprowadzi zakaz sprzedaży samochodów spalinowych, część internautów twierdziła, że jesteśmy zgubieni. Podnosili argumenty, że sieć energetyczna nie jest z gumy i nie wytrzyma takiego obciążenia, jakie powstanie w czasie masowego ładowania samochodów elektrycznych. Twierdzono nawet, że wróci 20. stopień zasilania, czyli rzeczy znane z głębokiego PRL-u. Dla niewtajemniczonych - stopnie zasilania oznaczają wielkość ograniczeń w dostawie energii. Zaczynają się od 11, a kończą na dwudziestu. Pierwszy stopień to brak ograniczeń, a 12-19 to stopniowe ograniczenie poboru prądu dla odbiorców, których wielkość mocy umownej wynosi powyżej 300 kW. 20. stopień to mocne ograniczenie zużycia, odbiorca pobiera określone minimum prądu.
W praktyce 20. stopień zdarza się wyjątkowo rzadko, ostatni raz ogłoszono go w Polsce w dniu 10.08.2015 r., kiedy przez kraj przechodziły susze, poziom rzek był rekordowo niski, a dzień był bezwietrzny. W systemie brakowało prądu, by zaspokoić typową konsumpcję. Co ciekawe, nigdy nie poznaliśmy pełnego obrazu tamtych wydarzeń, bo rząd utajnił raporty na ten temat, znamy tylko ogólny zarys. A czym się wtedy objawiał 20. stopień zasilania? Nawet w galeriach handlowych było wyłączone światło, klimatyzacja w budynkach użyteczności publicznej nie działała, a to tylko wycinek. Okazuje się, że przez samochody elektryczne widmo stopni zasilania stanęło przed kolejnym krajem, a przynajmniej ich interesująca wersja.
Zakaz ładowania samochodów elektrycznych od 16 do 21 to sposób na rozwiązanie problemów
Holenderski operator sieci energetycznych firma Stedin, wezwał do wyłączenia publicznych stacji ładowania samochodów elektrycznych w godzinach do 16 do 21. W tych godzinach występuje największe obciążenie sieci, a dotychczasowe rozwiązania regulujące ładowanie nie działają. W niektórych ładowarkach testowane jest ograniczenie maksymalnej mocy ładowania w godzinach szczytu, ale zdaniem operatora to przyklejanie plastra na amputowaną kończynę. Według Stedina w ciągu najbliższych lat aż 20 proc. mocy sieci energetycznej w miastach będzie wykorzystywane wyłącznie na potrzeby samochodów elektrycznych, co może spowodować poważne problemy z zasilaniem budynków.
Więcej o ładowaniu samochodów elektrycznych przeczytasz w:
Pewnym problemem jest lokalna infrastruktura, która została zbudowana w czasach, gdy Holendrzy powszechnie używali gazu zarówno do ogrzewania swoich domów, jak i podgrzewania wody, czy gotowania. W ostatnich latach odchodzi się jednak od gazu na rzecz pomp ciepła, kuchni indukcyjnych itd., a to powoduje znaczne obciążenie sieci. Od 16 do 21 trwa szczyt zapotrzebowania na energię, co według operatora w połączeniu z ładowarkami sprawi, że nawet półtora miliona domów będzie doświadczać przerw w dostawie prądu. Według operatora trzeba natychmiast wymienić 105 tys. km kabli i postawić 54 tys. transformatorów, żeby sprostać zapotrzebowaniu.
Dodajmy do tego ładowanie samochodów elektrycznych w domu i mamy obraz tragedii. Według operatora właściciele samochodów elektrycznych nie przejmują się zbytnio zasadami savoir-vivre podczas ładowania, tylko podłączają samochód do prądu po przyjściu z pracy i odłączają go dopiero następnego dnia. To kolejny kamyczek do obciążania sieci. W Holandii działa 150 tys. publicznych ładowarek, więc zakaz ładowania w określonych godzinach rzeczywiście pomógłby na problemy z siecią.
Zakaz ładowania samochodów elektrycznych w określonych godzinach to dopiero początek
Wezwanie operatora do wprowadzenia zakazu ładowania nie sprzyja popularności samochodów elektrycznych. Potencjalni klienci mogą właśnie poważnie zastanawiać się nad sensem posiadania takiego auta, które nie dość, że ma pewne ograniczenia w zasięgu, to dodatkowo nawet godziny ładowania będą regulowane. Miało być prosto, łatwo i przyjemnie, a zaczyna się robić coraz dziwniej. Owszem, pewnym problemem jest infrastruktura, która nie nadąża za rosnącą popularnością samochodów elektrycznych, ale jej modernizacja to astronomiczny koszt, którego nikt nie chce ponieść. Obawiam się jednak, że będzie to niedługo konieczne.