REKLAMA

Czas to pieniądz? Bzdura, udowadniają to kierowcy samochodów elektrycznych

Mówi się, że czas ładowania samochodu elektrycznego powinien być jak najkrótszy. To bzdura, bo chodzi o coś zupełnie innego.

czas ładowania samochodu elektrycznego
REKLAMA
REKLAMA

Zima to mój ulubiony okres, bo nie dość, że można sobie polatać bokiem bez szkody dla opon, to w redakcji intensyfikują się testy samochodów elektrycznych, więc mamy dużo zabawy, anegdot spod ładowarek i ciekawych doświadczeń. Od dwóch dni pochylamy się nad fenomenalną ofertą leasingu Mercedesa EQE, która jest tak atrakcyjna, że miałaby szansę dostać się do konkursu Miss Poland. My sobie dyskutujemy, a w mediach społecznościowych kapłani i papieże elektromobilności zachwalają ładowanie samochodów elektrycznych zimą. Doszło do tego, że próbują przekonać masy, że ładowanie samochodu elektrycznego zajmuje kilkanaście sekund, bo wystarczy go podpiąć do ładowania w domu i gotowe.

Więcej o przygodach samochodów elektrycznych zimą przeczytacie w:

To oczywiście bzdura, ale ma służyć podkreśleniu tego, że ładowanie robi się coraz szybsze, wygodniejsze, a jak ktoś ma dom z garażem i ładowarką ścienną, to faktycznie uzupełnianie zasięgu w samochodzie elektrycznym przestaje być problemem. Zupełnie inaczej jest podczas wyjazdów, gdy trzeba się naładować na szybkiej ładowarce. Przyjęło się uważać, że czas ładowania samochodu elektrycznego powinien być jak najkrótszy, do tego też dążą producenci, którzy podkreślają ten aspekt w swoich materiałach prasowych. Tymczasem badania pokazują, że czas ładowania jest wartością pomijalną, bo liczy się zupełnie coś innego.

Czas ładowania samochodu elektrycznego przestaje się liczyć

Amerykański Departament Energii przeanalizował ponad 2,3 mln sesji ładowania, które miały miejsce w latach 2020 - 2023 (z wyłączeniem stacji Tesli, bo tam są inne zasady). Sprawdził ile czasu kierowcy spędzają na ładowaniu i ile średnio energii pobierają. Wyniki są zaskakujące. Okazuje się, że jeżeli ładowanie jest bezpłatne, to kierowcom samochodów elektrycznych przestaje przeszkadzać czas ładowania. Według badania przeciętny właściciel samochodu elektrycznego spędza 78 minut na darmowej stacji ładowania i pobiera około 40,7 kWh energii w tym czasie. Jeżeli ma zapłacić, to czas ładowania spada do 42 minut, a pobrana energia do 22 kWh.

auto ładuje się z niepełną mocą

Tak długi czas bezpłatnego ładowania pozwala sądzić, że kierowcy ładują samochody do 100 proc., co jest bardzo długie. Gdy płaci, to już racjonalnie podchodzi do kwestii krzywej ładowania i uzupełnia zasięg do około 80 proc., czyli do optymalnego zakresu, który pozwala na najbardziej efektywny pobór energii w większości samochodów.

REKLAMA
Słabiutko.

Ładowarki 22 kWh są popularne np. przy marketach, u nas też się zaczynają pojawiać w coraz większych ilościach. Na grupce poświęconej kierowcom samochodów elektrycznych często pojawiają się skargi i narzekania na ludzi, którzy z takich ładowarek uczynili sobie podstawowe źródło prądu. W teorii miały służyć do krótkiego podładowania w czasie zakupów, a w praktyce okupują je taksówki, samochody dostawcze, a także ludzie z cebulą we krwi. Nie liczy się dla nich czas, liczy się zerowy koszt. I dokładanie tak samo wyszło w tym badaniu. Tym samym producenci powinni przestać podkreślać prędkości ładowania. To nikogo nie interesuje. Ważne, żeby było za darmo.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA