Podczas zimnej wojny po wschodniej stronie Żelaznej Kurtyny inżynierowie często przypatrywali się postępom swoich zachodnich kolegów - szczególnie podczas wyścigu zbrojeń lat sześćdziesiątych. Kiedy tą rywalizacją motoryzacja dostała rykoszetem, musiało powstać coś osobliwego.
Amerykańska inspiracja
Legenda głosi, jakoby w 1958 r. drugi sekretarz ambasady ZSRR w Waszyngtonie zobaczył koncept samochodu Forda o nazwie Nucleon na wystawie przemysłowej. Będąc pod wrażeniem wynalazku giganta z Detroit, podzielił się swoimi pomysłami z ówczesnym I sekretarzem KC KPZR Nikitą Chruszczowem, który natychmiast nakazał opracowanie radzieckiego odpowiednika samochodu atomowego.
Wcześniej radzieccy inżynierowie zbudowali reaktor jądrowy na pojeździe kołowym. W połowie lat pięćdziesiątych zaprojektowali oni TES-3 - ruchomy generator energii elektrycznej, który ważył aż 310 ton i miał na pokładzie ponad 37 funtów uranu. Dalszy rozwój projektu został porzucony w 1961 r., a jedyny działający egzemplarz eksperymentalny użytkowano jeszcze przez około pięć lat.
Projekt samochodu atomowego był - jak wiele mu podobnych - ściśle tajny. Zajęło się tym tajne biuro konstrukcyjne samochodów, na którego czele stał fizyk Aleksandr Kamniew. To on zaprojektował główny element samochodu – działającą instalację jądrową. Początkowo Kamniew postanowił pójść tą samą drogą co Amerykanie, czyli wziąć działający reaktor jądrowy (taki sam jak na lodołamaczu Lenin) i zmniejszyć go do odpowiednich dla samochodu rozmiarów. Nie udało się.
Więcej rosyjskich wynalazków znajdziesz tutaj:
Plan B już wypalił
Niezrażony Kamniew zaproponował wtedy inną, zupełnie nową konstrukcję silnika. Wtedy w końcu w 1965 r. radzieccy konstruktorzy zaprezentowali prototyp nazwany Wołga Atom.
Nadwozie było wyraźnie oparte na Wołdze 21 - w tamtym czasie najpopularniejszym modelu produkowanym przez GAZ-a. Awangardą był jednak układ trzy osiowy - z dwoma osiami z przodu, prawdopodobnie podpatrzony także u Forda - a dokładniej z konceptu Seattle-ite z 1962 r. Kombinacje były wymuszone tym, że sam silnik ponoć ważył aż pół tony.
Podania ludowe głoszą, że Wołga Atom miała czterocylindrowy silnik, który wykorzystywał wzbogacony izotop uranu 235, który generował moc 320 KM. Zasięg przy użyciu 12 g radioaktywnego minerału miał wynosić nawet 60 tys. km. Tymczasem Ford podawał dla Nucleona planowany zasięg jedynie 5 tys. mil (ok. 8 tys. km).
Atomowa Wołga miała nawet przejść testy drogowe w Siewieromorsku - zamkniętym mieście w obwodzie murmańskim, będącym siedzibą radzieckiej Floty Północnej.
Kto by pomyślał - nie wyszło
Niestety owe testy nie poszły zbyt pomyślnie. Problemem było szybkie przegrzewanie się - a co to znaczy dla radzieckich elektrowni atomowych, to chyba każdy wie. Natomiast projekt Wołgi Atom miał przez to (i przez brak aprobaty nowego przywódcy - Leonida Breżniewa) zostać porzucony. Jako, że w czasach powstawania był objęty klauzulą ścisłej tajności, o jego istnieniu Rosjanie dowiedzieli się dopiero po upadku ZSRR.
Na ile to wszystko jest prawdą?
Dobre pytanie. Wiele informacji o Wołdze Atom to wręcz miejskie legendy, a jedyną rzeczą w 100 proc. pewną jest jej wygląd - gdyż replika prototypu stoi w muzeum GAZ-a w Niżnym Nowogrodzie. A jedyną schedę po Wołdze może przejąć pierwszy całkowicie rosyjski samochód elektryczny, któremu nadano nazwę Atom.
Jeszcze jedno jest pewne - gdyby Batman był Rosjaninem, jeździłby Wołgą Atom.