Do czasu wyborów prezydenckich nie wydarzy się kilka spraw, które porządkowałyby nasz motoryzacyjny krajobraz, a poważne wady nie zostaną naprawione. Taki mamy maślany klimat.
Z pewnością nie umknęło waszej uwadze, że masło jest drogie. Mogła za to gdzieś zagubić się informacja, że rządowa agencja ogłosiła przetarg na sprzedaż rezerw masła, co zostało nazwane interwencyjnym działaniem. Czy ceny masła przez to spadły? Spadły, prawda?
Wbrew pozorom rządowa interwencja w sprawie masła ma coś wspólnego z motoryzacją. Część wspólna to okres przed wyborami, który sprawia, że rząd sprzedaje masło, a jednocześnie nie podejmie nawet pół kontrowersyjnego działania, żeby nie zrażać do siebie wyborców. Nawet w sprawach, które aż się o to proszą.
Akcyza na pojazdy hybrydowe
Do wpisu zainspirował mnie przypadek Mazdy. Marka ma kłopot, bo uparła się sprzedawać samochody o dużej pojemności silnika. Ten plan psuje wysoka akcyza, uzależniona od tej pojemności. Wszystko byłoby wspaniale, bo jest ona obniżona o połowę w przypadku pojazdów hybrydowych, a Mazda uważa, że ma pojazdy hybrydowe.
Pojawił się jednak kłopot, bo Krajowa Izba Skarbowa uważa, że hybrydy typu mild hybrid nie są pojazdami hybrydowymi i obniżenie akcyzy się nie należy. Uważa tak, bo niewielki silnik elektryczny nie jest w stanie samodzielnie napędzać pojazdu, mimo istnienia trybu żeglowania. Sprawa miała nawet swój finał w sądzie, który uznał stanowisko Mazdy, ale konieczna jest interpretacja Ministerstwa Finansów.
Sprawa nie dotyczy tylko Mazdy, czy innych importerów, ale też osób sprowadzających używany samochód, bo też muszą płacić akcyzę, a układy mild hybrid są coraz częściej stosowane. Ministerstwo jednak nic nie wyda, bo nadchodzą wybory. Nie ma chętnych do podjęcia decyzji, od której zależą miliardy złotych, bo można zostać oskarżonym, że trafią nie tam, gdzie trzeba, na przykład do bogatych.
Spraw tego typu znajdziemy w koszyku z masłem dużo więcej.
Interwencja na rynku badań technicznych
Nie nadejdzie też interwencja na rynku badań technicznych. Branża od lat apeluje o zmianę stawek za przeprowadzanie badań technicznych pojazdów. Jest na poziomie, który nie przystaje do obecnego poziomu kosztów. Inna sprawa, że ciągle otwierają się nowe stacje kontroli pojazdów. Dziwna sprawa, skoro to biznes dwie piwnice poniżej poziomu bankructwa.
Nowe stawki to temat, który cyklinie powraca w interpelacjach poselskich, choć praktycznie żaden właściciel pojazdu na taką zmianę nie czeka. Ministerstwo, odpowiadając na kłamstwa prasy, raz mówi, że nie prowadzi żadnych prac nad zmianą stawek, by po kilku miesiącach zeznać, że jednak coś tam dłubie i nazywa to alternatywną propozycją.
Można z wysokim prawdopodobieństwem obstawiać, że do czasu wyborów nikt nawet o jedną złotówkę nie zechce podnieść ustawowo określanych stawek. Alternatywne propozycje też raczej na razie poczekają w garażu.
Dopłacanie do samochodów elektrycznych na wielką skalę
Niedawno ukazały się założenia do nowej edycji programu Mój elektryk. W wersji 2.0 dopłaty przewidziane są tylko dla osób fizycznych, także tych prowadzących działalność gospodarczą. Żadnych spółek, nipów i innych kapitalistycznych wyzyskiwaczy. Tylko prosty lud ze zdolnością leasingową, kredytową na 225 tys. zł lub gotówką w tej wysokości.
Przedsiębiorstwa większe niż Zbyszek z warzywami zostały wykluczone, mimo że w pierwszej edycji programu mogły brać dopłaty. Czy nie chciały, kupowały zbyt mało, a może ich udział był nieefektywny? Skądże, większość zakupów nowych aut w Polsce to zakupy flotowe. Wykluczenie większych przedsiębiorców jest czysto pragmatyczne. Celowo postanowiono na wolne tempo przechodzenia na elektryczny napęd, byle tylko nikt nie krzyczał, że miliardy trafiają do firm. Związek z akcyzą na pojazdy hybrydowe jest absolutnie przypadkowy.
Strefa Czystego Transportu jak Yeti
W Warszawie działa już strefa czystego transportu, tylko prawie nie da się tego zauważyć. Nie ma efektywnej kontroli pojazdów wjeżdżających i przebywających w strefie. Czasami jakiś pechowiec, wybitnie podejrzany o niezgodność z jakimikolwiek normami, załapie się na kontrolę. Wtedy pojawia się jeszcze problem tego, ile razy wjechał do strefy, bo każdemu przysługują cztery wjazdy w ciągu roku, niezależne od spełnianych norm. Tylko nie ma jak tego sprawdzić.
System jest dziurawy jak kontrola granic. Rozwiązaniem mógłby być monitoring z wykorzystaniem kamer i rozpoznawania numerów rejestracyjnych. Byłby to nieco nieroztropny krok, gdyby kandydat na urząd Prezydenta Polski obstawił kamerami miasto, w którym obecnie urzęduje i masowo wysyłał mandaty. Nic się tu do czasu wyborów nie wydarzy. Strefa stoi i śmieszy.
Upalanie Golfa na ręcznym to nie drift
Po ostatnich głośnych wypadkach śmiertelnych rząd ogłosił, że będą zmiany w przepisach. Jest to głównie zestaw bredni, które szczegółowo omówiliśmy tutaj:
Jedną z większych jest zagrożenie karą więzienia za celowe zrywanie przyczepności kół, błędnie nazywane driftem. Rządzący jakby nie zauważyli, że już dość często stosowane są kary wynoszące nawet kilka tysięcy złotych za kręcenie bączków na parkingu pod hipermarketem. Pomysł wsadzania do więzienia za zerwanie przyczepności jest tak absurdalny i bez związku z prawdziwymi problemami polskich dróg, że wstydem jest samo komentowanie go, bo komentujący ma wrażenie, że się ubrudził.
Na szczęście ktoś rządzącym doradzi, by wstrzymali konie, bo wyborcy trochę mogą nie zrozumieć tej skomplikowanej idei. Przynajmniej do wyborów nikt tego nie ruszy.
Trudno powiedzieć, czy wszystkim tym się martwić, czy jednak cieszyć. Chyba jednak kilkumiesięczny okres motoryzacyjnego bezwładu niczemu dobremu nie służy.