REKLAMA

„Fabrycznie nowe” BMW E38 nie sprzedało się za 250 tysięcy. Teraz więc kosztuje pół miliona

Nie udało ci się sprzedać wozu, bo był za drogi? Zastanawiasz się, co teraz zrobić? To bardzo proste: najlepiej będzie podwoić jego cenę. Tak jak w przypadku opisywanego BMW.

"Fabrycznie nowe" BMW E38 nadal na sprzedaż. Z dwukrotnie wyższą ceną
REKLAMA
REKLAMA

Jeżeli ktoś czyta Autoblog od samego początku, być może pamięta artykuł na temat tego samochodu. Przypomnę: mowa o wystawionym na „Giełdzie Klasyków” BMW serii 7 E38 z silnikiem V8 o mocy 286 KM. Jest to więc samochód o oznaczeniu 740i. Pochodzi z 1997 roku.

Na pierwszy rzut oka – zwykła, ale bardzo zadbana „Siódemka”.

Jest ładnie skonfigurowana – połączenie zielonego lakieru z tym kolorem wnętrza jest naprawdę gustowne. Ale najciekawszy w niej nie jest wygląd – a przebieg. Wynosi tylko 250 kilometrów. Podobno starsza pani, która kupiła ten samochód w salonie, pojechała nim tylko kilka razy na wymianę oleju do ASO. Niestety, od czasu, gdy poprzednio zajmowaliśmy się tym ogłoszeniem, minęło prawie 10 miesięcy, a nabywcy jak nie było, tak nie ma.

Poprzednio cena wynosiła 250 tysięcy złotych. Teraz – 490.

To dość ciekawa strategia biznesowa, by zamiast obniżyć cenę, podnosić ją dwukrotnie. Prawdopodobnie chodziło o wytworzenie aury ekskluzywności.

Zgadza się – prawdopodobnie nie ma drugiego takiego BMW na rynku. Nie neguję też tego, że auto jest w doskonałym stanie. Niech sobie będzie. Ale muszę powtórzyć to, co pisałem w marcu: taki zakup nie ma żadnego sensu.

Dlaczego? Już wyjaśniam.

Wyobraźmy sobie, że decydujemy się na kupienie tego E38. Płacimy prawie pół miliona, do tego zgodnie z tym, co jest napisane w ogłoszeniu, doliczamy opłaty za rejestrację auta w Polsce. Wymarzony wóz w końcu stoi pod naszym domem. I co dalej? Przejedziemy się nim po okolicy? Zabierzemy przyjaciół na przejażdżkę? A może wybierzemy się na wakacje? Nic z tego. Pojawienie się na „liczniku” kolejnych kilometrów skutkowałoby gigantyczną utratą wartości samochodu. To już przestałoby być „fabrycznie nowe E38”.

Zresztą pytanie brzmi, czy rzeczywiście jest nowe. Moim zdaniem nie. Może i jest przechowywane w szczelnej kapsule powietrznej, ale to nie znaczy, że 21 lat istnienia nie odcisnęło piętna na elementach gumowych czy częściach układu elektrycznego. Taki samochód może być co najwyżej nieużywany.

Za pół miliona można kupić nową serię 7.

Być może sprzedający liczy, że trafi się majętny fan serii 7, który kupi ten egzemplarz i będzie go traktował tak, jakby kupił go w salonie - czyli zacznie po prostu nim jeździć. Niestety, jak widać, póki co nikt taki się nie trafił. Nie dziwie się. Za 490 tysięcy można wyjechać z salonu nową serią 7. I to z niezłym wyposażeniem.

Taki samochód będzie nosił oznaczenie 730d. Pojemność, moc i liczba cylindrów (3.0 zamiast 4.4, 265 zamiast 286 i sześć zamiast ośmiu) w przypadku nowszego modelu wypadają gorzej niż w E38, ale za to nowa „Siódemka” będzie szybsza (6.2 zamiast 6.6 do 100 km/h).

Nowe BMW E38 740i

W założonym budżecie możemy sobie pozwolić na dopłatę do wersji Long, a także na pakiet Business Class, w skład którego wchodzą m.in. adaptacyjne reflektory diodowe, fotele komfortowe czy zestaw Hi-Fi Harman Kardon. Do tego można dorzucić np. funkcję masażu w przednich fotelach, lakier perłowy i 19-calowe alufelgi. W standardzie mamy już m.in. system dostępu bezkluczykowego i wyświetlacz Head-Up. Cena końcowa: 495 tysięcy złotych. W salonie na pewno dostaniemy pokaźny rabat. Może nawet na tyle duży, że będzie można pozwolić sobie na mocniejszą, 320-konną wersję 740d.

Przykro mi to mówić, ale nowe BMW 7 jest o wiele lepsze od E38.

Tak, ja też uwielbiam stylistykę E38. To nadwozie nadal wygląda świeżo, efektownie i dynamicznie. Podoba mi się rysunek kokpitu i to, jak takie auto jeździ. Ale – powiedzmy sobie szczerze – nowa Siódemka jest po prostu lepsza. Bezpieczniejsza, szybsza, wygodniejsza i cichsza w środku. Do tego – zwłaszcza w opisywanej wersji z silnikiem Diesla – mniej pali. Można w niej spokojnie połączyć telefon za pomocą Bluetooth, a w nocy lepiej widzieć drogę.

Gdy E38 kosztuje 20, 30, nawet 60 tysięcy złotych – jest ciekawym wyborem. Ale gdy w grę wchodzi pół miliona, nikt nawet nie spojrzy na model starej generacji w – bądź co bądź – zwyczajnej wersji. Zwłaszcza że po roku i przejechaniu 50 tysięcy kilometrów, nowa seria 7 co prawda straci na wartości horrendalnie dużo, ale nie aż tyle, co opisywana E38. Ona będzie już wtedy zwykłym, używanym egzemplarzem.

Już wolałbym wybrać się do Bułgarii i nakupować również fabrycznie nowych BMW E34. Kosztują tylko 15 tysięcy euro za sztukę!

To może tę Siódemkę powinno kupić muzeum?

REKLAMA

Kto wie... ale właściwie to po co jakiemuś muzeum E38 w zwyczajnej wersji za tyle pieniędzy? Inaczej byłoby, gdyby poprzednia - urodzona w 1927 roku - właścicielka była kimś znanym. Na przykład gdyby została papieżem. Ale już chyba nie zostanie.

Za kilkanaście miesięcy chętnie znowu wrócimy do tematu tego auta. Pewnie wtedy będzie już kosztować milion.

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA