REKLAMA

Włosi: nasze dziedzictwo nie jest na sprzedaż. Również Włosi: Panie Chińczyku, dywanik rozłożyć, herbatkę podać?

Włoski rząd właśnie wskoczył na pierwsze miejsce mojej prywatnej listy najbardziej dziwnych rządów świata. Gadał tak długo o dziedzictwie, że sam w to uwierzyłem, a teraz robi deal z chińskim producentem samochodów.

Włosi: nasze dziedzictwo nie jest na sprzedaż. Również Włosi: Panie Chińczyku, dywanik rozłożyć, herbatkę podać?
REKLAMA

Już cesarz Wespazjan miał powiedzieć, że pieniądze nie śmierdzą, a te chińskie dodatkowo pachną fiołkami. Od kilku miesięcy trwa zaawansowana walka włoskiego rządu z koncernem Stellantis. Włosi są pełni oburzenia, że producent ma fabryki w innych krajach i tam zleca produkcję samochodów, które później trafiają na włoski rynek i dodatkowo noszą włoskie nazwy lub emblematy. Kością niezgody była nazwa nowej Alfy Romeo Milano, która ostatecznie została Alfą Romeo Junior. Później nie spodobały się włoskie flagi na Fiacie 600 produkowanym w Polsce, ale również na Fiacie Topolino produkowanym w Maroko.

REKLAMA

To nic, że takie Volvo pcha wszędzie gdzie się da szwedzkie flagi, bo wie, że klienci lubią takie smaczki. To nic, że globalizacja sprawiła, że nie liczy się miejsce produkcji, tylko szyld pod jakim sprzedajesz. Włoski rząd znalazł odpowiednie przepisy i uderza w koncern Stellantis jak tylko może. Czasem mam wrażenie, że ktoś tam po prostu nie lubi Carlosa Tavaresa i nie wie jak mu dopiec. Włoscy przedstawiciele rządu mieli powiedzieć również, że zabiorą Stellantisowi prawa do starych włoskich marek - Autobianchi i Innocenti i oddadzą je Chińczykom. A teraz poszli dalej.

Ale zanim do tego dojdzie to nie myślcie, że Stellantis jest bez winy. Z okazji 125-lecia Fiata pokazano nowy model - Grande Panda, który powstaje w Serbii. Obecny na premierze minister przemysłu Adolfo Ursi tak się wściekł, że wezwał Stellantis do przeniesienia produkcji do Turynu, ale marka ma to w nosie. 

Włosi dogadują się z Dongfengiem

Sprowadzenie fabryki tego producenta sprawiłoby, że Stellantis straciłby pozycję lidera produkcji w tym kraju. To jak starannie wymierzony prawy sierpowy. We Włoszech ma powstać centrum produkcyjne dla całej Europy, z produkcją około 500 tys. pojazdów rocznie. A Dongfeng nie jest jedyny, bo rząd rozmawia również z Chery.

Tyle gadania o dziedzictwie, patriotyzmie, a tu nagle przychodzą Chińczycy z workiem pieniędzy i nagle to przestaje mieć znaczenie. Wszystko po to, żeby zmniejszyć bezrobocie i przy okazji utrzeć nosa Stellantisowi. Co za wspaniały konflikt, ale coś czuję, że ostatecznie nikt nie wygra.

REKLAMA

Więcej o konflikcie przeczytasz w:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA