Nurt „new-to-old” zatacza kolejne kręgi. Oto Chevrolet Corvette C6 przerobiony wizualnie na C2
Ach, jakże ciężkie jest życie. Chcesz mieć klasyczny, amerykański samochód? Będzie pewnie sporo palić, a na pierwszym zakręcie „pójdzie w botanikę”. To może coś nowoczesnego? No ale tego wyglądu żal... A co jakby połączyć oba światy?
Jak być może pamiętacie, na początku roku opisywaliśmy oferowanego na sprzedaż Chevroleta Corvette C5 przerobionego wizualnie na 1. generację tej amerykańskiej legendy. Efekt był... średni, delikatnie mówiąc. Minęło nieco ponad pół roku, a w ogłoszeniach wypłynęła ciekawa oferta. To kolejny Chevrolet Corvette przerobiony wizualnie na starszą generację, ale nastąpiło przesunięcie generacji. Zamiast przeróbki C5 na C1, tym razem mamy Corvette C6 udającą model C2 Sting Ray.
fot. Streetside Classics
Nadal nie jest to może jakieś stylistyczne cudo, ale jest o dwie klasy lepsze od poprzednio opisywanego egzemplarza.
Przyjrzyjmy się bliżej karoserii. Drzwi to oczywiście elementy niezmienione względem auta, na bazie którego powstała przeróbka - wyglądają jednak relatywnie przyzwoicie dzięki temu, że mają ukryte klamki. Nie boli tu więc brak czegoś w rodzaju chromowanego wykończenia. Kształt przedniej części kabiny również pozostał taki jak w seryjnym Chevrolecie Corvette C6 - ale też nie przeszkadza.
Kompletnie przebudowano tył samochodu, dzięki czemu faktycznie przypomina on 2. generację sportowego Chevroleta. Niezłe wrażenie pozostawia też po sobie przednia część nadwozia. Spojrzenie na bok pojazdu oczywiście demaskuje fakt, że linia boczna nie jest identyczna z klasykiem, ale ponownie: naprawdę nie jest źle, nawet felgi jako-tako współgrają z nadwoziem. O czerwonym egzemplarzu opisywanym pół roku temu nie dało się tego powiedzieć, więc pod tym względem auto oferowane przez Streetside Classics zdecydowanie wygrywa. Szkoda jedynie, że nie pokuszono się o inne poprowadzenie układu wydechowego - ten aktualnie zamontowany od razu zdradza, że coś tu nie gra.
Niestety (albo i stety, jak dla kogo), wnętrze nie przeszło absolutnie żadnych zmian. O ile osobiście lubię Corvette C6, tak uważam, że jej deska rozdzielcza jest najgorszą w historii tego modelu. Może i jest całkiem ergonomiczna, ale jest też absolutnie generyczna, praktycznie nie ma tam na czym zawiesić oka. Na szczęście choć panel wskaźników jest OK - czytelny i z większością potrzebnych informacji.
A jak to wygląda od strony mechanicznej?
Zbudowane przez Karl Kustoms auto skrywa pod maską silnik LS3 o pojemności 6,2 l. Seryjne auta z tym silnikiem oferowały od 436 do 442 KM, zależnie od zastosowanego układu wydechowego. Za przeniesienie mocy na tylną oś odpowiada 6-stopniowy „automat”. Choć aerodynamika z pewnością ucierpiała (a co za tym idzie, także prędkość maksymalna), z pewnością nadal można liczyć na przyspieszenie do 100 km/h w czasie nieprzekraczającym 5 s.
Ile to kosztuje?
15 tys. dol. A nie, chwila... Nie, przepraszam, jednak nie 15. 150. Czyli niespełna 570 tys. zł. No ja tam nie wiem, ale chyba jednak w takiej cenie wolałbym sobie kupić po jednym egzemplarzu C2 i C6...