REKLAMA

Amerykanie wycofują wsparcie dla pojazdów elektrycznych. Szury i płaskoziemcy płaczą ze szczęścia

Jaka mądra ta administracja Trumpa, a Unia Europejska głupia – czytam na stronach skupiających przeciwników samochodów elektrycznych. Tyle, że właśnie cofnęliśmy się w rozwoju, a nasze dotychczasowe wysiłki wezmą w łeb.

Amerykanie wycofują wsparcie dla pojazdów elektrycznych. Szury i płaskoziemcy płaczą ze szczęścia
REKLAMA

Sean Duffy: tak nazywa się nowy sekretarz ds. transportu (DOT) w Stanach Zjednoczonych. Warto dobrze zapamiętać tę postać, bo pan Sean zaczął swoje urzędowanie od trzęsienia ziemi w postaci memorandum. A w tym memorandum wzywa do natychmiastowego zaprzestania promowania samochodów elektrycznych, troszcząc się o portfele Amerykanów. Napisałbym, że Sean Duffy jest mądry inaczej, ale obawiam się, że mogą mnie nie wpuścić potem do Stanów Zjednoczonych. Oto, co powiedział:

REKLAMA

Pracujemy bez wytchnienia, by zrealizować wizję Prezydenta. Przewiduje ona powrót do złotych czasów motoryzacji, a osiągniemy ją, podejmując natychmiastowe działania w celu usunięcia zbytecznych rządowych programów i obniżenia kosztów dla ciężko pracujących Amerykanów. Memorandum likwiduje uciążliwe i restrykcyjne limity zużycia paliwa, które spowodowały radykalny wzrost cen nowych samochodów w ramach programu Green New Deal. Amerykanie nie powinni być zmuszani do poświęcenia swojego prawa do wyboru i uczciwej ceny podczas zakupu nowego samochodu.

Ręce opadają.

Oficjalnie chodzi o to, by nie naruszać zasad uczciwej konkurencji

W rzeczywistości – jestem tego więcej niż pewien – Sean Duffy lub ktokolwiek, kto to memorandum napisał, jest takim bezmózgim przeciwnikiem samochodów elektrycznych, jakich spotykam dziesiątkami. Mają oni swój cały zestaw nic niewartych argumentów, od niskiej trwałości, przez brak sieci ładowania, aż po pożary. Ten ostatni jest ich ulubionym, gdziekolwiek pojawia się informacja o samochodach elektrycznych – elektrofoby wpadają i krzyczą „A POŻARY? KTO BĘDZIE TO GASIŁ?”. Tak wizualizuję sobie pana Seana Duffy'ego piszącego memorandum o zakończeniu wspierania aut na prąd.

pożar fabryki toyoty
Na pewno elektryczne.

Na razie nie ma żadnych konkretów, są ogólne zapowiedzi działań

Można jednak spodziewać się istotnych zmian, na przykład znikną amerykańskie ulgi podatkowe dla osób kupujących samochód elektryczny. Uzasadnienie, jakiego używa administracja Trumpa dla tych zmian, jest absurdalne. Mianowicie zdaniem Seana Duffy trzeba zatrzymać wzrost cen samochodów. Podaje on tu przykłady, jak na przykład spadająca liczba transakcji zakupu nowych aut w cenie do 25 tys. dolarów. Albo to, że przewidziane na rok 2031 normy zużycia paliwa już wywindowały średnią cenę nowego auta do ponad 47 tys. dolarów. Ale panie kaczorze Duffy, ten wzrost cen to nie wynika z „promowania aut elektrycznych” tylko z pazerności i chciwości koncernów samochodowych. Tych samych, które pana sponsorują. Jak pan im teraz pozwoli robić co uważają, to oni tak podniosą ceny, że Amerykanie się nie pozbierają. Jeśli nie ma żadnego parasola regulacyjnego nad korporacjami, to sprzedałyby one Ziemię kosmitom dla własnego zysku.

Amerykańskie limity i tak były mało restrykcyjne, umożliwiając wciąż sprzedaż koszmarków typu pickup z V8

Dopiero na rok 2031 miał pojawić się limit, który zmuszałby producentów do osiągnięcia średniej efektywności w gamie na poziomie 50 mil z galona, czyli 4,75 l/100 km. Nie wydaje mi się to duży problem w erze istnienia hybryd i samochodów elektrycznych. Prawda jest taka, że producentów trzeba gnieść i zmuszać do tego, żeby ich pojazdy były efektywne i zużywały jak najmniej energii. W przeciwnym razie grozi nam znowu wspomniana „złota era motoryzacji” z silnikami, które może i miały 50-70 KM, ale za to spalały 20 l na 100 km i pozwalały rozpędzić się do 80 km/h. Rozumiem, że tego właśnie chcemy.

Trudno nie odczuwać rozczarowania naszymi dotychczasowymi staraniami

REKLAMA

Może akurat Polska ze swoim nędznym rynkiem samochodów elektrycznych odpowiadających za 3 proc. sprzedaży nie jest najlepszym przykładem, ale my tu w Europie ogólnie się staramy. Idziemy w elektryfikację, ograniczamy dostępność aut spalinowych, producenci muszą płacić horrendalne kary za przekroczenie emisji CO2 dla gamy. Ogólnie nasze prawodawstwo i całe nastawienie instytucji Unii Europejskiej jest jasne: samochody mają być bezemisyjne. Jeszcze nie teraz, ale wkrótce – nawet kosztem wywrócenia europejskiego przemysłu motoryzacyjnego. I po co my się staramy, skoro po drugiej stronie oceanu kaczor Duffy mówi, że zasadniczo to można emitować ile się chce i te wszystkie limity są dla frajerów?

REKLAMA
Najnowsze
Aktualizacja: tydzień temu
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA