Donald Trump chce zrobić Amerykę znowu wielką. W Stellantis zaczęli nerwowo przełykać ślinę
Donald Trump ma jeden cel - zrobić Amerykę znowu wielką. W tym celu chce po swojemu naprawić wszystkie sfery życia amerykanów - w tym tą motoryzacyjną. Zwykli obywatele przyklaskują, ale w siedzibie Stellantis zaczęli nerwowo przełykać ślinę.

Pierwsze dni prezydentury Donalda Trumpa są bardzo intensywne. Mieliśmy już rewelacje o Panamie i Grenlandii, lecz nowy-stary prezydent porusza także tematy związane z amerykańską motoryzacją. M.in. ogłosił plan wprowadzenia 25-proc. cła na import towarów z Kanady i Meksyku do USA, który siłą rzeczy obejmie także samochody. Szczególnie może na tym ucierpieć międzynarodowy koncern Stellantis, którego północnoamerykański oddział produkuje lwią część swoich samochodów poza terenem Stanów Zjednoczonych.
Pół amerykańskiego Stellantis jest produkowane w Kanadzie
Żeby zrozumieć istotę problemu międzynarodowego koncernu, trzeba zajrzeć na listę samochodów na rynek amerykański, produkowanych poza USA. W Kanadzie, główny zakład Stellantis North America w tym kraju znajduje się w mieście Windsor w prowincji Ontario. Aktualnie są tam produkowane trzy modele:
- Chrysler Pacifica
- Chrysler Voyager
- Dodge Charger
Najważniejsza jednak jest konkretna część kompleksu w Windsor, nazwana NextStar Energy, stworzona we współpracy z koncernem LG. To duża fabryka modułów akumulatorowych, która była głównym beneficjentem inwestycji koncernu o łącznej wartość 2,8 mld dol. wydanych w ciągu ostatnich dwóch i pół roku. Wg planów, miał to być główny ośrodek produkcji nowych modeli opartych na platformach dostosowanych do napędu wieloenergetycznego - pojazdów o napędach zarówno spalinowych, jak i hybrydowych i elektrycznych.
Do produkcji samochodów elektrycznych dostosowywana jest także fabryka w Brampton w prowincji Ontario. W tym roku rozpocznie się produkcja nowej generacji Jeepów Compass, posiadających wersję na prąd. Inwestycje poniesione w tym celu osiągnęły pułap niemal miliarda dol. Nastąpi to po dwuletniej przerwie w działaniu fabryki, w której wcześniej wytwarzano Chryslera 300 oraz Dodge'e Chargera i Challengera.
W kanadyjskiej prowincji Ontario znajduje się jeszcze jedna fabryka, zlokalizowana w mieście Etobicoke. Nie wyjeżdżają z niej gotowe samochody, ale jest to ważny zakład produkujący komponenty - aluminiowe bloki do silników benzynowych i skrzynie biegów montowane w modelach wszystkich marek Stellantis North America.
W Meksyku wcale nie jest gorzej
Za południową granicą Stanów Zjednoczonych, Stellantis ma dwa duże ośrodki produkcyjne. Pierwszy z nich znajduje się w Saltillo w stanie Coahuila. Składają się na nie fabryki pickupów, samochodów dostawczych i silników:
- najcięższe pickupy Ram (serie Heavy Duty)
- Ram ProMaster (bliźniak dostawczaków Stellantis znanych z Europy - Fiata Ducato itd.)
- silniki z serii Pentastar, Hemi i Hurricane, trafiające do samochodów wszystkich marek
Innym ważnym ośrodkiem jest Toluca w stanie Meksyk. Tam produkowane są modele Jeepa: obecny Compass, Wagoneer, a w tym Recon. Najważniejszy wydaje się być ten ostatni, gdyż będzie to pierwszy w pełni elektryczny model Jeepa, pełniący rolę swoistej odmiany popularnego Wranglera z napędem elektrycznym.
Więcej o amerykańskim Stellantis przeczytasz tutaj:
Co to oznacza dla Stellantis?
Jak odejmiemy samochody produkowane w Kanadzie i Meksyku, nie zostanie tego przesadnie wiele. Wyłącznie w Stanach Zjednoczonych produkowane są głównie Jeepy - Wrangler, Gladiator, Grand Wagoneer i Grand Cherokee, a oprócz nich także Dodge Durango i Ram 1500. Ogólnie rzecz biorąc, ok. 40 proc. samochodów sprzedawanych w Stanach Zjednoczonych pochodzi spoza ich granic.
25-proc. cło może znacznie wpłynąć na sytuację koncernu w Ameryce. Jeżeli nie nastąpi masowa repatriacja taśm produkcyjnych na teren Stanów Zjednoczonych, Stellantis będzie musiał się liczyć ze wzrostem cen samochodów. A trzeba pamiętać, że już teraz średnio im idzie ze sprzedażą samochodów za oceanem, więc jeszcze windowanie cen aut może już ich dobić - zwłaszcza, że część modeli z fabryk w Kanadzie i Meksyku to akurat te modele, które sprzedają się dobrze. Nie mówiąc o wytwarzanych tam kluczowych komponentach trafiających do USA. A całkowite wycofanie ich z produkcji raczej nie wchodzi w grę.
Trump jeszcze oficjalnie nie potwierdził wprowadzenia takich ceł, a nawet jeśli to zrobi, to nie wiadomo kiedy to się wydarzy. Nie zmienia to faktu, że Stellantis musi teraz opracować plany z literkami alfabetu od B do Z, żeby nie zostać z cłami na swoje samochody jak z ręką w nocniku.