Unia Europejska obniża o połowę limit tlenków azotu w powietrzu. Zacznij szukać auta na prąd
Rada UE i Parlament UE właśnie doszły do porozumienia w kwestii obniżenia o połowę limitów zawartości pyłów i tlenków azotu w powietrzu. Wydaje się, że to bez znaczenia, ale jest wręcz przeciwnie. Wskutek tego nagle wiele polskich miast będzie musiało mieć strefę czystego transportu.
Nie zapomnę jak przy okazji akcji z ustanawianiem strefy czystego transportu w Warszawie czy Krakowie redaktor Paweł napisał tekst, gdzie dał wyraz swojej obojętności wobec spraw dużych miast. Teraz zapewne będzie musiał zacząć się martwić, jak zmienić samochód na taki z Euro 6, a najlepiej na elektryczny. A to dlatego, że limity, powyżej których miasto musi coś zrobić z zanieczyszczeniem powietrza, zostały obniżone o połowę, wprawdzie z sześcioletnim okresem przejściowym, ale nadal jest to znana metoda pod nazwą „moving the goalposts”, czyli przesuwanie tyczek. Od 2030 r. dopuszczalny limit pyłu zawieszonego będzie wynosił 10 mikrogramów na metr sześcienny (obecnie 25), a tlenków azotu – 20 mikrogramów/m3 (obecnie 40). W szczególnych przypadkach przewidziano możliwość przesunięcia terminu z 2030 na 2040 lub 2035 rok, czyli już po tym, jak nastąpi zakaz sprzedaży samochodów spalinowych.
Przesuwanie tyczek oznacza, że cele, których domagają się konkretne grupy władzy lub lobbyingu, zawsze będą nie do spełnienia
Przypuśćmy, że chcemy ograniczyć ruch samochodowy o 10 proc. – taki postulat padł kiedyś na przykład w moim wywiadzie z Janem Mencwelem ze stowarzyszenia Miasto Jest Nasze. Nadchodzi termin realizacji i rzeczywiście, okazuje się że ruch samochodowy w danym rejonie spadł o 10 procent. Władza/aktyw przestają być potrzebne, bo skoro wszystko jest dobrze, to o co walczą i czym się zajmują? Zatem w ostatniej chwili zmienia się założenia z 10 na 20 proc. i cyk, gotowe, trzeba znowu cisnąć dalej. Mamy tu do czynienia z podobnym manewrem. Zacząłem szukać, jak przedstawia się emisja tlenków azotu w rozmaitych miastach na świecie i jaki jest realny poziom mikrogramów na metr sześcienny. Znalazłem niezwykle ciekawe opracowanie, pokazujące wykresy aż dla 54 miast. Oto ten najbardziej interesujący, bo zawiera Warszawę:
Właściwie nigdzie poziom NOx nie przebija 20. Tyle że to inna jednostka - nanomole, a nie mikrogramy na metr sześcienny, więc w sumie trudno stwierdzić, gdzie się znajdujemy. Mamy za to całkiem niezłe porównanie Warszawy z innymi miastami: jest znacznie gorzej niż w Berlinie, podobnie jak w Wiedniu i Budapeszcie i lepiej niż w Londynie czy Paryżu.
W Polsce natomiast sporo miast przekracza poziom 20 mikrogramów/m3
Paweł Rygas z MotoPRawdy napisał do Głównego Inspektoratu Ochrony Środowiska i ponoć aż 15 polskich miast ma przekroczone poziomy NOx, jeśli brać pod uwagę limit 20, a nie 40. A to oznacza, że za kilka lat strefy czystego transportu będą musiały też powstać w Kielcach czy Jastrzębiu-Zdroju. Oczywiście będą one polegały na tym, że ich mieszkańcy zostaną zmuszeni do wymiany aut na nowe.
Możecie mi założyć foliową czapeczkę, ale bardzo ładnie zbiega się to z moim wczorajszym wpisem i wypowiedziami pana Luki De Meo. Pan De Meo chciałby, żeby Europejczycy szybciej i bardziej masowo przechodzili na samochody elektryczne, które po 10 latach nadają się do kosza. No dobrze, tego ostatniego nie powiedział, ale jak oglądam w ogłoszeniach Nissany Leaf pierwszej generacji, to one w większości są dojechanymi śmieciami po 8-12 latach eksploatacji. Czyli obniżony limit tlenków azotu będzie pośrednio stanowił korzyść dla producentów, którzy dzięki temu sprzedadzą więcej aut na prąd. Brzmi jak teoria spiskowa, ale wiecie, te limity to ustalają ludzie. One nie są narzucone przez Boga lub kosmitów, wszystkie te wartości są jedynie konstruktem społecznym ustanowionym dla czyjejś korzyści.
Ale pamiętajcie, to wszystko dla naszego dobra
Unia Europejska nie cofnie się przed niczym, żebyście pozbyli się swoich spalinowych samochodów. Zobaczycie, wasze dzieci wam za to podziękują. Choć przy obecnym poziomie dzietności to powinienem raczej powiedzieć „wasze psy i koty”.
Zdjęcie główne: Pixabay - Ben Kerckx