Życie z rzadkim gratem to wyzwanie. Znam już sprzedawców części w całej Europie
Fiat Argenta jest samochodem nie tylko starym, ale i rzadkim. Oto wrażenia z pierwszych tygodni serwisowania i kupowania części do unikatowego i zapomnianego włoskiego klasyka.
Generalnie w świecie niezbyt drogich gratów oraz ogólnie youngtimerów można wyróżnić jedną, największą grupę pojazdów. To te auta, których posiadanie od zwykłego pojazdu używanego różni się tylko częstotliwością serwisu i cenami części. Mam tu na myśli graty każdej popularnej w Polsce marki, czyli FSM, FSO, Mercedesy czy BMW. To je najczęściej widujemy na wszelkiej maści spotach, najłatwiej je sprzedać i mają opinię pojazdów wręcz idealnych.
Natomiast prawdziwa zabawa w posiadanie klasyka zaczyna się razem z zakupem starych wozów innych marek - francuskich, japońskich czy niektórych modeli aut włoskich. Wiadomo, tutaj ktoś z przedwojennym Fiatem powie, że posiadanie Argenty to zabawa dla przedszkolaków. Tego z 508-ką przekrzyczy typ z automobilem z 1910 informując, że guzik wie o trudnościach z poszukiwaniem części. Puenta z tego żadna, zawsze znajdzie się ktoś, kto ma trudniej. A cała zabawa sprowadza się zazwyczaj do jednego - im rzadszy model, tym mniej do niego części i trudniej o fachowca, który umie go naprawić.
A przedliftowy Fiat Argenta do popularnych nie należy.
Jak na masowo produkowane auto dużej marki ten model jest bardzo rzadki. We Włoszech, gdzie powinno ich być najwięcej, w tej chwili na sprzedaż są tylko trzy sztuki, z czego jedna to patologiczny pickup-projekt. Co śmieszniejsze, wersja przedliftowa była produkowana tylko przez niecałe 2 lata. Wraz z odświeżeniem wyglądu dokonano szeregu zmian w mechanice, np. zastąpiono układ wtryskowy Bosch LE-Jetronic zestawem Weber I. A. W. Ten z przedliftowego wariantu produkowano zaledwie cztery lata, w tym przez pierwsze dwa w małych liczbach… dobra, już rozumiecie tło całej sytuacji. Dziwna wersja, krótko produkowana, włoski bałagan, przejdźmy do samej opowieści.
Niektórzy być może czytali już historię o zakupie mojego Fiata Argenty z 1982 r. Pod koniec tej opowieści Fiat trafił szczęśliwie do zaprzyjaźnionego warsztatu, ale nadal nie miał iskry. Pozostało poszukać przyczyny. Tutaj zaczęła się prawdziwa zabawa.
Wielopunktowy wtrysk elektroniczny z 1982 r. to piękna rzecz.
Zwłaszcza kiedy nie masz schematów jego działania. Znaczy jakieś bazowe znaleźliśmy. Wiedzieliśmy, że wina za brak iskry nie leży po stronie cewki, nie dostawała żadnego sygnału z modułu zapłonowego. To nie musiało wcale oznaczać awarii owego ustrojstwa. Równie dobrze mógł to być brak masy, przerwany kabel i jak udało nam się dowiedzieć z dziwnych plików PDF w internecie - niesprawny jeden z dwóch czujników określających ustawienie i prędkość silnika.
To było łatwe. Czujnik położenia wału korbowego miał złamany kabel, więc został głównym podejrzanym. Po jego wyjęciu okazało się, że to element używany szeroko w innych Fiatach, np. Seicento i Cinquecento.
Fiat Argenta dzieli niektóre części z popularnymi w Polsce modelami.
Podobnie przyjemnie naprawia się stacyjkę. W Argencie padła kostka, jak się okazało zamienna z taką z Dużego Fiata i Polonezów, dlatego mogłem ją kupić razem z czujnikiem od ręki. Brzmi wspaniale, prawda? Rzadki klasyk z częściami od popularnych tanich modeli, żyć nie umierać po prostu.
Niestety, na tym zasadniczo skończyło się kupowanie łatwo dostępnych części. Nowa kostka pozwoliła naprawić zacinającą się stacyjkę, ale czujnik nic nie pomógł. Zmierzyliśmy drugi znajdujący się na kole zamachowym, okazał się sprawny. Sprawdziliśmy i wyczyściliśmy wszystkie złącza masowe. Wszystkie drogi prowadziły do awarii modułu zapłonowego. Czyli komponentu endemicznego dla tej konkretnej wersji fiatowskiego silnika 2.0 DOHC.
Poszczęściło mi się. Na eBayu akurat na sprzedaż były dwa moduły, w tym jeden nowy. Niestety, jego zakup oznaczał dwa tygodnie oczekiwania. Nie miałem tyle cierpliwości. Kupiłem wymarzone auto, a ono ma stać dwa tygodnie na warsztacie przez jedną głupią część? W życiu. Przecież nawet nie mieliśmy gwarancji, że padł tylko moduł. Mierzyliśmy elektrykę trochę na oślep.
Samopomoc graciarska.
Postanowiłem poszukać pomocy wszędzie, gdzie się dało. Zacząłem od podpytania człowieka prowadzącego stronę Fiat Varsavia. To był strzał w dziesiątkę. Dał mi kontakt do Bartka z Krakowa, doświadczonego Fiaciarza, który chętnie dzieli się swoją wiedzą. Miał kilka Argent, więc błyskawicznie dostałem skany opisu działania i schematy mojego, jakby nie patrzeć, mało popularnego wtrysku wielopunktowego. Bartek z głowy opisał nam po kolei podstawowe procedury diagnozowania.
Jednocześnie kolega z Fiat Varsavia podesłał mi ofertę, którą przeoczyłem. Na OLX ktoś miał jeden moduł zapłonowy do mojej Argenty. W nieznanym stanie, ale za to sprzedawca mieszkał pod Warszawą. Stwierdziłem że zaryzykuję i bez zastanawiania się pojechałem po elektroniczne ustrojstwo produkcji Magneti Marelli. Na miejscu spotkałem bardzo sympatycznego graciarza, posiadacza zmodyfikowanego Poloneza Borewicza i strychu pełnego dziwnych części sprzed lat. Podczas pogawędki jako pierwszy powiedział mi o legendarnym panu spod Warszawy, który podobno ma wszystko do dziwnych Fiatów z DOHC. Wtedy jeszcze byłem pewien, że moduł starczy, więc wpuściłem info jednym uchem, drugim wypuściłem.
Otóż moduł nie wystarczył.
Założyliśmy używane metalowe pudełko, ale silnik dalej nie chciał działać. Mimo wszystko odnotowaliśmy pierwszy sukces. Iskra już wychodziła z cewki, ale nie chciała potem opuścić rozdzielacza zapłonu. To już proste, krąg podejrzeń zawęził się do palca, kopułki i przewodów zapłonowych. Sam rozdzielacz się kręcił, więc został oczyszczony z zarzutu unieruchomienia silnika. Przewody też okazały się niewinne.
Natomiast palec i kopułkę poddaliśmy brutalnej obróbce na trasie z Wrocławia, licząc na to, że to śniedź na nich odpowiadała za brak zapłonu. Możliwe, że barbarzyńskie szlifowanie na krawężniku nie zadziałało zbyt dobrze. Trudno, kopułka i palec to raczej banalne i dostępne wszędzie części, prawda?
Nieprawda.
Włosi produkując 132 i Argenty 2.0 wykorzystywali siedem różnych rozdzielaczy zapłonu. Mój należał do tych rzadszych. Co gorsza, jego części nie są zamienne z niczym. W wyniku polowania na eBayu udało się znaleźć jedną ofertę sprzedaży kopułek w Wielkiej Brytanii. Jakoś tak samo się kliknęło i dla pewności zamówiłem cztery. Nie pytajcie po co mi cztery kopułki. Kupiłem to kupiłem, co tu drążyć.
Gorzej wyszło z palcami rozdzielacza. Trafiły się we Włoszech na dwóch oddzielnych aukcjach. Napisałem maila do sprzedawcy z pytaniem o łączną wysyłkę kilku sztuk by oszczędzić 10 euro. Odpowiedzi nigdy nie dostałem, palce zniknęły w kilka godzin.
Na szczęście znam jednego człowieka, który w swoich zbiorach ma prawdopodobnie wszystko. To Tomek z FSOService. Zrezygnowany napisałem do niego czy nie ma może kopułki i palca do Argenty. Jakie było moje zaskoczenie, kiedy poinformował mnie, że w zasadzie to ma cały silnik i mogę sobie wziąć jego elementy i oddać komplet jak już za miesiąc dotrą do mnie zagraniczne przesyłki.
Połowiczne zwycięstwo.
To było to. Po założeniu innej kopułki i palca Fiat Argenta odzyskał zapłon. Ale za to zniknęło paliwo. Mamma mia! Okazało się, że pompa zaniemówiła. Ale ruszyła pobudzona na krótko i po przeczyszczeniu styków zaczęła działać normalnie z kluczyka. Zwycięstwo! Taaaaaaa. Na kilka godzin. Jeszcze tego samego dnia pompa paliwa po raz drugi zaliczyła focha i zepsuta Argenta spędziła noc u kolegi pod blokiem.
Jak się dowiedziałem od Bartka z Krakowa, pompy paliwa w tych Fiatach lubią padać po długim postoju i ogólnie są dość wrażliwe. Podał mi z głowy specyfikacje i zamówiłem sobie zamiennik. To na szczęście jedna z tych części, które są uniwersalne i wspólne ze współczesnymi Fiatami czy Alfami Romeo.
To jednak nie pompa.
Przesyłka z błyszczącą nowością częścią przyszła w dwa dni. Umówiłem się z Maćkiem z RetroSzopy, by też wpadł z zestawem złączek i elementów elektrycznych, ponieważ współczesne pompy mają przykręcane a nie wsuwane złącza elektryczne. Poza tym jego asysta w przypadku 40-letniego Fiata z humorzastą elektryką była więcej niż potrzebna.
Jak się okazało, sama pompa nie stanęła. Ginął gdzieś prąd, który powinien ją uruchomić. Na nasze nieszczęście Fiat Argenta nie ma uruchamiania pompy przez samo prymitywne włączenie zapłonu. W celach bezpieczeństwa do jej działania konieczny jest sygnał z przepływomierza o podciśnieniu w dolocie, czyli kręcącym się silniku. Ten sygnał wychodził, ale nie trafiał do pompy, w stacyjce też działy się jakieś anomalie elektryczne.
Ja bym w tej chwili rzucił wszystko i poszedł zapijać smutki, ale dla Maćka to było jakieś 20 minut odprawiania czarnej magii. Znalazł prąd i sygnał z przekaźnika bez prucia wiązek elektrycznych, a Argenta już na stałe miała dopływ paliwa.
Fiat Argenta i legendarne artefakty.
Pominąłem w tej historii jeden wątek. O kontakty i części zapytałem nie tylko znajomych, ale też ludzi z grupy Youngtimer Warsaw. Szybko dowiedziałem się kto w Warszawie zna silniki 2.0 DOHC, a także dostałem numer do pana Marka. Tego, o którym wspominał już sprzedawca modułu.
Jak się okazało ów starszy pan zna silniki DOHC Fiata na wylot i ma wszystkie części, a jeśli nie ma, to wie skąd je wziąć. Po uruchomieniu Argenty odwiedziłem pana Marka by kupić tylko nowy palec i kopułkę. Taki miałem zamiar, ale niechcący przy okazji zamówiłem listę części dłuższą niż ta, którą spisuję idąc do marketu po zakupy do domu.
Pan Marek wtryskowe Argenty zna jak własną kieszeń, więc nie tylko powiedział mi co się psuje, ale jeszcze poopowiadał o zawiłościach modelowych. Miałem tylko rację w jednej kwestii - dobrze, że części pierwszej potrzeby pozyskałem z innych źródeł na szybkości. Jako człowiek wiekowy, pan Marek nie ma tyle energii by skakać po półkach, niektóre rzeczy musi sprowadzić z zapomnianych sklepów za granicą, więc na to czego potrzebowałem muszę poczekać. W tym także na palec rozdzielacza, ponieważ nowe się panu Markowi skończyły.
Nowa poranna rutyna.
Jako że auto jeździ zacząłem na spokojnie kompletować brakujące detale. To wymagało wprowadzenia nowej porannej rutyny. Niektórzy dzień zaczynają od ćwiczeń fizycznych, inni od kawy i papierosa a ja od przeglądania eBaya. Dzięki temu udało mi się już np. kupić nowy zestaw stacyjki z kostką, kluczykami i wkładami w oryginalnym pudełku. Jeśli zastanawiacie się po co - w oryginalnej zaciął się mechanizm. Tymczasowo założyłem stacyjkę od Fiata 125p, ale irytuje mnie zupełnie inny, oddzielny kluczyk od zapłonu. W Argencie powinno się już wszystko obsługiwać jednym.
W wolnym czasie poluję też na ważniejsze graty. Na szczycie listy znajduje się dziwna, harmonijkowa guma łącząca przepływomierz z przepustnicą. Moja jest dziurawa, a dostanie drugiej ładnej graniczy z cudem. Nie, nie pasuje od niczego innego. Świetną zabawą jest też polowanie na palce rozdzielacza.
Szukając ich zanurkowałem w odmęty internetu. Nieznane firmy, które miały je w katalogu traktowały mnie jak szaleńca kiedy pytałem w mailach o dostępność. Wreszcie trafiłem jeden, jedyny w szwedzkim sklepie z częściami do klasycznych aut włoskich. To był taki sklep najbardziej rasowy z rasowych, strona postawiona w 2004 r. i tak zostawiona, tylko po szwedzku, wysyłki zagranicznej brak. Na szczęście mam kolegę ze Szwecji, który zrobił za tłumacza w kontaktach ze sklepem, a także pośrednika w wysyłce.
To trudna, ale świetna zabawa.
Oczywiście opisałem wszystkie trudności w dużym skrócie. Pominąłem studiowanie dokumentów serwisowych wyciągniętych spod ziemi oraz pamięć fotograficzną części. Np. palec rozdzielacza rozpoznam nawet obudzony o trzeciej w nocy. Ma grubsze przetłoczenie z tyłu? Błędny opis, to nie przedliftowy Fiat Argenta 2.0 i. e. O, tamten ma węższe. Będzie pasował.
By ułatwić sobie robotę i odciążyć trochę Bartka z Krakowa (ile można go pytać co jest od czego) kupiłem sobie też instrukcję serwisową z ASO Fiata. Ponownie musiałem skorzystać ze znajomości i pośrednictwa w wysyłce, tym razem z Wielkiej Brytanii. Na szczęście Steve nie miał nic przeciwko, by raz robić za mini centrum wysyłkowe.
To wszystko brzmi jak mnóstwo straconego czasu, godziny ślęczenia przed ekranem, pisania maili, wiadomości, wykonywania telefonów. I o to w sumie chodzi w tej zabawie. Fiat Argenta wymaga już trochę główkowania i starań by go utrzymać, a mi się to podoba. Dorwanie rzadkiego elementu to wyrzut endorfin, a polowanie na części mnie po prostu relaksuje. Kupując dziwne graty mam poczucie, że mam coś ciekawego, wyjątkowego, niedostępnego. Czuję się jak taki graciarski Indiana Jones. Do tego dzięki temu autu już poznałem szereg interesujących i pomocnych ludzi, a z czasem ich grono będzie się tylko powiększać. Zapytacie ile kosztują takie nieistniejące, rzadkie części, których muszę poszukiwać? Większość tyle co podobny element do współczesnego Fiata w ASO. Tylko najrzadsze z artefaktów cenowa zbliżają się do części od marek premium. Utrzymanie klasyka oczywiście musi pochłaniać trochę pieniędzy, ale raczej Fiat Argenta nie jest droższy w naprawie niż np. Mercedes W123. Różnica dotyczy głównie czasu, który trzeba poświęcić na poszukiwania. Na szczęście dla mnie to czas spędzony na świetnej zabawie.