Zabójstwo drogowe tylko jeśli sprawca był pijany? Minister zapowiedział dziwaczne prawo, które tylko pogorszy sytuację
Minister infrastruktury w rządzie koalicji zapowiedział wprowadzenie pojęcia zabójstwa drogowego. Dobrze, czekaliśmy na to. A potem okazało się, że taka kwalifikacja czynu będzie dotyczyć tylko osób, które spowodowały wypadek po pijanemu lub pod wpływem innego podobnie działającego do alkoholu środka. Co za bzdura.
W każdym roku zdarza się kilka spektakularnych wypadków, ale te niedawne, jak chociażby sprawa Sebastiana M. lub Łukasza Ż. skłaniają rząd do podjęcia kolejnych działań na rzecz bezpieczeństwa ruchu drogowego. Wiele wskazuje na to, że w roku 2024 zdarzy się więcej wypadków z większą liczbą ofiar niż w roku 2023, więc rząd musi coś zrobić. No i robi – na razie ma pomysły i koncepcje. Niektóre zapowiadały się nieźle. No to właśnie przestały, ponieważ...
Polska Agencja Prasowa podała, że minister Dariusz Klimczak zapowiedział wprowadzenie pojęcia zabójstwa drogowego...
...ale w zubożonej wersji. Zamiast po prostu traktować tak każdy wypadek spowodowany przez rażące lekceważenie przepisów, zabójstwo drogowe miałoby się ograniczać do osób prowadzących pojazdy pod wpływem alkoholu lub narkotyków. Czyli nadal przykładowy Sebastian mógłby jechać ponad 300 km/h po drodze publicznej, staranować inny pojazd doprowadzając do jego pożaru i śmierci pasażerów, ale jeśli byłby trzeźwy, no to najwyżej kwalifikacja „wypadek”. Ministrze Klimczaku, będę ci mówił na ty, bo jesteśmy równolatkami: opamiętaj się. Przestań komplikować sprawy i wymyślać koło od nowa. Zabójstwo drogowe jest takie samo, niezależnie od tego czy sprawca/sprawczyni byli pod wpływem alkoholu, czy byli zupełnie trzeźwi. Istnieje ogromna różnica między wypadkiem, gdzie np. zasłabniesz za kierownicą, zdekoncentruje cię ukąszenie osy, wpadniesz w poślizg na plamie oleju i wyjedziesz z zakrętu pod inne auto, a jazdą dwie paki po mieście, bo trzeba sprawdzić, jak to idzie. W pierwszym przypadku nie dało się przewidzieć konsekwencji, w drugim były one oczywiste – i to właśnie spełnia przesłanki zabójstwa drogowego.
Oczekuję wprowadzenia tego pojęcia bez dodatkowych wyłączeń
Nie wiem, komu rząd próbuje się umizgiwać, czy jest jakieś silne lobby osób uwielbiających bardzo szybką i agresywną jazdę, ale na trzeźwo, i trzeba się z tą grupą liczyć? Stawiam piątaka, że społeczeństwo wcale nie oczekuje, żeby ten przepis był złagodzony w tej postaci.
Padły też inne propozycje – jeszcze nie bardzo konkretne, ale już względnie jasne co do kierunku, w którym idzie rząd. Co ma się zmienić w szczególności?
- ma się pojawić kara bezwzględnego więzienia za jazdę po alkoholu lub narkotykach, lub jazdę z cofniętym prawem jazdy, albo z orzeczonym zakazem prowadzenia pojazdów;
- przez dwa lata od zrobienia prawa jazdy limit alkoholu we krwi ma wynosić zero;
- o prawo jazdy będzie można się znowu ubiegać mając 17 lat;
- jazda z odebranym prawem jazdy lub zakazem prowadzenia pojazdów oznaczać ma odebranie prawa jazdy na stałe;
- za najcięższe wykroczenia nie będzie się dawało skasować punktów karnych;
- prawo jazdy będzie zabierane za przekroczenie prędkości o więcej niż 50 km/h ponad limit także poza obszarem zabudowanym, ale z wyłączeniem dróg ekspresowych i autostrad.
To jeszcze słowo komentarza wobec powyższych propozycji
Istnieją dwa rodzaje wykroczeń czy też przestępstw drogowych, które państwo o dziwo traktuje tak samo, chociaż ich waga jest kompletnie inna. Fundamentalnie różna jest jazda po alkoholu od jazdy bez uprawnień: ta pierwsza powoduje realne niebezpieczeństwo, kierowca zachowuje się nieprzewidywalnie i może po prostu kogoś zabić. A kogo zabija jeżdżący spokojnie uczestnik ruchu, który nie ma prawa jazdy? Państwo z równą zajadłością zwalcza ludzi powodujących prawdziwe zagrożenie dla życia i zdrowia, jak i tych, którzy po prostu lekceważą przepisy, ale inni w żaden sposób z tego powodu nie cierpią. Mój znajomy jeździł rok bez prawa jazdy, jeździł zawsze spokojnie, nigdy go nie złapano
Dlatego gdybym to ja dostał do ręki narzędzia prawodawcze, to zaostrzyłbym kary za wszystkie wykroczenia typu przekroczenie prędkości o ponad 50 km/h, przejazd na czerwonym, wyprzedzanie przed przejściem dla pieszych itp. Prułbym bez litości pomiary odcinkowe i stawiałbym kamery rejestrujące wykroczenia na skrzyżowaniach. A za jazdę bez uprawnień nie karałbym w ogóle. Policjanci na miejscu przeprowadzaliby test z wiedzy o przepisach ruchu drogowego i z obsługi pojazdu, jeśli delikwent by zdał – może jechać.
Szalony pomysł? Nie tak bardzo, jak ograniczenie pojęcia zabójstwa drogowego tylko do pijanych.
Zdjęcie ministra z Gov.pl