W Warszawie ktoś ładuje Teslę z drzewa. Chyba go prąd poraził
Dawno nie widziałem tak oryginalnej instalacji do ładowania samochodu elektrycznego na ulicy – w roli głównej wystąpiły liczne przedłużacze oraz drzewo.
Jakiś czas temu pisałem o trudnościach, jakie napotkamy chcąc ładować samochód elektryczny z przedłużacza podłączonego w domu. Zwróciłem tam uwagę na brak możliwości położenia przewodu po prostu na chodniku, chyba że byłby poprowadzony w specjalnej rynience. Najwyraźniej nasi rodzimi właściciele EV są jeszcze bardziej kreatywni niż sądziłem, ponieważ w tym przypadku w instalacji do ładowania samochodu użyto drzewa jako wieszaka lub stelaża.
Jeśli używamy odpowiedniego przedłużacza, nie ma problemu z ładowaniem auta z gniazdka
Tu jednak sytuacja wyglądała nieco inaczej, na zasadzie „im dłużej na to patrzysz, tym gorzej się to przedstawia”. Pominę już brak zabezpieczenia przejściówki z przewodu sieciowego na przewód do ładowania Tesli, która leżała sobie po prostu w „zieleni”. Po bliższej inspekcji zauważyłem, że z drzewa ładuje się nie tylko Tesla, ale również Mitsubishi Outlander PHEV, który stał obok. A wszystko razem było podłączone do dyndającego z gałęzi przewodu zakończonego najzwyklejszym rozdzielaczem z 1 na 2, takim jakiego użyłoby się w piwnicy, albo przyczepie kempingowej. Do tego jeszcze bez dodatkowego uziemienia, czyli tylko na dwa bolce.
Mnie to wszystko się średnio podoba
Gdyby to było w prywatnym ogródku, nie zwróciłbym na to najmniejszej uwagi. Było to jednak w ciągu publicznego chodnika, po którym szedłem, więc cieszyłbym się, gdybym na przykład nie został porażony prądem w razie nagłej ulewy – lub nawet całkiem bez okazji. Rozumiem konieczność naładowania auta od czasu do czasu, chociaż nie wiem czy koniecznie trzeba było ładować obydwa naraz, nie jestem też pewien czy poziom druciarstwa tego rozwiązania nie jest trochę za wysoki nawet dla mnie.
Czy gdyby wprowadzić kilka ułatwień dla ładujących, takie sytuacje by się nie zdarzały?
Nie mówię, że są one powszechne, raczej wręcz przeciwnie. Powiedziałbym nawet, że wolałbym gdyby więcej osób mogło ładować swoje samochody elektryczne na ulicy, z przedłużacza podłączonego w domu, w sposób bezpieczny i zaplanowany. Gdyby istniały przedłużacze opisane jako „właściwie dla samochodu elektrycznego”, przejściówki o odpowiedniej wytrzymałości i do tego jeszcze możliwość legalnego położenia przewodu w poprzek chodnika pod warunkiem przykrycia go plastikową pokrywą – to wszystko być może sprawiłoby, że nie trzeba byłoby kombinować z drzewem i rozdzielaczami z PRL.
Wypada tu jednak powiedzieć od razu, że Polska jest krajem mało przyjaznym rozwojowi elektromobilności właśnie pod kątem tego, że mieszkamy w blokach lub kamienicach. Skazuje nas to na korzystanie z publicznych stacji ładowania, których w porównaniu do krajów „starej UE” jest śmiesznie mało, a ich liczba równie śmiesznie wolno rośnie. A jeśli elektryczną mobilność mielibyśmy przyjąć z otwartymi ramionami i porzucić śmierdzące spaliniaki, to przewody od przedłużacza wisiałyby z każdego okna. Drzewnemu ładowaczowi można tylko więc pogratulować antycypowania trendów.