Odkryłem, jaki jest idealny samochód na trasę nad morze. Możesz zabrać bagaże całej rodziny (na PSZOK)
Nie lubię testować dostawczaków, ale tym razem najnowszy Volkswagen Transporter mi się przydał. Pojechałem nim na drugi koniec kraju, by się przekonać, jaki byłby perfekcyjny wóz na polskie drogi.

Wcale nie chciałem jeździć tym samochodem. Gdy zapisywałem na test nowego Volkswagena Transportera, pomyślałem, że ucieszy się z niego inny z redaktorów, który uwielbia pojazdy użytkowe (zwłaszcza gdy mają hak - a testowy Transporter go ma). Okazało się jednak, że w tym terminie specjalista od dostawczaków będzie na drugim końcu świata. Blaszak przypadł mnie. Myślałem, że zmarnuję jego potencjał, auto będzie stało pod blokiem przez parę dni, a potem nie będę umiał o nim niczego napisać.
Ale posiadanie dostawczaka otwiera nowe możliwości

Nagle okazuje się, że ty i twoi bliscy macie w zanadrzu mnóstwo spraw, do których niezbędny okazuje się samochód dostawczy i wszyscy tylko czekali, aż ktoś dostanie w swoje ręce kluczyki do blaszaka. Żadne sportowe coupe ani luksusowa limuzyna nie wzbudziłyby równie dużego entuzjazmu. Najpierw zostałem poproszony o pomoc w dostawie roślin do pewnej firmy. Zmieściły się idealnie, a samochód był chwalony za pojemną przestrzeń bagażową.

Ponieważ dostawa odbywała się w ścisłym centrum Warszawy, przy okazji doceniłem kamery dbające o stan lakieru Volkswagena. Tak, jak pisałem w osobnym tekście na ten temat: w tym aucie polubiłem „cyfrowe lusterko”, czyli kamerę umieszczoną z tyłu, z której obraz jest wyświetlany w miejscu lusterka wstecznego. Przyzwyczaiłem się do niego - zresztą alternatywa, czyli brak jakiegokolwiek poglądu na sytuację za autem, nie jest szczególnie kusząca. Brakowało mi za to kamery wspomagającej widoczność do tyłu na skos przy skręcie w prawo. Obecnie - jak przystało na blaszaka - przecinanie ruchliwych przejazdów rowerowych należy poprzedzić szybką modlitwą. Zamiast uruchamiać we mnie ukryte pokłady religijności, VW mógłby ściągnąć od Kii i Hyundaia kamery w lusterkach pokazujące obraz na „zegarach” po wrzuceniu kierunkowskazu.

Pojechałem też na PSZOK, pomagając pozbyć się z domu rzeczy, które od dawna czekały na tego typu okazję. Tam Transporter pokazał, że jest zwrotny. To wersja dłuższa, z 3,5-metrowym rozstawem osi. Mierzy 5,584 m, co nie jest spełnieniem marzeń kierowcy manewrującego w ciasnych garażach, ale nie stanowi jeszcze tragedii. Z większości miejsc parkingowych się nie wystaje. W ofercie jest też krótszy Transporter. Na długość zajmuje mniej przestrzeni na parkingu niż nowe BMW 5 kombi.

Później okazało się, że muszę jechać w trasę
Miałem do zrobienia ponad 1000 km w dwa dni, z czego mniej więcej połowę po autostradach, a resztę po takich drogach, po jakich jeździło się w latach 90. Jeden pas w jedną stronę, spory ruch, wyprzedzanie, skrzyżowania, zakręty, górki…

Nie byłem szczególnie zadowolony, że mam pod domem akurat Transportera. Wiadomo, że wozy tego typu bardzo często przemierzają całą Polskę, albo i Europę z towarem albo częściami np. do serwisu jakichś urządzeń. Muszą się nadawać do podróży. Marzyłem jednak o czymś niższym i smuklejszym.
To Volkswagen Transporter w bogatej wersji
Odmiana Panamericana nazywa się tak, jakby można było nią zdobyć świat. Wygląda też całkiem bojowo. Niby ma „skromne” czarne zderzaki, ale w połączeniu z efektownym, zielonym lakierem i aż 19-calowymi felgami całość robi wrażenie odmiany raczej dla prezesa niż dla pracownika. Prezentuje się trochę jak SUV w wersji dostawczej. Jak widać, moda na SUV-y dociera nawet tu. Nie ma jednak zwiększonego prześwitu (jeśli już, to za sprawą większych kół).

Tak czy inaczej, Panamericana to coś innego niż zwykły, biały bus. Nie wygląda ponuro i smutno, ani na zewnątrz, ani w środku. Choć uważny obserwator może zauważyć, że ten Volkswagen coś mu przypomina…
To pytanie aż ciśnie się na klawiaturę
Czy to Ford? O ile nowy Multivan T7 to autorska konstrukcja Volkswagena, o tyle Transporter został po raz pierwszy oddzielony od Multivana. Linia szyb, wygląd kokpitu, detale - wszystko wygląda jak z Forda Transita. Nie jest to przypadkowe podobieństwo, niczym z napisów końcowych serialu.

Tak - nowy Transporter to Transit. Ten model zamienił się w swojego największego rywala. Z jednej strony, nie jest to powód do gromkiego płaczu, bo Transit jest po prostu dobrym autem. Z drugiej, trochę szkoda, że różnorodności na rynku coraz mniej.
Podobieństwa nie kończą się na linii szyb i dachu. O tym, że to takie same samochody można przekonać się w niespodziewanych momentach - na przykład gdy wyszukuje się przez Bluetooth pokładowy system multimedialny auta, na ekranie telefonu wyświetla się on jako… Ford. Nikt nie zadał sobie trudu, by to zmienić.

Jeśli chodzi zresztą o same multimedia - też zapożyczone z Forda - działają dość ospale, a obsługa nie zawsze jest tak logiczna, jak byśmy się tego spodziewali. Dobrze przynajmniej, że kierownica Transportera ma normalne przyciski, a nie dotykowy panel. Choć i tak nie zawsze „łapią” i trzeba je mocno wciskać.
Jak VW Transporter Panamericana sprawdził się w trasie?
To wóz z silnikiem diesla 2.0 o mocy 170 KM, automatyczną skrzynią z ośmioma przełożeniami i z napędem na cztery koła 4Motion. Nie da się zamówić już nic mocniejszego (wersja krótsza może mieć maksymalnie 150-konny motor). Trudno nazwać takiego busa rakietą, bo osiąga 100 km/h w 14 sekund i to na pusto. Z drugiej strony, osiągi Transportera pozytywnie mnie zaskoczyły. W codziennym ruchu nie odstaje się od innych. Połączenie pustej paki (ładowność: 739 kg), automatu, napędu na cztery koła i dość agresywnej charakterystyki diesla (mocno „kopie” w plecy) sprawia, że spod świateł można zostawić osobówki w tyle. Pali ok. 7-8 litrów na drogach krajowych i ok. 10 na autostradzie. W mieście: 10-12. Na baku da się zrobić ponad 800 km, co dla nabywców Transportera z pewnością jest ważne. Gdyby nie było, kupiliby ID.Buzza (jest piękny, ale co z tego?).

Na trasie Transporter był w swoim żywiole. Może niekoniecznie na autostradzie (przy wyższych prędkościach opory powietrza robiły już swoje - należało nastawić tempomat na 120-130 km/h i cieszyć się całkiem niezłym wyciszeniem), ale na drodze krajowej jechało mi się nim doskonale. Bardzo wygodna pozycja za kierownicą, a przede wszystkim wspaniała widoczność sprawiły, że kilometry mijały niepostrzeżenie. Gdyby ten wóz miał ze 300 KM, nie byłoby na rynku niczego, co lepiej nadawałoby się do wyprzedzania na drogach jednojezdniowych. Można patrzeć nawet ponad dachami ogromnych SUV-ów i widzi się zakręt, skrzyżowanie, zbliżającą się linię ciągłą albo teren zabudowany - czyli wszystko to, o czym kierowcy osobówek nie mają jeszcze pojęcia. Nawet z obecną mocą tego wozu można bezpiecznie wyprzedzać, gdy jest taka potrzeba - a gdy jedzie się grzecznie w sznurku aut zmierzających na wakacje nad morzem, i tak można np. odpowiednio wcześnie zacząć hamować, by uniknąć przyklejania się do zderzaka poprzedzającego samochodu.

Niesamowite, jak wygodne stały się auta dostawcze
Oczywiście, to w dużej mierze zasługa bogatej kompletacji testowego VW. Taki samochód kosztuje ok. 220 tysięcy złotych netto i mało który pracownik może liczyć na podobnie wyposażone auto służbowe. Warto jednak docenić, że jeśli ktoś już takie dostanie, będzie mógł korzystać z doskonałych LED-ów, dobrego nagłośnienia i pakietu systemów, które w niczym nie ustępują tym z Passata. Niektóre są przydatne (jak aktywny tempomat), inne - jak monitorowanie zmęczenia kierowcy - tradycyjnie męczą, działają źle i są nadwrażliwe. Normalka.

Ale biorąc pod uwagę wszystkie wady i zalety, Transporter T7 sprawdził się u mnie świetnie, zarówno w typowo użytkowych zastosowaniach, jak i jako ekspres międzymiastowy. Choć tak naprawdę, w tego typu autach prawdziwy test powinien trwać przez 100 albo i 200 tysięcy kilometrów. Trwałość, jakość obsługi serwisowej - oto, co się liczy, gdy zadaniem auta jest na siebie zarabiać. Ja mogę co najwyżej ponarzekać na powolne multimedia, pochwalić głośniki i dodać, że trochę szkoda, że teraz VW i Ford robią to samo. Choć to i tak ciekawsze niż 20-letnie Ducato klepane z pięćdziesięcioma znaczkami…

PS Zróbcie wersję, która ma 300 KM. W trasę naprawdę nikt nie wymyśli nic lepszego.