Twoje chińskie cacko na prąd kiśnie w porcie, bo Elon Musk zabrał lory
Duże europejskie porty są wściekłe na chińskich producentów, którzy z wielkim trudem przywieźli tysiące aut elektrycznych na stary kontynent, postawili je na terenach portowych i teraz kombinują, jakby je wywieźć.
Nie mam jeszcze autolawety, ale jakbym miał, to powinienem już ją odpalać i pędzić do Antwerpii albo do Bremerhaven, bo zdaje się, że są tam pieniądze do zarobienia. Chińczycy nawieźli tyle samochodów elektrycznych do Europy (oczywiście na pokładzie spalinowych statków), że nie mają ich jak wytransportować z portu. Po prostu nie istnieje tyle autotransporterów, które mogłyby zaspokoić tę potrzebę, na co dodatkowo nakłada się jeszcze niedobór kierowców ciężarówek. W związku z tym samochody stoją, klienci czekają, a władze portów są wściekłe, oskarżając Chińczyków, że robią sobie z terenu przeładunku darmowy parking. Chińczycy rozkładają ręce, bo co mają zrobić, wywozić je na wózkach?
Sytuację zaognia podany przez Financial Times powód takiego stanu rzeczy
Podobno wszystkie autotransportery z wyprzedzeniem rezerwuje Tesla, płacąc więcej niż inni są w stanie. Tym sposobem wykasza konkurencję, bo jej samochody faktycznie dojeżdżają do salonów, a inne nie. Moim zdaniem nie to jest jednak problemem numer jeden. Cała ta sytuacja jest postawiona na głowie i posiada fundamentalnie złe założenie, mianowicie takie, że Europa potrzebuje samochodów elektrycznych importowanych z Chin czy Stanów Zjednoczonych.
Nie potrzebuje.
W warunkach normalnej konkurencji produkt wytwarzany lokalnie byłby tańszy niż ten importowany przez 20 tys. km z innej półkuli. Przez dziesiątki lat Europejczycy kupowali samochody wyprodukowane na miejscu w swoich krajach: Hiszpanie Seaty, Niemcy - Ople i Volkswageny, Włosi - Fiaty, Polacy - Warszawy, a Norwegowie - co popadnie, byle taniej. Teraz okazuje się jednak, że taniej jest wyprodukować samochód w Chinach, a potem zaimportować go do Europy. W związku z tym władze Unii Europejskiej planują nałożyć dodatkowe cła i obciążenia na auta z Chin, żeby ten problem zniwelować i sprawić, by Europejczycy znowu kupowali samochody europejskie. Nie musiałoby do tego dojść, gdyby europejskie koncerny motoryzacyjne nie były tak rozleniwione, przeżarte nadmiernymi zyskami i związane nadmiernymi regulacjami, które chętnie same sobie narzuciły, licząc na wybicie mniejszej konkurencji.
Nieuniknione jest jakieś ograniczenie rynku europejskiego i amerykańskiego przed chińskimi autami
Prędzej czy później pojawią się regulacje, które gdzieniegdzie już nabierają kształtu. Nie może być tak – i ja się z tym zgadzam – żeby chińskie samochody w Europie były tańsze niż europejskie, a prawodawcy patrzyliby na to i mówili „no tak, tak działa wolny rynek”. Tymczasem jednak, korzystając z braku takich regulacji, Chińczycy nawieźli do nas tysiące aut i będą chcieli jakoś je upchać. Zaprzeczają przy tym intensywnie, że spadek popytu na rynku wewnętrznym skłonił ich do zintensyfikowania eksportu, choćby nawet bezsensownego i nieskoordynowanego. Tymczasem na facebookowej grupie nabywców nowych samochodów MG mnożą się posty o braku dostarczenia auta na zaplanowany termin odbioru. Nie denerwujcie się na MG, to nie ich wina, że Elon Musk zabrał wszystkie lory. Tak działa wolny rynek!