REKLAMA

Toyota w Europie Zachodniej łechce konserwatywnych klientów hasłem „no need to plug in”

Toyota chwali się, że ich hybryd nie trzeba ładować z gniazdka. W obliczu elektrycznej ofensywy to może być zaleta dla wielu klientów. 

Toyota hybrydy bez ładowania
REKLAMA
REKLAMA

W obliczu zagrożeń klimatycznych i widma kar ciążącego na producentach samochodów, powoli przyzwyczajamy się do narracji, że dziś naprawdę super i przyszłościowe są tylko auta ładowane prądem z gniazdka elektrycznego. Głosy, że samochody elektryczne też mają niebagatelny ślad węglowy, albo, że zamiast elektryka można będzie wybrać samochód zasilany wodorem, jakoś nie mogą się przebić do mainstreamu. 

Nie brakuje jednak kierowców, którzy nie dają się przekonać do takiego podejścia. 

I do tych próbuje dotrzeć Toyota twierdząc, że plug-iny to wcale nie jest konieczność. Przynajmniej tak odczytuję komunikat, który ma przyciągać klientów do stoiska marki podczas  trwających właśnie w Brukseli targów motoryzacyjnych. 

Toyota hybrydy bez ładowania

Naszych samochodów nie musisz podpinać do prądu.

To chyba komunikat do tych, którzy w Stanach zostają z Caravanem, a w Polsce kupują Mitsubishi ASX. Tych nieprzekonanych do nowych technologii i stawiających na rozwiązania, do których się przyzwyczaili. I oni ucieszą się, że wciąż nie będą musieli się do niczego podłączać. Szczególnie, jeśli przystaną przed tym ruchomym komunikatem Toyoty, który po chwili zapewnia, że w ten sposób można przez ponad połowę czasu jeździć na samym prądzie (more than 50% electric drive), a zużycie paliwa spada o 30 proc. (fuel consumption -30%). 

Lexus idzie jeszcze krok dalej - przypomina, że jego hybrydy same się ładują.

Tym razem zdjęcie z wielkiej reklamy na brukselskim lotnisku:

Toyota hybrydy bez ładowania

Taka narracja spotkała się ze sprzeciwem ekologicznych środowisk w Stanach Zjednoczonych, czy w Wielkiej Brytanii. Sprawa była na tyle poważna, że zajęła się nią nawet brytyjska agencja dbająca o standardy w reklamie (ASA). 25 Brytyjczyków zgłosiło zastrzeżenia, że komunikat Lexusa wprowadza w błąd, bo sugeruje, że układ hybrydowy skonstruowano tak, że silnik spalinowy ma za zadanie ładowanie akumulatorów.

Po przeprowadzeniu śledztwa ASA jednak nie znalazło powodów do ukarania Lexusa. 

Według agencji chodzi o to, że w procesie działania układu hybrydowego następuje ładowanie akumulatorów, więc użycie stwierdzenia „self-charging” jest jak najbardziej na miejscu. A że w reklamie nie ma odniesienia do innych rodzajów napędu, ani nie powiązano z wpływem na środowisko, to nie ma o co bić piany.

REKLAMA

Na marginesie - ASA już nie raz interweniowała w sprawach reklam producentów samochodów. Zabroniła emisji spotu Volkswagena, w którym pasażer miał przestraszoną minę oraz BMW, w którym „promowano nierozważną i nieodpowiedzialną jazdę” bo X5 straciło przyczepność podczas jazdy po błocie.

Toyota swoim komunikatem pewnie ma szansę przyciągnąć konserwatywnych klientów, ale czy aby przy okazji nie odsuwa tych postępowych, myślących o zakupie samochodu, który potrafi przejechać na prądzie więcej niż 2-3 km? Ciekaw jestem, jak ten komunikat wpisuje się w plany sprzedania 500 tys. elektrycznych samochodów w 2025 r. 

REKLAMA
Najnowsze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA