REKLAMA

Będzie cięte. Europejskie i amerykańskie marki pójdą do kosza, robiąc miejsce chińskim. Dajesz, Carlos

Carlos Tavares, prezes grupy Stellantis, to naprawdę złotousty mówca. Wiele z jego wypowiedzi brzmi, jakby najchętniej zasztyletował własną firmę. Właśnie skomentował, że jeśli któreś z 14 marek w grupie Stellantis nie przynoszą zysku, to trzeba będzie je usunąć. Dobra Carlos, ale to ty zarządzasz tym koncernem, to czyja to jest wina?

Będzie cięte. Europejskie i amerykańskie marki pójdą do kosza, robiąc miejsce chińskim. Dajesz, Carlos
REKLAMA

Stellantis opublikował wyniki finansowe za pierwsze półrocze 2024 r. i są one słabe, by nie rzec – fatalne. Wyobraźcie sobie, że koncern zarobił tylko 5,6 miliarda euro. No przecież nie da się tu nie przytoczyć sławnej wypowiedzi Katarzyny Figury z filmu „Kiler”: co ja sobie za to kupię, waciki? Prawdziwym problemem jest to, że ta liczba okazała się o połowę mniejsza niż zysk z analogicznego okresu roku 2023. To znaczy, że producent zamiast zwiększać zyski, to je zmniejsza, czyli de facto ma stratę. Rozumiecie to? Nie szkodzi, to jest w języku inwestorów, tego nikt normalny nie rozumie.

REKLAMA

Prezes Tavares skomentował więc to w swoim stylu, szkodząc własnej firmie

Firmy takie jak SAIC z marką MG, czy nawet w dawniejszych czasach Toyota z Lexusem, mogą opowiedzieć ile wysiłku i pieniędzy kosztuje wprowadzenie nowej marki na rynek. Jest to niezwykle skomplikowany i kosztowny proces, na który naprawdę mało kto może sobie pozwolić. W tuzinach można liczyć nieudane próby upychania Europejczykom czy Amerykanom nowych marek samochodów (Tata, Infiniti, Edsel i wiele innych). Tymczasem Carlos Tavares mówi wprost, że jeśli któreś marki koncernu Stellantis nie przynoszą zysku, to trzeba będzie się ich pozbyć. Tak Carlos, bierzesz znaną markę i wywalasz ją do kosza, od tego twoja zyskowność wzrośnie, to serio tak działa.

Złote słowa Carlosa posłały akcje Stellantis w dół o 12,5 proc., do poziomu najniższego od sierpnia 2023 r.

Może w firmie powinien być na przykład jakiś rzecznik prasowy, który powstrzymywałby Carlosa za każdym razem, jak ten zbliża się do mikrofonu. Może ten rzecznik byłby w stanie wyprodukować jakąś wypowiedź bliższą „nie wszystkie nasze marki są tak dochodowe jak chcemy, ale wspólnym wysiłkiem osiągniemy ten cel w najbliższych latach”. Zamiast tego usłyszeliśmy coś, co brzmi jak prezent dla konkurencji: wyrżniemy trochę naszych własnych marek, to rywale będą mieli więcej miejsca na rynku.

A jak radzi sobie Stellantis w rzeczywistości? Podobno ma w przygotowaniu 20 nowych modeli, które wkrótce zostaną pokazane na rynku europejskim i amerykańskim. W Europie sytuacja jest raczej opanowana, poza Polską gdzie marki tego koncernu zaliczyły totalny upadek. Jednak w ogólności podstawowe europejskie marki Stellantis, czyli Peugeot, Citroen, Fiat, Opel i Vauxhall sprzedają się wystarczająco dobrze. Maserati ma strati, ale do tego już się wszyscy przyzwyczaili. Gorzej przedstawia się sytuacja w Stanach Zjednoczonych, gdzie z czterech marek Stellantis (Jeep, RAM, Dodge i Chrysler) cokolwiek sprzedają tylko dwie – Jeep i RAM – a dwie pozostałe są niemal w uśpieniu. Próba przerobienia Alfy Romeo na Dodge'a Horneta zakończyła się koszmarną porażką. Nowy Dodge Charger został już zaprezentowany, ale na razie nie ma go w salonach, a Chrysler swojego zapowiedzianego elektrycznego crossovera nawet nie pokazał w zajawkach, tak jakby o nim zapomniano.

REKLAMA

Chrysler, DS, Abarth i Lancia - stawiałbym na którąś z tych marek na liście do zniknięcia

Żadna z nich nie ma rynkowego przebicia, tylko DS ma jakąś gamę modeli, które i tak się nie sprzedają. Nie będę zdziwiony, jak zniknie jedna, lub nawet wszystkie. Nieprzemyślane decyzje koncernów wiedzione chęcią jak najszybszego zwiększenia zyskowności za wszelką cenę toczą je potem w stronę bankructwa (jak General Motors czy British Leyland), a że rynek nie znosi próżni, to na ich miejsce pojawiają się nowi gracze. To, że tym razem przybędą oni ze wschodu, jest więcej niż oczywiste. Ale na potęgę rdzawego czerepu, Carlos, weź ty się trochę przymknij, bo po takich deklaracjach pracownicy raczej nie zyskują dodatkowej motywacji.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA