REKLAMA

Stellantis jest jak emeryt, który kisi samochód na podwórku. Nie sprzeda, będzie go robił

Koncern Stellantis nie pozbędzie się żadnej ze swoich 14 marek i żadnej nie zlikwiduje, nawet jeżeli wiele z nich ma rynkowy potencjał jak sklep z piaskiem na Saharze. To przypadek starszego człowieka, który nazbierał mnóstwo interesujących rzeczy i pozwala im gnić, ale żadnej nie sprzeda.

The all-new Dodge Charger presents a distillation of muscle car design through a modern muscular exterior that focuses on function, avoids excess and subtly acknowledges inspiration from the clean, timeless lines of its predecessors.
REKLAMA

Jeszcze niedawno sprzedawałem wirtualnego prztyczka w nos Carlosowi Tavaresowi, prezesowi Stellantis, który trochę niefortunnie powiedział, że albo marki w jego koncernie będą przynosić zyski, albo je pozamyka. Po tym wybitnie antybiznesowym stwierdzeniu kurs akcji Stellantis zapikował, a Carlos musiał na chwilę zbastować z wypowiadaniem takich gróźb. Teraz najwyraźniej wszystko wróciło do normy, bo amerykański oddział Stellantis wystosował oficjalną informację prasową, że po pierwsze to oni niczego nie sprzedają i nigdy nie planowali, a po drugie nie mają również zamiaru niczego zamykać przez 10 lat od wprowadzenia wielkiego planu rozwoju (zostało jeszcze tych lat siedem).

REKLAMA

To wszystko w odpowiedzi na propozycję prawnuka Waltera P. Chryslera

Frank B. Rhodes Jr. zaproponował Stellantis pozbycie się marek Dodge i Chrysler na jego rzecz, zapomniał tylko im powiedzieć że nie ma kasy i szuka inwestorów na ten pomysł. Próbowałem obejrzeć jego film, ale nie dałem rady, bo już po pierwszej minucie wiedziałem, że to koszmarne bzdury. Frank Rhodes opowiada o wspaniałości Chryslera 100 lat temu i o tym, ileż ikonicznych dla Stanów Zjednoczonych modeli wyprodukował ten koncern, a teraz skoro Dodge i Chrysler dogorywają w rękach Stellantis, to trzeba je ratować. Frank by bardzo chciał je przywrócić do dawnej świetności, ale ciekawe co by zrobił, gdyby zderzył się z realiami rynku. Mamy tu typową sytuację, gdzie jeden gość chce „ratować” grata, chociaż nie ma forsy, a drugi nie chce go sprzedać, bo „będzie go robił”.

Jest trochę prawdy w tym, że Stellantis zaniedbuje amerykańskie marki

Ale i te nieamerykańskie też, i od nich tu zacznę. DS Automobiles - dziwny projekt, który trudno odgadnąć czemu służy, skoro i tak wszyscy uważają, że to takie lepsze Citroeny. Gdyby wczesne DS-y nie były po prostu Citroenami, jak DS3, DS4 i DS5, to może takiego skojarzenia by nie było. A tak – mamy zupełnie osobne modele, osobną sieć dealerską, potencjalne problemy z częściami i za wysokie ceny. Tak jak Ford miał wersje Vignale, a Renault – Initiale Paris, tak i Citroen mógłby po prostu oferować najbogatszą wersję pod nazwą DS z maksymalnym wyposażeniem i pewnie wyszedłby na tym lepiej.

Abarth też jest marką po nic - nazwa ta kojarzy się nierozłącznie ze sportowymi Fiatami i nigdy nie miała nic innego w ofercie. To tak, jakby grupa VW stworzyła osobną markę dla Seata z modelu Cupra. A nie, czekaj, oni tak zrobili i odnieśli sukces. Tyle, że na tę okazję wprowadzili także zupełnie nowy model Formentor, niedostępny w gamie Seata. Fiat chyba przeoczył tę konieczność.

Nie wiadomo po co trzymać Chryslera, skoro w gamie ma jeden model: minivana Pacifica. Po co było wydzielać RAM-a z marki Dodge, skoro pickupy Dodge świetnie się sprzedawały. Po co w ogóle trzymać cztery marki na rynku amerykańskim, jeśli wszystko co się sprzedaje, to „trucks & SUVs". Chaos w portfolio Stellantis i potrzeba restrukturyzacji są zauważalne nawet jak nie jest się analitykiem rynku motoryzacyjnego.

Nie znaczy to, że trzeba wszystko zamykać albo sprzedawać

Znaczy tylko, że potrzeba kreatywnego myślenia, które pozwoliłoby jakoś poszufladkować te marki w oczach klientów. Niech Chrysler stanie się w pełni elektryczny i konkuruje z Teslą produkując auta osobowe, Dodge i RAM zespolą się znowu w jedno i skupią na dużych pickupach oraz SUV-ach, a Jeep może zostać przy swoich terenowych ambicjach we Wranglerze oraz w segmencie kompaktowych crossoverów, i wtedy to będzie miało jakiś sens.

REKLAMA

Europa też potrzebuje trochę zmian. O propozycji integracji DS-a z powrotem do marki Citroen już wspomniałem, podobnie jak Abarth powinien zostać tylko znaczkiem na najmocniejszych wersjach Fiata, ale czemu by też nie Peugeota czy Lancii? Z Maserati nie wiem co zrobić, bo po ostatnich cięciach w gamie to oni już za bardzo nie mają czego sprzedawać. Zostaje jeszcze Opel, na którego też nie widzę dobrego pomysłu. Mówię Wam, to jest takie podwórko pełne całkiem cennych przedmiotów, nad którymi właściciel niespecjalnie panuje. Czasem któryś przeczyści albo naprawi, ale ogólnie to wszystko leży i się kurzy, bo jest tego za dużo, żeby wszystko ogarnąć.

Co tylko pokazuje, że konsolidacje koncernów osiągają pewien poziom, powyżej którego to wszystko traci sens. A nie wspomniałem przecież, że jest jeszcze jedna marka Stellantis: Leapmotor.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA