REKLAMA

Samochody elektryczne wcale nie są takie ekologiczne. Czy recykling akumulatorów pomoże to zmienić?

Recykling miał być odpowiedzią na zarzuty przeciwników samochodów elektrycznych, którzy twierdzą, że sama ich produkcja pozostawia znaczny ślad węglowy. Problem w tym, że nie jest on zbyt wydajny.

Audi E Tron Baterie recykling
REKLAMA

Samochody elektryczne są przez wiele osób uważane za przyszłość ekologicznej motoryzacji - jako opcja „czystsza” niż pojazdy spalinowe. Z drugiej strony, produkcja komponentów do samochodów elektrycznych wiąże się z dużym śladem węglowym, zostawianym zanim jeszcze te samochody wyjadą z fabryki.

REKLAMA

Producenci szukają sposobów jak sobie z tym poradzić - jedną z metod jest recykling, który skutecznie pozwala na niemal nieograniczony obieg wydobytych już materiałów. Niestety, okazuje się, że i tak nie jest on wystarczający w produkcji samochodów.

Jak działa recykling baterii?

Proces recyklingu baterii rozpoczyna się od sprawdzenia stanu ich naładowania. Następnie akumulatory są wprowadzone do rozdrabniacza. Powstaje masa, z której należy usunąć zanieczyszczenia. W tym celu całość przepuszczana jest przez coś w rodzaju gigantycznego sita, następnie rozdzielana przez magnesy, wysuszona próżniowo, a na koniec przepuszczona przez prasę filtracyjną, działającą jak taka duża prasa do kawy.

W rezultacie powstaje jednorodna mieszanina chemikaliów, która jest rozpuszczana w roztworze ciekłym i prasowana w celu usunięcia z niej grafitu. Roztwór jest zobojętniany za pomocą amoniaku i nadtlenku wodoru, a następnie ponownie prasowany w celu usunięcia ostatnich śladów aluminium i żelaza.

Na koniec jest on poddawany działaniu kwasu siarkowego, amoniaku i rozpuszczalnika organicznego, co prowadzi do powstania siarczanów miedzi, kobaltu, manganu, niklu i litu. Są one przechowywane w postaci płynnej w ogromnych beczkach, podczas gdy kobalt i nikiel są krystalizowane przed odzyskaniem i ponownym użyciem w nowiutkich akumulatorach.

Więcej o samochodach elektrycznych przeczytasz tutaj:

Sami producenci się z tym nie kryją

Przykładem niech będzie Mercedes-Benz. Jörg Burzer, członek zarządu producenta spod znaku trójramiennej gwiazdy odpowiedzialny za produkcję, jakość i zarządzanie łańcuchem dostaw, w rozmowie z brytyjskim magazynem Autocar przyznał, że recykling akumulatorów nigdy nie osiągnie punktu całkowitej samowystarczalności. Dodaje, że nawet jeśli recykling wg planów osiągnie swój największy poziom w 2040 r., nadal będzie istnieć potrzeba pozyskiwania dużej ilości materiałów z kopalni.

Pomóc w zwiększaniu recyklingu ma nowy zakład Mercedesa niedawno otwarty w Kuppenheim w Niemczech. Ma on być w stanie odzyskać 96% surowców z zużytego akumulatora pojazdu elektrycznego. Zakład będzie docelowo odzyskiwał rocznie 2,5 tys. ton kobaltu, miedzi, manganu, niklu i litu. Daje to ilość surowców potrzebną na akumulatory do około 5 tys. samochodów rocznie, czyli jak na producenta wielkości Mercedesa - trochę mało.

REKLAMA

Burzer twierdzi, że osiągnięcie rocznej wydajności 2,5 tys. ton ma zająć od trzech do czterech lat. Wynika to z faktu, iż obecnie istnieje ograniczony zapas zużytych baterii litowo-jonowych, ze względu na względną nowość pojazdów elektrycznych Mercedesa. Najstarsze egzemplarze pierwszego elektryka ze Stuttgartu - EQC - mają dopiero 6 lat i trochę im jeszcze brakuje do zajeżdżenia, gdyż Mercedes ocenia żywotność swoich baterii na 8-10 lat.

Póki co w Kuppenheim recyklingowi będą poddawane baterie wykorzystane podczas badań rozwojowych i montowane w prototypach. A nawet - jak podaje pan Burzer - Mercedes jest również otwarty na przyjmowanie baterii innych producentów, a także na badanie różnych chemikaliów. Takie motoryzacyjne „uwaga, śmieciarka jedzie”. Tak, czy siak - zanim baterie nie będą wystarczająco stare, a moce przerobowe zakładów recyklingu wystarczająco duże, głównym źródłem surowców do produkcji baterii będą kopalnie.

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA