Widziałem na żywo polski samochód elektryczny Vosco EV2. Nie wiadomo, czy będzie miał poduszki powietrzne
Kto marzy o rodzimej elektromobilności, musi jeszcze poczekać. Polski samochód elektryczny Vosco EV2 dzieli od debiutu sporo czasu i miliard złotych. Widziałem go na żywo.
Hasło „polski samochód elektryczny” rozpala wyobraźnie i wzbudza albo zachwyt, albo rozbawienie. Jedni nie dowierzają, drudzy trzymają kciuki i marzą, by Polska „miała coś swojego”, tak jak Czesi mają Skodę, a Rumuni Dacię. Nawet jeśli „czeskość” czy „rumuńskość” tamtych marek można dziś kwestionować.
„W grze” znajdują się obecnie dwa projekty. Pierwszy to głośna i medialna Izera. Drugi – tworzony przez firmę z Kutna – Vosco EV2.
Właśnie widziałem Vosco na żywo
Podczas Kongresu Nowej Mobilności, który odbył się w Łodzi, miałem okazję obejrzeć dwa egzemplarze Vosco i porozmawiać z przedstawicielami firmy.
Vosco EV2 to samochód miejski. Mierzy 4,22 m. Jak mówią twórcy, platforma jest ich autorską konstrukcją. Elektryka pokładowa pochodzi natomiast z Opla, a silnik jest kupowany z zewnętrznej firmy. Własną konstrukcją Vosco są także akumulatory. Mają pojemność 31,5 kWh i nietypowe napięcie 700 V. Zasięg ma wynosić ok. 290 km według WLTP i 250 km „w prawdziwym życiu”.
Moc, jaką osiąga polski samochód elektryczny Vosco EV2, to 115 kW, czyli 156 KM. Osiągi zapowiadają się normalnie, choć nie robią wielkiego wrażenia – przy relatywnie dużej mocy, osiągnięcie 100 km/h ma zająć EV2 9 sekund. Być może to „zasługa” dość sporej masy własnej, sięgającej niemal 1500 kg.
Jak wygląda Vosco EV2 na żywo?
Miejsce, w którym wystawiono pokazywane na Kongresie egzemplarze, było dość ciemne. Przepraszam więc czytelników za słabą jakość zdjęć… myślę jednak, że te egipskie ciemności nie były przypadkowe.
Egzemplarze, które pokazano, są zarejestrowane na próbne tablice profesjonalne (białe tło, zielone litery) i jeżdżą. Pracownicy firmy przyjechali nimi z Kutna na kołach. Nie są to jednak samochody produkcyjne. Każdy z pokazowych Vosco został złożony ręcznie. Jakość spasowania przywołuje wspomnienia z „najlepszych” czasów żerańskiego FSO. Szpary między elementami wyglądają jak Wielki Kanion.
Stylistyka jest – moim zdaniem – udana
Designer musiał się mierzyć z ograniczeniami. Jako że projekt musiał w pewnym stopniu bazować na znanym wcześniej koncepcie „nowej Syreny”, określona była m.in. wielkość szyb. Trzeba było też użyć pewnych gotowych części – przykładowo, przednie reflektory nie zostały zaprojektowane od zera. To część, którą w swoich pojazdach wykorzystuje chociażby… Solaris.
Nie mam uwag do stylistyki. Polski samochód elektryczny Vosco wygląda ciekawie – zwłaszcza z tyłu. Spasowanie i jakość wykonania to już inna kwestia. Oczywiście trzeba pamiętać, że do formy produkcyjnej jest jeszcze daleko.
Wnętrze jest zupełnie prowizoryczne
Górna część kokpitu nie bez przyczyny może się kojarzyć z Oplami. System multimedialny wyświetlający się na sporym ekranie, to gotowe rozwiązanie. Na tyle, na ile zdążyłem go poznać, działa… zwyczajnie.
Gorzej robi się na dole deski. Jest niedokończona. Panel środkowy – czyli np. przyciski do zmiany kierunku jazdy – wyglądają dramatycznie, ale przedstawiciel marki pocieszył mnie, że to rozwiązanie tymczasowe. Włożono tam cokolwiek, byle tylko dało się jakoś sterować przełożeniami.
Wnętrze Vosco EV2 jest bardzo ciasne
Miejsca z tyłu – ze względu na umieszczenie akumulatorów – jest bardzo niedużo. Usiadłem za kolegą mniej więcej mojego wzrostu, który i tak nie ustawił sobie fotela odpowiednio daleko - miałem bardzo mało przestrzeni zarówno na nogi, jak i na głowę. To się w produkcyjnym Vosco już nie zmieni, podobnie jak niewygodny, mały otwór drzwiowy i wąsko otwierające się tylne drzwi.
Zmienią się – mam nadzieję - plastiki, boczki drzwiowe, fotele i kierownica. Teraz również robią wrażenie bardzo tanich. Z kierownicą wiąże się jeszcze jedna historia…
Polski samochód elektryczny Vosco EV2 nie ma poduszek powietrznych
Zauważyłem, że nawet w kierownicy brakuje airbagu. Usłyszałem, że być może Vosco otrzyma homologacje na poduszki powietrzne… a być może nie, w sytuacji gdy produkcja roczna nie będzie przekraczać 1000 sztuk. Wyraziłem swoją opinię na temat pomysłu sprzedawania w trzeciej dekadzie XXI wieku samochodu miejskiego (a nie torowej zabawki, w której tego typu braki byłyby jakoś uzasadnione) bez poduszek powietrznych i usłyszałem, że to nie kłopot, bo… auto ma bezpieczną konstrukcję. Miało to być sprawdzane podczas crash testów w PIMOT-cie. Przeprowadzono wyłącznie test zderzenia czołowego. Bezpieczeństwo konstrukcji w czasie uderzenia w bok pozostaje tajemnicą.
Kiedy polski samochód elektryczny Vosco EV2 trafi na rynek?
Do debiutu tego auta jest jeszcze daleka droga – dlatego nie wiadomo jeszcze ani tego, kiedy pojawi się w salonach, ani ile będzie kosztować i jak wymyślono jego sieć sprzedażową. Jak usłyszałem, być może zamówienia na Vosco będzie się składać w salonach Opla. To wstępne założenie, opierające się na pewnym pokrewieństwie technicznym, sięgającym czasów General Motors.
Najpierw światło dzienne musi jednak ujrzeć produkcyjna wersja Vosco. Jego twórcy mają świadomość wszystkich wad, które tutaj wypisałem – zarówno jeśli chodzi o wykonanie, jak i dopracowanie w szczegółach i ograniczenia konstrukcyjne. Zapewniają, że EV2 przekonuje do siebie podczas jazdy. Mam nadzieję, że będę miał okazję to sprawdzić.
Aby projekt Vosco został dokończony i aby trafił na rynek, konieczny jest inwestor. Głównym celem pojawienia się firmy na Kongresie w Łodzi jest znalezienie kogoś, kto sfinansuje prace. Potrzeba miliarda złotych.
Mam pewne obawy dotyczące Vosco EV2
Z całego serca kibicuję projektowi i jestem pod wrażeniem tego, że projektanci z Kutna podjęli się tej trudnej misji. Obawiam się jednak, że zanim znajdzie się ktoś z odpowiednimi funduszami (a – jak widać – nie jest tanio, choć szacunki przedstawicieli firmy brzmią rozsądnie i realistycznie), a cała sprawa ruszy z kopyta, Vosco EV2 będzie już przestarzałe.
Jedno jest pewne. Jeśli ktoś czeka w napięciu na polski samochód elektryczny, musi się jeszcze uzwoić w cierpliwość.