Nowe opłaty za wjazd do Londynu to już nie ekologia, a represje przeciwko obywatelom
Przyzwyczailiśmy się już, że w Europie zachodniej tępi się ruch samochodowy, ale do tej pory zachowywało to jakieś pozory rozsądku. Wyłamał się z tego Sadiq Khan, burmistrz Londynu. Nowe opłaty za wjazd do Londynu to już nie ekologia, to zwykłe represje przeciw obywatelom.
Wiadomo, że ruch samochodowy musi być jakoś kontrolowany i ograniczany. Władze największych miast europejskich dokonują tego w różny sposób. Niemcy mają strefy „środowiskowe”, gdzie mogą wjeżdżać tylko samochody o określonej emisji spalin. Nie jest to jednak zbyt dotkliwe, bo wycina głównie stare diesle, a auta benzynowe nie mają problemu. Tylko Hamburg zakazał wjazdu niemal wszystkim dieslom na swoją główną aleję. W Paryżu stare samochody nie mogą poruszać się w godzinach szczytu, ale to dopiero początek, bo tamtejsza merka też ociera się o granice szaleństwa, zamykając ulice wzdłuż Sekwany dla samochodów. Spowodowało to skutek odwrotny do założonego: więcej korków i zanieczyszczeń. Przykład Paryża pokazuje, że takie obostrzenia trzeba wprowadzać bardzo ostrożnie, bo mogą „odsprężynować” i zrobić krzywdę samym wprowadzającym.
Wszystkich przebił jednak Sadiq Khan, burmistrz Londynu
Londyn był pierwszym miastem z opłatą za wjazd. Do tej pory obejmowała ona tylko tzw. City of London, gdzie rzeczywiście jest ciasno, a zwolnione z niej były samochody, które według danych fabrycznych emitują mniej niż 75 g CO2 na kilometr, czyli na przykład Toyota Yaris Hybrid albo… Mercedes klasy S Plug-in hybrid. Nie martwcie się o bogatych, oni zawsze sobie poradzą.
Od 2021 r. strefa płatna w Londynie zostanie rozszerzona 18-krotnie. Tak, nie pomyliłem się. Oto orientacyjna mapa poszerzonej strefy (kolor żółty) w stosunku do aktualnej strefy (kolor pomarańczowy). Czyli wszystko, co mieści się wewnątrz dużej obwodnicy Londynu, tzw. Circular Road. Osiemnaście razy większa strefa oznacza osiemnaście razy więcej kamer ANPR, osiemnaście razy więcej danych zbieranych przez system komputerowy (albo więcej) oraz oczywiście o wiele większą biurokrację i możliwość zatrudnienia dodatkowych al-ikhwan burmistrza Khana.
Z ciekawości wszedłem na Google Street View, żeby zobaczyć jak wygląda Londyn w okolicach końca stref po czterech stronach świata.
Północ (ładny Escort... nie)
Południe
Wschód
Zachód
Jakbyście mieli wątpliwości – wszystkie powyższe ulice zostały zakwalifikowane jako „strefa ultraniskiej emisji”, czyli Ultra Low Emission Zone. Kto może do niej wjechać?
Od 2019 r. – każdy, kto zapłaci… 12,5 funta za dzień.
Ale spokojnie, będą ulgi i zwolnienia. Przynajmniej przez jakiś czas. Przez pierwsze dwa lata obowiązywania mieszkańcy strefy nie będą musieli płacić. Potem – koniec tego dobrego. Od października 2021 r. każdy właściciel pojazdu zamieszkały w strefie ULEZ też będzie musiał wnosić opłatę 12,5 funta za dzień, nawet jeśli pojedzie tylko odwieźć dziecko do szkoły. Będzie to dotyczyło samochodów benzynowych zarejestrowanych przed 2005 r. (czyli niezbyt dotkliwe obostrzenie) i diesli… sprzed 2016 r. Uwaga, bo to bardzo ważna kwestia: DPF już nie wystarczy. Te ogromne inwestycje jakie poczyniono w wyposażanie aut w filtr cząstek stałych, te zapewnienia że diesle dzięki DPF będą czyste można wsadzić sobie w rurę wydechową już osiem lat po wprowadzeniu obowiązkowego filtra. Pokazuje to tylko, że nie warto się starać i podążać za ekologią. To, co jeszcze kilka lat temu było szczytem ekologicznego zaawansowania, dziś już jest do niczego. Za chwilę okaże się, że i katalizatory SCR to też za mało, hybrydy również są nieekologiczne – i tak w kółko, każdy następny wynalazek w motoryzacji będzie coraz szybciej utrącany jako „to nie to, co powinno być”.
Niewiarygodne, że tą samą opłatą obłożono motocykle i skutery, które zajmują dużo mniej miejsca, zużywają mniej paliwa i nie powodują korków.
Dwa lata „zachodu słońca”, jak nazwano okres przejściowy, mają wystarczyć londyńczykom na zamianę nieekologicznych aut na nowe i czyste. Innymi słowy: jeśli w ciągu dwóch lat nie dasz rady zebrać pieniędzy na nowy, czysty wóz, to ukarzemy cię wysoką opłatą – wtedy tym bardziej nie zdołasz zebrać tej kasy, ale kto by się przejmował logiką, gdy chodzi o słuszną ideę?
Moim zdaniem to już nie ma nic wspólnego z ekologią i czystym powietrzem. To już po prostu represje wobec obywateli. W szczególności kwestia diesli wskazuje, w kogo skierowane jest to ogromne przedsięwzięcie logistyczne: we właścicieli prywatnych firm, dostawców, hydraulików, ogrodników itp. którzy z natury przemieszczają się dostawczakami. A te dostawczaki mają pod maską silniki Diesla. Powodzenia w umawianiu się z kurierem, hydraulikiem albo kimkolwiek kto musi przemieszczać się vanem/busem. Ceny w obrębie Londynu będą szalone, o ile w ogóle znajdą się chętni na wykonywanie takich usług. W końcu Sadiq Khan jako przedstawiciel laburzystów (Partii Pracy) w pierwszej kolejności musi brać na celownik szkodliwą prywatną inicjatywę.
Czekamy na jakąś odpowiedź z innych europejskich stolic. Może warto przywrócić pręgierze i batożyć kierowców?