REKLAMA

Krótka piłka: albo kupujesz tego SUV-a, albo wylatujesz z pracy u dealera

Mówią, że są różne szkoły motywowania pracowników, ale chyba żadna z nich nie zakłada, że należy przystawiać im rewolwer do głowy. Tymczasem w Chinach pracownik nie ma lekko.

Krótka piłka: albo kupujesz tego SUV-a, albo wylatujesz z pracy u dealera
REKLAMA

Jest taka anegdotka, która ma za zadanie wzbudzić podziw dla dawnych czasów i jednocześnie pokazać, że żyjemy w epoce jednej wielkiej fuszerki. Według tej opowieści inżynierowie oraz projektanci, którzy odpowiadali za budowę dowolnego mostu, byli ich pierwszymi użytkownikami. Jeżeli zawaliłby się, to ponieśliby słuszną karę, a jeżeli przetrwa, to znak, że wykonali dobrą robotę. Dzisiaj nikt już nie wysyła inżynierów, a rozwiązania testuje się na ludziach. Co to ma wspólnego z motoryzacją? Bardzo dużo.

REKLAMA

Czy zaufałbyś firmie, której samochodami nie chcą jeździć jej pracownicy? Czy poszedłbyś do np. Mercedesa, gdybyś wiedział, że wszyscy jeżdżą prywatnie Audi i BMW? No właśnie. Tylko jak skłonić pracowników do tego, żeby kupili samochody firmy, w której pracują? W końcu nie można wszystkim dać aut służbowych, bo to niegospodarność. Dlatego w wielu firmach istnieje system tanich leasingów/wynajmów samochodów producenta. Jest to jeden z tzw. benefitów pracowniczych. Miałem kiedyś dalszego znajomego i gdy usłyszałem ile płaci miesięcznie za swój samochód, to spytałem się, czy może wziąć drugi dla mnie. Niestety nie mógł. Ale co zrobić, jeżeli pracownicy nie chcą korzystać z marchewki? Trzeba użyć kija.

Krótka piłka: kupujesz albo wylatujesz

Rzecz działa się w salonie Onvo (submarki Nio, nie ogarniesz) w Wenzhou, niewielkim chińskim miasteczku z tylko jednym milionem mieszkańców. Pracownikom zaoferowano możliwość zakupu SUV-a L60 ze specjalnymi zniżkami. Mówiło się o braku wpłaty własnej, znacznej obniżce ceny oraz gwarancji odkupu po 6 miesiącach za 75 proc. ceny zakupu. To miało napędzić sprzedaż modelu, salon miałby lepsze statystyki w strukturach grupy i wszystko byłoby dobrze, gdyby nie ostanie zdanie komunikatu menadżera salonu. Zapowiedział, że kupno samochodu jest dobrowolne, ale jeżeli ktoś tego nie zrobi, to może szukać innej pracy.

Zrobił się szum, bo nawet w mocno cenzurowanych Chinach mieszkańcy mają dostęp do różnych komunikatorów i głos zabrał wicedyrektor Onvo. Stwierdził, że to wszystko wina zbyt bezpośredniego stylu bycia kierownika salonu. Firma tylko zachęca pracowników do jeżdżenia ich samochodami, niczego nie nakazuje i w ogóle nie róbmy scen. Tylko ten program od razu jest stworzony z niekorzyścią dla pracowników. Przy założeniu, że dealer odkupi samochód po 6 miesiącach za 75 proc. ceny i uwzględnieniu zniżki pracowniczej, będą do tyłu o jakieś 6 tys. dolarów. A kto będzie do przodu, bo sprzeda auto ponownie jako używane? Nie zgadniecie.

I tak to obecnie wygląda. Żyjecie sobie w Chinach, na każdym kroku jesteście monitorowani, macie przyznawane jakieś punkty społeczne, musicie kupić samochód u swojego pracodawcy. Potem żeby za niego zapłacić musicie chodzić do pracy, a po 6 miesiącach samochód wraca do szefa, a wy jesteście stratni kilka pensji. Wspaniała umowa. Co firma zrobiła z kierownikiem? Najwidoczniej miał tak dobre wyniki, że tylko postanowiono go przeszkolić z kompetencji miękkich. Teraz będzie mógł w spokoju kontynuować swoje praktyki, ale tym razem z zachowaniem odpowiedniego poziomu rozmowy.

REKLAMA

Więcej o chińskich samochodach przeczytasz w:

REKLAMA
Najnowsze
Zobacz komentarze
REKLAMA
REKLAMA
REKLAMA